Po raz setny Messi był też kapitanem Barcelony. Po wbiciu Liverpoolowi tego 600. gola (Barcelona wygrała 3:0), pięknego, technicznego z rzutu wolnego usiadł przed kibicami, rozłożył szeroko ręce jakby chciał powiedzieć: "Oto jestem, tu dla was. Zawsze byłem i zawsze będę". Mamy szczęście, że żyjemy w jego epoce.
W środę minęło dokładnie 14 lat od jego pierwszego trafienia. 1 maja 2005 roku wszedł z ławki w meczu z Albacete, też strzelił pięknie, bo bramkarza pokonał technicznym lobem. Piłkę w mistrzowski sposób zagrał mu Ronaldinho, Brazylijczyk który dla Argentyńczyka był właśnie mistrzem. W strzeleniu pierwszego gola pomógł Leo ten, który pomógł mu też wejść do szatni wielkiej Barcelony. Ronaldinho mówił potem, że to zaszczyt, iż mógł być częścią jego początków.
The first of 600
— FC Barcelona (@FCBarcelona) 1 maja 2019
Leo's 1st official goal came 14 years ago today#Messi600 pic.twitter.com/PYPt74qxeU
A przecież historia mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Gdy 13-letni Messi przyleciał z rodzimego Rosario do Barcelony, trenował przez ponad dwa tygodnie nie wiedząc, co będzie dalej. Jego ojciec się denerwował, groził że zabierze syna do Argentyny. Skaut Carles Rexach w klubie tenisowym na przeniesionej przez kelnera serwetce własnym podpisem zobowiązał się, że dokończy cały proces i chłopiec zostanie na stałe. To był wtedy taki pierwszy nieoficjalny kontrakt Messiego z Barceloną. A sam Rexach, gdy przechadzając się po klubie zobaczył trenującego młodego, od razu powiedział , że nawet przechadzający się obok Marsjanie zauważyli , że dzieciak jest wyjątkowy.
Leo Messi pobił swój własny rekord - Czytaj więcej
Wspomniany Ronaldinho wprowadzał go kilka lat później do pierwszego zespołu. Wziął pod opiekę, uczył Barcelony. Tyle że Brazylijczyk jest człowiekiem nader rozrywkowym, a Leo był zapatrzony w niego jak w obraz. Wielokrotnie potem powtarzał, jak wiele się od Ronaldinho nauczył. Pep Guardiola pożegnał jednak "Ronniego" między innymi po to, aby tę dwóję rozdzielić. Nie chciał, żeby Messi zszedł na złą drogę. Genialny Brazylijczyk zostawił młodemu koszulkę z numerem 10.
I gdy już Leo skończy karierę, prawdopodobnie nikt tej dychy nie powinien już dotykać. O to zresztą Ronaldinho już apelował. Większego piłkarza w tym klubie już pewnie nie będzie.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Słabszy moment Lewandowskiego i Piątka. "W gorszych chwilach obrywają najlepsi"