Niesmak i niedosyt pozostają - rozmowa z Grzegorzem Kasprzikiem, bramkarzem Piasta Gliwice

Piast Gliwice utrzymał się w szeregach ekstraklasy. Bramkarz niebiesko-czerwonych - Grzegorz Kasprzik odczuwa jednak spory niedosyt, bo jest przekonany, że drużyna mogła powalczyć nawet o miejsce w górnej części tabeli. - Siódma lokata była na wyciągnięcie ręki - mówi niespełna 26-letni zawodnik w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Agnieszka Kiołbasa
Agnieszka Kiołbasa

Agnieszka Kiołbasa: Sezon 2008/09 w ekstraklasie przeszedł do historii. Jak oceniasz postawę Piasta w zakończonych niedawno rozgrywkach?

Grzegorz Kasprzik: Na pewno, co pokazują wyniki, runda wiosenna była lepsza w naszym wykonaniu. Jesienią gra nie wyglądała tak, jakbyśmy tego chcieli. Utrzymaliśmy się w ekstraklasie przede wszystkim dzięki dobrej postawie w 2009 roku.

Przed sezonem zakładaliście, że powalczycie o utrzymanie. Cel osiągnęliście, ale na koniec pozostaje chyba niedosyt, bo mogliście zakończyć rozgrywki nawet na siódmym miejscu...

- Szczególnie ten ostatni mecz z Lechią Gdańsk nam nie wyszedł, a bardzo chcieliśmy sięgnąć w nim po trzy punkty. Siódme miejsce było w naszym zasięgu. Gdybyśmy wygrali tamto spotkanie, zakończylibyśmy sezon na wysokiej lokacie. Niesmak i niedosyt pozostają.

Walka o utrzymanie momentami była bardzo trudna. Były chwile, w których zaczynaliście wątpić w możliwość realizacji celu?

- Na pewno nie. My piłkarze cały czas wierzyliśmy. Sztab szkoleniowy utwierdzał nas w tym, że jesteśmy drużyną, którą stać na utrzymanie. Jak pokazał sezon, mogliśmy powalczyć nawet o środek tabeli, ale niestety zakończyliśmy rozgrywki na jedenastym miejscu. Siódma lokata była na wyciągnięcie ręki, bo rywalizacja była bardzo wyrównana.

Wielu twierdzi, że zmiana na stanowisku trenera odmieniła wasze oblicze...

- Jak najbardziej. Przyjście trenera Fornalaka tchnęło w nas nowego ducha, wolę walki. Można to różnie nazywać, ale na pewno osoba szkoleniowca miała duży wpływ na tą przemianę.

Większość spotkań rozgrywaliście poza własnym stadionem. Zastanawialiście się, jakby to było, gdybyście przez cały sezon mogli grać w Gliwicach?

- Nie ma co gdybać. Była taka sytuacja, jaka była i graliśmy tam, gdzie musieliśmy. Nie ma sensu zastanawiać się nad tym, co by było gdyby. Najbardziej cieszy nas utrzymanie. Osiągnęliśmy cel, który stawialiśmy sobie przed sezonem.

Kilkakrotnie w tym sezonie mogliście usłyszeć na swój temat nie najlepsze opinie. Wielu skazywało was na pewny spadek. Wbrew znawcom utrzymaliście się w ekstraklasie...

- Tym bardziej się cieszymy, że w takiej sytuacji, gdzie wielu ekspertów skazywało nas na degradację, pozostawiliśmy za swoimi plecami sporo zespołów.

Po wiosennej porażce z Cracovią, znaleźliście się w bardzo trudnej sytuacji. Spadliście na ostatnie miejsce w tabeli. Odbiliście się jednak od dna i zaczęliście wygrywać mecz za meczem. Co miało na to największy wpływ?

- Trener nas odpowiednio mobilizował przed kolejnymi meczami. Spotkanie z Cracovią przegraliśmy trochę pechowo, bo mieliśmy w nim sporo dogodnych sytuacji do zdobycia bramki i mogliśmy pokusić się nawet o trzy punkty. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że mogliśmy w Krakowie wygrać. W następnym meczu chcieliśmy zmazać tę plamę, odbić się od dna i to nam się udało. Z czterech kolejnych spotkań wygraliśmy trzy i później już poszło lepiej.

A nie było tak, że podrażniły was nieprzychylne opinie mediów?

- Na pewno to też miało duży wpływ, bo wiadomo, że jak się słyszy na swój temat takie opinie, to człowiek mobilizuje się podwójnie. Chyba właśnie chęć udowodnienia wszystkim, że jest inaczej, sprawiła, że odpaliliśmy.

Piast w zakończonym sezonie imponował solidną defensywą, ale o ataku nie można już powiedzieć za wiele dobrego. Strzeliliście zaledwie siedemnaście bramek. Dziwi, że taka zdobycz dała wam utrzymanie, bo w żadnej innej lidze tak słaba skuteczność nie gwarantuje ligowego bytu...

- Tylko się cieszyć, że zapisaliśmy się w historii piłki nożnej takim ciekawym wyczynem. Jeżeli się utrzymaliśmy, to znaczy, że zasługiwaliśmy na to. To, że traciliśmy mało bramek, wiązało się z solidną grą w defensywie. Z przodu czegoś brakowało, może wykończenia. Trudno powiedzieć. Na pewno po dwóch tygodniach urlopu będziemy się starać, żeby w przyszłym sezonie gra w ofensywie wyglądała dużo lepiej.

Jak byś ocenił swoją postawę w minionych rozgrywkach?

- Jestem daleki od oceniania swojej osoby. Od tego są trenerzy, eksperci.

Ale jesteś z siebie zadowolony?

- Jestem zadowolony z tego, że w końcu udało mi się zadebiutować w ekstraklasie i rozegrałem w pełnym wymiarze czasowym wszystkie spotkania. Z tego się cieszę, a ocenę pozostawiam innym.

Które ze spotkań wspominasz najmilej?

- Na pewno to z Odrą w Wodzisławiu Śląskim, które wygraliśmy 2:0 i zapewniliśmy sobie utrzymanie. Także to pierwsze, historyczne starcie z Cracovią, kiedy na przywitanie z ligową elitą pokonaliśmy zespół spod Wawelu również 2:0.

O którym meczu chciałbyś jak najszybciej zapomnieć?

- Mnie osobiście najbardziej bolała porażka z Lechią w ostatnim meczu przed własną publicznością; jeżeli tak to w ogóle można określić, bo nie wiem czy graliśmy przed swoimi kibicami. Odnosiłem wrażenie, że na stadionie siedzą sami sympatycy Lechii. To boli mnie najbardziej, bo jeżeli gram u siebie, tracę bramkę i słyszę, że cały stadion się z tego cieszy, to nie wiem, co mam myśleć. Mam o to wielki żal i na pewno długo o tym nie zapomnę.

W mediach coraz głośniej o tobie. Zostaniesz w Piaście, czy myślisz jednak o zmianie otoczenia?

- Teraz mam dwa tygodnie urlopu. Chcę odpocząć od tego wszystkiego, od zawirowań i spekulacji. Na chwilę obecną jest tak, że jestem w Piaście i nie zanosi się na to, bym gdzieś odchodził. Może przez te dwa tygodnie wszystko się wyjaśni, może nie.

Skoro już o urlopie mowa. Gdzie spędzisz ten czas?

- W domu. Nigdzie się nie wybieram. Być może jakiś weekend spędzę nad polskim morzem, ale dalszy wyjazd zostawiam na grudzień.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×