Bartosz Zimkowski: wielki Manchester City, wielki Liverpool. Dajcie w końcu ten VAR (komentarz)

Getty Images / Manchester City FC/ / Na zdjęciu od lewej: Vincent Kompany, Pep Guardiola
Getty Images / Manchester City FC/ / Na zdjęciu od lewej: Vincent Kompany, Pep Guardiola

Kończymy jeden z najlepszych sezonów w historii Premier League - ligi, która urzeka i powoduje przyspieszone bicie serca. Manchester City mistrzem Anglii, ale szkoda Liverpoolu.

"Jest elektryzująca, szybka, wściekła, bezlitosna, energiczna, krzepka, czasem trochę spokojna, czasem ostrzejsza - ale przez cały czas jest urzekająca, wciągająca i - przepraszam za wyrażenie -  cholernie ciekawa do oglądania" - takie podsumowanie Premier League przeczytałem w jednej z angielskich gazet. To słowa, które lepiej nie oddadzą tego, jak wspaniała jest to liga.

Od lat przekonuję, że Premier League jest najlepsza do oglądania. Nawet jak angielskie drużyny dostawały łupnia w europejskich pucharach, to sobotnio-niedzielna kolejka zawsze była warta grzechu. Zawsze było szybkie tempo meczu, zawsze żadnej drużynie nie brakowało motywacji. Jeszcze parę lat temu ostatni zespół mógł wygrać z pierwszym. Teraz tak nie było, bo Manchester City i Liverpool wskoczyły na kosmiczny poziom.

Wielu kibiców trzymało kciuki za Liverpool, chcąc, żeby The Reds w końcu zostali mistrzem Anglii. Czekają na to od 1990 roku i poczekają kolejny rok. Przegrali w tym sezonie tylko raz (!), zdobyli 97 punktów i zostali z niczym. Wielka sztuka zgromadzić tyle punktów w tak konkurencyjnej lidze. Przy całej sympatii dla The Reds i Juergena Kloppa to jednak trudniej jest nie wspiąć się na szczyt, a utrzymać się na nim.

ZOBACZ WIDEO Mateusz Klich o krok bliżej od gry w Premier League! Leeds pokonało Derby County [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Piszę oczywiście o Manchesterze City. Rok temu zdobyli 100 punktów, teraz ledwie dwa mniej. Po takim sukcesie często następuje rozprężenie, trudniej jest zdobyć kolejny tytuł. Przecież The Citizens są pierwszym klubem od 10 lat, który potrafił obronić mistrzostwo. Zrobili to w wielki stylu. Strzelili najwięcej goli w lidze, stracili ledwie 23 (o jeden więcej od LFC). W żadnym wypadku nie można napisać, że tytuł im się nie należy.

To był też ostatni sezon, w którym nie mieliśmy VAR-u. A przydałby się - i to bardzo. Angielscy sędziowie popełniają mnóstwo błędów. Pewnie wynika to z szybkiej gry, pewnie z mniejszych umiejętności, ale przy takich pieniądzach jakie mamy w Premier League, wielkim wstydem były decyzje sędziowskie, które wypaczały losy meczów. Na szczęście koniec z tym. Od przyszłego sezonu będziemy mieli wideoweryfikacje. Oby tylko korzystano z głową z tego narzędzia.

Czy coś mnie zaskoczyło w tym sezonie? Chyba nie. Z ligi spadły najgorsze drużyny, a Brighton za rok może podzielić los Huddersfield Town, Fulham i Cardiff City. Są wszelkie przesłanki ku temu. Dlatego to lato będzie decydujące dla szefów klubów. Jeśli nic nie zrobią, to za rok Brighton pożegna się z Premier League.

Zobacz takżePremier League: Manchester City mistrzem Anglii!

Zobacz takżePremier League. Historyczny moment w meczu Manchesteru United

Nawet szóste miejsce Manchesteru United nie jest zaskoczeniem. Czerwone Diabły zawodzą, brakuje im jakości, a Ole Gunnar Solskjaer po miodowym miesiącu i eliminacji PSG w LM popadł w ogromny marazm. Z siedmiu ostatnich ligowych meczów wygrał zaledwie raz. Co więcej: zremisował z ostatnim zespołem PL Huddesfield Town i został upokorzony przez Cardiff City. Nie zagra w Lidze Mistrzów i latem trzeba będzie mocno kombinować.

Jeszcze słowo o Polakach. Łukasz Fabiański pokazał, jak wielkim jest bramkarzem. W solidnym, a może nawet i przeciętnym, West Ham United udowodnił, że należy do czołówki najlepszych golkiperów w Premier League. Czapki z głów przed nim. Nawet Artur Boruc wrócił na kilka kolejek, chociaż wydawało się, że już go nie zobaczymy w angielskiej ekstraklasie. To samo można było napisać o Janie Bednarku, ale do początku grudnia. Od zmiany menedżera zagrał we wszystkich meczach od pierwszej minuty. Jest pewniakiem, oby lato tego nie zmieniło.

To tyle. Do zobaczenia w przyszłym sezonie.

Bartosz Zimkowski

Źródło artykułu: