Julien Faubert: najdziwniejszy transfer w historii Realu Madryt

Getty Images /  Warren Little / Na zdjęciu: Julien Faubert
Getty Images / Warren Little / Na zdjęciu: Julien Faubert

W większości krajów zakończyło się właśnie okienko transferowe. Tej zimy próżno jednak było znaleźć równie niedorzeczny ruch co transfer Francuza na Bernabeu: - Agent Fauberta powinien za to otrzymać tytuł szlachecki - opowiadał niegdyś Paul Merson.

W tym artykule dowiesz się o:

- Pamiętam, jak jechałem klubowym autobusem na mecz przeciwko Fulham i nagle otrzymałem telefon od kogoś przedstawiającego się jako przedstawiciel Królewskich. Wyśmiałem faceta i rzuciłem słuchawką. Po meczu zobaczyłem, iż mam 15 nieodebranych połączeń oraz 20 nieprzeczytanych wiadomości. Wtedy dopiero pomyślałem, że mnie nie okłamał - tak brzmiał pierwszy komentarz Juliena Fauberta jako zawodnik Realu Madryt z 2009 roku. Francuz, który przybył na Bernabeu z angielskiego West Hamu wcale się nie mylił. Bo jego półroczne wypożyczenie do stolicy Hiszpanii to jeden wielki żart. Od transakcji, który otwiera wiele zestawień na najgłupszy ruch transferowy w historii futbolu minęło już 10 lat (Włosi uważają, iż przejście Piątka do Milanu to najważniejszy transfer stycznia => więcej przeczytasz TUTAJ).

"Faubert? Słyszę o nim pierwszy raz"

Jak inaczej określić jednak transfer do jednego z największych klubów świata zawodnika, który w pierwszej połowie sezonu dla średniaka Premier League zagrał jedynie 8 spotkań. A więcej czasu spędził nawet w gabinetach na leczeniu kontuzji. Trudno więc było się dziwić frekwencji na prezentacji nowego nabytku. Bo Francuza przywitało - i tu uwaga - 50 osób. A i tak większość z nich skusiła do przyjścia głównie obecność legendy Królewskich, Alfredo Di Stefano, który wręczył Faubertowi koszulkę z numerem 18.

Fani Realu nie przyjęli nowego zawodnika z otwartymi dłoniami. Grobowe nastroje powielano - o dziwo - również w klubowych biurach. Trener Juande Ramos, prezydent Vicente Boluda oraz dyrektor sportowy Predrag Mijatović upierali się, że o Faubercie usłyszeli pierwszy raz, gdy Francuz przylatywał do Madrytu. Dopiero agent piłkarza, Yvan Le Mee, o którym wspomniał Merson w kontekście tytułu szlacheckiego, rozwiał po latach wszystkie wątpliwości. - Dla Juande Ramosa, ówczesnego szkoleniowca Królewskich, piłkarz miał wypełnić lukę, która wytworzyła się po fiasku rozmów z Antonio Valencią. Wtedy jeszcze zawodnikiem Wigan - komentował.

ZOBACZ WIDEO Stadion Milanu od środka. "Wyjście tunelem na murawę powoduje nagły wzrost adrenaliny!"

Po słowach Le Mee morale klubu otrzymało jeszcze mocniejszy cios. O dziwo, znów od samego siebie. Dokładniej wraz z promocją działu marketingowego, który przedstawił najnowszy nabytek jako następcę... Zidane'a. Powód? To właśnie Faubert przywdział jako pierwszy po Zizou numer 10 w reprezentacji Francji. Wyzwanie nawet i nie przytłoczyło skrzydłowego, gdyż w ostatnich sekundach swojego debiutu przeciwko Bośniakom strzelił zwycięską bramkę. Sęk w tym, iż był to jedyny występ piłkarza w zespole Trójkolorowych. A od wspominanego meczu do transferu zdążyły minąć 3 lata.

Drzemka w meczu o tytuł

Szumne deklaracje na papierze są w stanie przyjąć wszystko, lecz i tak trafiają pod sąd, gdy trzeba wyjść na boisko. Tak samo było podczas pierwszego występu Fauberta w barwach Realu. Mecz przeciwko Racingowi Santander w niczym nie przypominał o przywoływanym debiucie w francuskiej kadrze. Zawodnik zaprezentował się na tyle słabo, że sam Juande Ramos wyznał na pomeczowej konferencji, iż Faubert pokazał wszystkim "swoją nudną twarz". Inna, bardziej kolorowa rzeczywiście istniała. Lecz jedynie poza boiskiem.

Bo właśnie tam działy się najbardziej interesujące sceny z pobytu Francuza na Bernabeu. Jak podczas kluczowego o mistrzostwie starcia z Villarealem, gdy Faubert uciął sobie drzemkę na ławce rezerwowych. - Byłem zbyt przemęczony treningami oraz znudzony przebiegiem drugiej polowy. Zamknąłem oczy jedynie na parę minut - tak sam piłkarz skomentował swoje zachowanie, które na następny dzień obiegło wszystkie sportowe dzienniki. Po słynnej już wypowiedzi każdy następny wywiad Francuza był możliwy jedynie za ingerencją rzecznika prasowego Królewskich.

Cenzurę dosięgła również rozmowa, w której Faubert opowiadał o swojej wrodzonej pracowitości. Nie minął jednak tydzień, a piłkarz opuścił jedną z sesji treningowych Królewskich. Sam Faubert tłumaczył się słabą znajomością języka hiszpańskiego, a zaistniała sytuacja to jedynie wielkie nieporozumienie. Gdy szkoleniowiec zapowiadał piłkarzom zmniejszenie natężeń na jednostkach treningowych, Faubert zrozumiał to jako znak, że dostaje od trenera dzień wolnego.

Przeczytaj także: John Carew - ze stadionu na czerwony dywan

Jedynym, który wziął wówczas w obronę swojego kolegę z zespołu był Sergio Ramos, lecz nawet i jego wsparcie nie wystarczyło, aby po sześciu miesiącach Francuz nie opuścił Santiago Bernabeu. Licznik Fauberta w barwach Realu zatrzymał się na 54 minutach. Każda z nich kosztowała Królewskich 28 tysięcy euro.

Gorszy od piłkarza Sandecji

- Nie żałuję absolutnie niczego co wydarzyło się podczas mojej kariery - wyznaje po latach Faubert, który po odejściu z Realu zdążył zwiedzić aż sześć krajów: Anglię, Turcję, Francję, Szkocję, Finlandię oraz Indonezję. Prawidłowa ścieżka rozwoju. Tylko trzeba odwrócić kolejność państw.

Ponad dwa lata temu szefowie szkockiego St Johnstone zechcieli wydać na zawodnika 200 tysięcy euro. Śmieszna kwota, która dawała wzajemne korzyści dla obu stron. Klub otrzymałby marketingowy wystrzał w górę, a Faubert kolejną kotwicę rzuconą od losu. Piłkarz oblał jednak testy. Sportowe, nie medyczne. A St Johnstone zamiast jednokrotnego reprezentanta Francji zatrudnił bułgarskiego stopera. Był nim Plamen Krachunow, który przywdziewał nie tak dawno koszulkę Sandecji Nowy Sącz.

Oprócz transferu Paulinho do Barcelony zostaje to jeden z nielicznych symptomów, iż polska piłka klubowa jest bliżej wielkiego futbolu niż malują ją europejskie puchary. I nie wiadomo już z czego się bardziej śmiać? Z chwytania się takich nadziei czy pobytu Fauberta na Santiago Bernabeu.

Źródło artykułu: