Bohater niejednoznaczny. Dani Parejo wreszcie jest sobą

Getty Images / David Ramos / Santi Mina (z lewej) i Dani Parejo (z prawej)
Getty Images / David Ramos / Santi Mina (z lewej) i Dani Parejo (z prawej)

Jego kariera to pasmo wzlotów i upadków. Być może dlatego jest ikoną Valencii, która w ostatnich kilkunastu latach przeżywa właśnie taką sinusoidę. Obecnie są na górze, a Dani Parejo wreszcie gra tak, jak się od niego oczekiwało wiele lat.

- Fenomen, ewenement. W tym wieku nie było od niego lepszego.

Jeśli masz 19 lat, jesteś piłkarzem Realu Madryt i takie słowa mówi o tobie Alfredo di Stefano, może zakręcić się w głowie. Na dodatek wkrótce prowadzisz reprezentację Hiszpanii (U-19) do mistrzostwa Europy, a w finale strzelasz zwycięskiego gola.

Przez wiele lat Dani Parejo uchodził za wielki, ale niespełniony talent. Życiowa forma przyszła wtedy, gdy postawiono na nim krzyżyk.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Sukcesy Roberta Lewandowskiego przechodzą bez echa. Czas na nowe wyzwania?

W zakończonym sezonie Primera Division Parejo był gwiazdą i doprowadził Valencię do wymarzonej Ligi Mistrzów. Coś, co jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się niemożliwe, stało się faktem. Drużyna osiągnęła cel, choć tylko w pierwszej połowie sezonu remisowała aż 12 razy.

FC Barcelona osłabiona w finale Pucharu Króla. Czytaj więcej--->>>

- Jeszcze nikt nie przegrał sezonu w styczniu - mówił wtedy Parejo i jak przy spowiedzi świętej, obiecywał poprawę. Dotrzymał słowa i dziś jest idolem dla kibiców z Mestalla, choć dwa lata temu tysiące z nich skazywało go na wygnanie.

- Przyzwyczaiłem się do krytyki. Wielu nazywa mnie psem, ze względu na mój styl gry i fakt, że dużo biegam. Inni jednak nazywają mnie tak na ulicy w obecności mojej rodziny i obrażają. Przepłakałem z tego powodu wiele dni. Dziś już mnie to nie obchodzi - mówił w 2016 roku.

Wówczas przechodził najtrudniejszy czas w swojej karierze. Sezon 2015/2016 był dla Valencii fatalny. Drużyna mająca walczyć o puchary niemal do końca musiała walczyć o utrzymanie. Właściciel Peter Lim zatrudniał kolejnych trenerów, w tym Gary'ego Neville'a. Anglik zupełnie nie mógł dogadać się z piłkarzami, zwłaszcza z Parejo, któremu odebrał nawet opaskę kapitana.

I choć część fanów protestowało, dla wielu innych pomocnik stał się łatwym celem. Ci, wierząc w słowa trenera, wygwizdywali go po każdym meczu. - Zawsze wychodziłem do dziennikarzy i kibiców i brałem odpowiedzialność na siebie. Nie dostawałem wsparcia, nikt mnie nie bronił. Trudno, żebym nie czuł się osamotniony - wspominał.

Na dodatek Parejo dotknęły problemy w życiu osobistym, co przełożyło się na jego zachowanie poza boiskiem. A to otrzymał mandat za picie alkoholu w miejscu publicznym, a to stał się "bohaterem nagrania", na którym jeden z fanów obrażał ówczesnego trenera Valencii Cesare Prandellego. Stojący obok piłkarz, również nie pijący wtedy lemoniady, nie ukrywał rozbawienia.

Wszystkie takie występki plus fatalna gra drużyny sprawiły, że Parejo stał się w pewnym momencie persona non grata. Neville, Pako Ayesteran, Voro, Prandelli. Żaden ze szkoleniowców nie umiał ogarnąć stajni Augiasza, a symbolem rozczarowujących lat i niespełnionych oczekiwań stał się właśnie Parejo.

Hiszpan nie ukrywa dziś, że myślał o odejściu. Sytuacja zmieniła się, gdy do Walencji trafił Marcelino. To on przekonał Parejo do pozostania w drużynie i dał mu nowe możliwości. Piłkarz dostał więcej wolności i mógł poświęcić się więcej grze ofensywnej.

Efekty przeszły wyobrażenia fanów. Dani Parejo zaczął grać najlepszą piłkę w życiu, co dostrzegł nawet Julen Lopetegui i marcu ubiegłego roku powołał go do reprezentacji Hiszpanii, a w maju znalazł dla niego miejsce w 23-osobowej kadrze na mistrzostwa świata w Rosji.

W ostatnim sezonie było jeszcze lepiej. 11 goli, 7 asyst i rola lidera drużyny, która wiosną wreszcie zaczęła spisywać się na miarę oczekiwań. Od 3 marca Nietoperze wygrali dziewięć aż dziewięć meczów, w tym z Realem Madryt, Sevillą czy wyjazdowe z Realem Betis. Nie dali się też pokonać Barcelonie na Camp Nou.

Tutaj obejrzysz finał Pucharu Króla! Zobacz

Udany finisz dał czwarte miejsce na koniec sezonu i awans do Ligi Mistrzów. To jednak nie koniec - w sobotę czeka Valencię kolejne starcie z Dumą Katalonii, tym razem w finale Pucharu Króla i z pewnością nie są bez szans. Rozbitą po dwumeczu z Liverpoolem Barcelonę można pokonać.

- To jednak oni będą faworytami, zawsze będą. Grali znakomicie, wygranie ligi w takim stylu to wielkie osiągnięcie. Mają szansę na dublet, co jest wielką sprawą i na pewno będą w sobotę zmotywowani - mówi ostrożnie 30-latek przed meczem na Benito Villamarin w Sewilli.

Starcie z Blaugraną będzie też dla Parejo kolejną okazją do spotkania z Ernesto Valverde. W sezonie 2012/2013 obaj pracowali razem i piłkarz znakomicie wspomina ten okres. To obecny szkoleniowiec Barcelony zaufał Hiszpanowi i ten miał u niego pewny plac. Nie było więc dużym zaskoczeniem, gdy w ubiegłym roku pojawiły się doniesienia o możliwym przejściu Parejo na Camp Nou.

Ostatecznie jednak Hiszpan przedłużył kontrakt z Valencią do 2022 roku i są duże szanse, że zostanie tam do końca kariery. - Przeżyłem w tym klubie wszystko, i wspaniałe i bardzo trudne chwile - mówi dziś Dani Parejo, z którym identyfikuje się każdy fan Valencii.

Parejo jest po prostu wiarygodny, a jego wzloty i upadki idealnie odwzorowują klub z Estadio Mestalla.

Komentarze (0)