Michał Kołodziejczyk: Wrócił Kapitan, cały na biało (komentarz)

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Robert Lewandowski (główkuje)
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Robert Lewandowski (główkuje)

Robert Lewandowski wydrapał zwycięstwo dla reprezentacji Polski i udowodnił, że jest największą gwiazdą drużyny. Po meczu, którego oglądanie bolało, dopisujemy trzy punkty i wymazujemy przebieg gry z pamięci.

Nie było ani miło, ani łatwo. A już na pewno nie było przyjemnie. Z gwiazdorskim składem, armatami siejącymi postrach w Europie i podbudowani zwycięstwem w Wiedniu z Austrią, mecz z Łotwą Polacy mieli wygrać na tyle wysoko, by ucieszyć tłum. Tłum, o który po ostatnich wynikach PZPN musiał walczyć, bo Stadion Narodowy nie chciał się wypełnić po brzegi.

Polacy zagrali z anonimowymi rywalami dramatycznie słabo. Nie mieli planu, pomysłu i nie byli zmobilizowani. Dopuścili do wielu okazji pod bramką Wojciecha Szczęsnego, a sami grali tak, jakby chcieli udowodnić, że porażka z Łotwą za selekcjonerskiej kadencji Zbigniewa Bońka wcale nie musi być jedynym zawstydzającym rezultatem w meczach z tym przeciwnikiem.

Czytaj teżEl. ME 2020. Polska - Łotwa. "Oczy bolą", "Uratowani". Twitter po wygranej kadry Brzęczka

Publiczność w Warszawie najgoręcej powitała Krzysztofa Piątka. Wzbudził większy aplauz przy wyczytywaniu składu niż Robert Lewandowski, Kamil Grosicki i Szczęsny razem wzięci. To nie była nagroda za gola w Wiedniu, ale raczej tęsknota za jakimś nowym bohaterem. Piątek rozpala wyobraźnie, bo strzela niemal za każdym razem, kiedy jest na boisku. Przed rozpoczęciem eliminacji tłum domagał się go w składzie, nawet kosztem Lewandowskiego. Bo Lewandowski nie strzelił gola w reprezentacji od 12 czerwca ubiegłego roku, zaraz będzie miał 31 lat i nie wygrał w pojedynkę awansu Bayernowi w meczach z Liverpoolem.

ZOBACZ WIDEO Lewandowski o współpracy z Piątkiem. "Będzie coraz lepiej. Mamy trochę inny sposób grania"

Jerzy Brzęczek na mecz z Łotwą znalazł miejsce na boisku i dla Lewandowskiego, i dla Piątka. Mieli udowodnić, że potrafią współpracować na tle przeciwnika, który z kolei miał im w tym niespecjalnie przeszkadzać. Kiedy frustracja na trybunach wzrastała z każdą minutą nieudolności, kiedy Polacy do ataku rzucali coraz większe siły, ale nic im nie wychodziło, wjechał on, cały na biało i uratował kolegom tyłki, po raz kolejny w ostatniej dekadzie. Gol Lewandowskiego na kwadrans przed końcem spuścił z meczu ciśnienie, poprawka Kamila Glika była możliwa, bo bez splątanych strachem przed blamażem nóg grało już się lepiej.

Czytaj teżEl. ME 2020. Polska - Łotwa: "łotwo" to już było. Wymęczone zwycięstwo Biało-Czerwonych

To zwycięstwo - wyszarpane, wygryzione i wydarte możliwe było tylko dzięki kapitanowi reprezentacji Polski, który rozegrał drugi świetny mecz w tych eliminacjach. W czwartek cała sława spadła na Piątka, bo strzelił gola, ale to Lewandowski pokazał, że dla dobra drużyny potrafi usunąć się w cień. W niedzielę z cienia wyszedł i wrócił wtedy, kiedy najbardziej go było potrzeba. Nie mamy takiego tabunu napastników, którzy mogliby sprawić, że brak Lewandowskiego nie byłby w kadrze zauważalny. Nadal jedziemy na jego plecach. Piątek czy Arkadiusz Milik to naprawdę dobrzy piłkarze, tyle że brakuje im jeszcze doświadczenia w braniu odpowiedzialności za całą drużynę tylko na siebie. Lewandowski ma to w papierach. Szanujmy go, a później myślmy o stawianiu nowych pomników.

Źródło artykułu: