Dariusz Mioduski: Gdyby było nas stać, pomyślelibyśmy o pomocy Wiśle Kraków

Newspix / Adam Starszyński / Na zdjęciu: Dariusz Mioduski
Newspix / Adam Starszyński / Na zdjęciu: Dariusz Mioduski

Przez brak awansu do pucharów straciliśmy kilkadziesiąt milionów złotych. Gdyby nie to, nie mielibyśmy problemów finansowych - mówi Dariusz Mioduski, prezes i właściciel Legii Warszawa.

[b]

Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Nie spodobał się panu nasz komentarz na temat polityki transferowej Legii Warszawa.
[/b]
Dariusz Mioduski: Oczywiście, że nie. Napisał pan, że ona jest robiona bez głowy. A więc cała praca, którą w to wkładamy od 1,5 roku, nie ma sensu? Tymczasem zdefiniowaliśmy ogólny model gry, sprofilowaliśmy każdą pozycję na boisku, a więc kogo chcemy szkolić, kogo szukamy. Przed każdym oknem transferowym robimy listy zawodników, których chcemy mieć, ale oczywiście musimy na to patrzeć realistycznie. Nie stać nas na zawodników idealnych. A więc są to często piłkarze obarczeni ryzykiem, tacy, którzy mieli jakiś problem, czasem nie grali z różnych względów, a do tego dochodzą też względy mentalne. Co jakiś czas można się pomylić.

Jak w przypadku Kante, który po pół roku w klubie musi odejść? Przecież to nie do pomyślenia.

W tamtym okresie był jednym z najlepszych zawodników na swojej pozycji w lidze, pozyskaliśmy go na bardzo dobrych warunkach. Miał być dobrym uzupełnieniem, ale zmienił się trener, ma inne podejście i nie widzi go w składzie.

No właśnie, gdzie tu jest polityka z głową.

Nie zmieniły się założenia na poziomie klubu a na poziomie trenerskim. Mam nadzieję, że będą to coraz mniejsze zmiany. Jeśli spojrzy pan na to, gdzie byliśmy półtora roku temu, a gdzie jesteśmy dziś, to zarzut, że robimy to bez głowy, jest nie na miejscu. Grają zawodnicy z naszej akademii, mamy więcej Polaków niż pozostałe czołowe drużyny, skład jest znacznie odmłodzony. Mamy takich zawodników jak Remy, Vesović, Martins , Cafu - to topowi zawodnicy w lidze.

ZOBACZ WIDEO Krzysztof Piątek w AC Milan! Z boiska w Niemczy na San Siro!

Patrzę na to trochę w ten sposób: przychodzi trener z Belgii, ściąga zawodników z Belgii, przychodzi Chorwat, ściąga Chorwatów, przychodzi Portugalczyk, wiadomo…

Zawsze tak jest. Nie ma innej możliwości, gdy przychodzi trener z jakiegoś środowiska i zna ludzi z tego środowiska. Jest mu wtedy łatwiej, ma rozeznanie w sytuacji. Dzięki temu przyszedł do nas Vadis, a ostatnio Andre Martins.

Ok, to jest przekonujące wyjaśnienie. Jeśli mówimy o odmładzaniu, to konsekwencja waszej sytuacji finansowej?

Nie, to jest kwestia konkretnego planu.

Oczywiście, wychowanie, wprowadzenie, sprzedaż. Ale Szymańskiego wciąż nie sprzedaliście mimo tego, że musiał pan dołożyć do interesu 40 milionów z prywatnej kieszeni.

Nie sprzedaliśmy, gdyż staramy się prowadzić ten interes z głową. Oczywiście chcemy sprzedawać zawodników, to jest jasne, ale w swoim czasie i nie za wszelka cenę. Szymański dziś ma predyspozycje, by być jednym z liderów drużyny.

Ma słabe statystyki, to wstrzymuje transfer?

Ci, którzy się znają, patrzą na boisko, na to co robi i co daje drużynie, nie tylko na statystyki.

Ale nie da się ukryć, że w przypadku zawodnika ofensywnego bramki i asysty są istotne.

Na pewno musi te statystyki poprawić, bo z czasem mogą wpływać na jego ocenę. Proszę jednak pamiętać, że to też kwestia otoczenia, bo gdyby koledzy wykorzystali sytuacje, które stwarzał, jego statystyki byłyby inne.

Wygląda na to, że okres prób i błędów zakończył się dobrze i w końcu trafiliście na naprawdę dobrego trenera.

Każdy kolejny trener, każdy kolejny sezon jest dla nas nauką. W ubiegłym sezonie zdobyliśmy dublet, ale nie powiodło nam się w pucharach i źle zaczęliśmy nowy sezon. Potrzebna była zmiana. Dziś jest faktem, że trener Sa Pinto doprowadził do sytuacji, gdy możemy mówić o poprawie sytuacji sportowej i liczyć na dalszą poprawę w rundzie wiosennej.

Czyli?

W tabeli wielu możliwości nie ma, bo jesteśmy na drugim miejscu. Naszym celem zawsze jest mistrzostwo. Jesteśmy jedynym klubem w Polsce, który w razie braku tytułu mówi o klęsce.

Może być nieco trudniej. Lechia nie zamierza się zatrzymać, odżył też Lech, który ma Adama Nawałkę. A wy się o niego staraliście.

To nie do końca tak było. Bardzo cenię i szanuję trenera Nawałkę, wielokrotnie ze sobą rozmawialiśmy, jeszcze gdy prowadził kadrę, ale nigdy nie doszliśmy do żadnych negocjacji. To był bardziej fakt medialny.

A co z Arkadiuszem Malarzem? Zostawił tu dużo zdrowia i zasług, a można odnieść wrażenie, że jest traktowany nie tak, jak być powinien.

Przyszedł trener, który nie patrzy przez pryzmat tego, co było kiedyś, a tego, co jest teraz. Jedyne, czego chce, to wygrywać i wszystko pod to podporządkowuje. Nie jest tak, że Arek Malarz został odstrzelony przez Sa Pinto od początku. Grał i stracił miejsce.

Jest jednak różnica między stratą miejsca, a byciem niemalże stłamszonym. Chyba sam to tak odebrał.

Rozmawiałem z Arkiem kilka razy, rozmawiałem też o tym z trenerem. I trener postrzega tę sytuację w inny sposób niż zawodnik. Najpierw do jego gry pasował mu bardziej Radek Cierzniak, więc to nie było tak, że został odstrzelony bramkarz wiekowy i na jego miejsce wskoczył młody. Cierzniak miał kontuzję i na jego miejsce wskoczył Majecki i tę szansę wykorzystał. To nie jest temat, który zamiatamy pod dywan, bo Arek jest w klubie bardzo szanowany. Ja nie będę mówił trenerowi, kogo ma brać do drużyny, ale ze względu na szczególny szacunek dla Arka jako człowieka, a także dla jego zasług, przygotowaliśmy dla niego wyjątkową propozycję.

Trener w akademii?

To tylko element, zresztą to byłby początek jego drogi trenerskiej, w przyszłości miałby być asystentem Krzysztofa Dowhania, pracować przy pierwszym zespole. Ale równocześnie działałby w strukturach klubu i byłby jego ambasadorem. Nie będę mówił o szczegółach, ale to oferta przygotowana specjalnie dla Arka, dająca mu bardzo wiele możliwości.

To oznacza koniec kariery.

On ma 39 lat i musi pomyśleć, czy lepiej grać z rezerwach lub walczyć w jakimś ligowym klubie, czy też po trzech tytułach zawiesić buty na kołku i podjąć pracę, która otwiera mu zupełnie nowe możliwości na resztę życia. Wielu piłkarzy marzy o takiej szansie.

Ok, czyli przyjmujemy, że sprawa Malarza nie jest kwestią oszczędności. Skoro przy tym jesteśmy, to jeszcze niedawno wieszczono wręcz bankructwo klubu.

Na kawę nas jeszcze stać.

Potwierdzam. Ale z prywatnych środków musiał pan dołożyć.

Tak, choć przyznam, że nie zakładałem, że będę musiał w takim wymiarze się finansowo zaangażować. Dla mnie to jednak kwestia odpowiedzialności, bo klub to nie jest zwykła firma. Najbardziej martwi mnie to, że gdyby nie ta sytuacja, którą mamy, nasz rozwój byłby szybszy.

To tylko kwestia braku awansu do pucharów?

Tak. Wciąż mamy strukturę kosztową, która nie zakłada, że nie będziemy grali w pucharach.

Strategiczny błąd.

Tak, ale to nie jest błąd popełniony w ostatnim okresie, a trzy lata temu, gdy weszliśmy do Ligi Mistrzów. Pojawiły się pieniądze, a wraz z nimi bardzo długie i wysokie kontrakty. Od tamtej pory nie możemy zejść istotnie z kosztów. To wymaga czasu.

Wpadliście w pułapkę?

Mieliśmy szeroką kadrę złożoną z doświadczonych, starszych zawodników. Kontrakty zostały, a ta sama kadra bez Vadisa nie zakwalifikowała się nawet do Ligi Europy. Błędem było założenie, że te sukcesy będą trwały wiecznie.

Nie myślał pan o tym, gdy podpisywaliście umowy?

Wtedy to nie była moja rola, w większości transferów w tamtym kluczowym okresie nie miałem udziału.

Rozumiem. Zastanawiam się, czy właśnie wasze rozejście ze wspólnikami nie było częściowo powodem tych kłopotów? Łatwiej jest mając trzy źródła finansowania niż jedno.

Były jedno i pozostało jedno. Proponowałem wtedy, żebyśmy podnieśli kapitał, ale nie było takiej woli ze strony wspólników. Teraz dochodzimy do takiego momentu, że pod koniec sezonu sytuacja powinna się ustabilizować. Nie szalejemy na rynku, nie podpisujemy długich, drogich kontraktów. Kilka z nich się niedługo kończy.

Koszty sportowe związane dziś z funkcjonowaniem części sportowej Legii to?

Około 80 milionów złotych.

Więcej niż budżety zdecydowanej większości klubów w lidze. Ile jesteście w stanie zejść?

Na razie nie zeszliśmy za dużo, ale kilka milionów na pewno. Strata związana z tym, że Legia nie weszła do pucharów przez dwa kolejne sezony to kilkadziesiąt milionów złotych.

Gdyby były puchary nie byłoby tematu finansów?

Dokładnie tak.

Czyli rozumiem, że kibice nie powinni spodziewać się jakiś spektakularnych transferów?

Nie, spektakularnych nie. Proszę jednak spojrzeć z drugiej strony. Pytał się pan o Szymańskiego, miała być wielka wyprzedaż. I jej nie ma. Na razie nikt nie odszedł. Niektórzy zawodnicy odejdą, ale to głównie ci, którzy nie są filarami drużyny, a z punktu widzenia finansów są obciążeniem budżetowym. Ci kluczowi zostają.

Obserwuje pan sprawę Wisły?

Tak.

Przypomniała się historia z Bundesligi, gdy konającą Borussię wspomógł finansowo Bayern.

Gdybyśmy mogli sobie na to pozwolić i bylibyśmy w innej sytuacji finansowej, pewnie byśmy o tym pomyśleli. Zresztą proszę zobaczyć, że my nie wyrwaliśmy im za darmo żadnych zawodników. A mogliśmy, bo ich agenci się do nas zgłaszali. Aspekty sportowe oczywiście też były ważne.

Jagiellonia nie miała skrupułów.

Widać mają inne podejście.

W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" znowu poruszył pan temat: "Legia jako szczyt piramidy w Polsce". Po pierwsze, "dla młodych zawodników lepiej, by pograli w Legii, dopiero szli na Zachód", po drugie "więcej z praw telewizyjnych dla Legii".

Nie, tego nie powiedziałem. Nigdy nie mówiłem o Legii. Chciałbym, żeby w Polsce wyłoniło się kilku liderów, którzy będą ciągnąć ligę. Chciałbym oczywiście, żeby jednym z nich była Legia.

To przecież oczywiste, nie trzeba tego dodawać.

Ok, jednak dwa nasze tytuły w ostatnich latach wygrywaliśmy w ostatniej kolejce, w piłce nic nie jest oczywiste.

Jakie są reakcje na takie propozycje?

Nie chciałbym, żeby to źle zabrzmiało, ale wiele osób nie rozumie kontekstu. Jest takie myślenie, że lepiej wszystko uśrednić, ściągnąć w dół tego, który się wybija. Lubimy sukcesy Polaków za granicą, ale jeśli ktoś chce się wybić tu, trzeba go ściągnąć w dół.

Ale wracając do Ekstraklasy…

Czy jesteśmy zadowoleni z miejsca, w którym jest nasza liga? Chyba nie. Więc coś trzeba zmienić. Są dwie drogi. Jedna to idziemy drogą angielską. Czyli wszyscy mają podobne pieniądze z praw telewizyjnych.

W Niemczech jest podobnie.

Tak, dokładnie. Tyle, że my jesteśmy w zupełnie innym miejscu, na innym etapie. W tamtych ligach czołowe kluby mają inne źródła dochodów. Dlatego musimy iść inną drogą i bierzmy wzór z lig, które są choć trochę zbliżone do naszej i przeszły podobna drogę.

Wy też macie większe możliwości niż Piast Gliwice.

Tak i je wykorzystujemy, ale wciąż są to ograniczone możliwości. Patrzmy na takie ligi jak belgijska, holenderska, portugalska, rosyjska, turecka. W każdej tej lidze są drużyny, które wyraźnie dominują, odstają od reszty. Te ligi są postrzegane jako lepsze, ponieważ mają 3, 4 drużyny, które wyraźnie dominują i ciągną ligę.

Wy wciąż macie "pole position" i najszybszy samochód, a co ma powiedzieć ten symboliczny Piast Gliwice?

Tak, mamy, bo jesteśmy w Warszawie, mamy najwięcej kibiców, również w całej Polsce. Każdy ma inny model biznesowy.

Ale przecież i tak z nowego kontraktu telewizyjnego wszyscy dostaną dużo więcej niż mieli, wy również.

Tak, ale proszę pomyśleć, co by było, gdyby np. Legia i Lech sprzedawały prawa do transmisji samodzielnie? Ile byłyby one warte?

Oczywiście, że nie mniej niż połowę, ale wydaje się to niewykonalne.

Trudno powiedzieć, ale oczywiście nie o to chodzi, bo my chcemy dodawać wartości lidze. Jest pewna rzecz, której ludzie nie zauważają. W Europie tworzy się polaryzacja. Bogaci i biedni. Różnica jest coraz większa i w ciągu najbliższych 10 lat to będzie przepaść. Kluby z europejskiego szczytu uciekną reszcie. Pytanie, czy jest szansa, by polska drużyna utrzymała się w elicie. Może nie w dwudziestce ale sześćdziesiątce.

Nie sądzę.

A ja uważam, że mamy szansę. Rozmawiam z ludźmi z największych europejskich klubów i wszyscy się dziwią, że z kraju takiego jak Polska nie ma dwóch drużyn w tej elicie. A więc jest pytanie: o co my walczymy. Czy o to, żebyśmy wszyscy byli średni?

Ok, ale rozmawialiście o tym z Piastem czy Górnikiem czy podobnymi klubami?

Nie ma co ukrywać, że nie jesteśmy w stanie ich przekonać, dlatego pewnie za chwilę odpuszczę i skupię się tylko na Legii.

I co im pan mówi: "Słuchajcie, musicie dać więcej kasy dla najlepszych, ale kiedyś być może będziecie mieli z tego korzyści". Co im to da w perspektywie dziesięcioletniej?

Prawa medialne w Polsce będą znacznie więcej warte, będzie dobry produkt. A dziś ludzie odwracają się od piłki, wybierają ligi zagraniczne. Nikt nie zyskuje, a najbardziej tracą na tym właśnie takie drużyny jak Arka, Piast czy Pogoń.

Źródło artykułu: