Zimą opuścił Jagiellonię i zdecydował się na transfer do PAOK Saloniki. Dziś może pochwalić się dobrymi statystykami w Grecji, mimo niewielkiej liczby rozegranych minut ma już na koncie sześć goli w nowym klubie. W dodatku wywalczył pierwsze poważne trofea w karierze.
Nie ukrywam, naprawdę cieszę się, że w końcu coś zdobyłem - odpowiada Karol Świderski. - Kilka razy było blisko, ale teraz udało się dopiąć wszystko do końca. Od razu przyszedł dublet, bo z PAOK wygrałem nie tylko ligę, ale także wywalczyłem Puchar Grecji. Dodatkowo będzie możliwość sprawdzenia się w Lidze Mistrzów. Po to gra się w piłkę, aby zdobywać trofea. Cieszę się, że w kilka miesięcy udało mi się zapisać w historii klubu. Medal zabrałem już do Polski i obecnie jest u narzeczonej. Cała rodzina już widziała, sesje fotograficzne musiałem odbyć. Zresztą, mam taką małą tradycję, że zawsze kiedy wrócę do domu z jakąś nagrodą, to pokazuję ją wszystkim i robimy sobie wspólne zdjęcia na pamiątkę.
Autografy też rozdajesz?
No pewnie. Sąsiedzi często o nie proszą, niektórzy chcą jakieś gadżety do szkół.
Można się poczuć jak pan piłkarz?
Do pana piłkarza droga jeszcze daleka. Cieszę się z tego, co mam. Jestem jeszcze młodym zawodnikiem, a już wskoczyłem na niezły poziom.
ZOBACZ WIDEO: Borussia Dortmund lepsza od Liverpoolu. Pięć goli w ciekawym sparingu
W dodatku strzelasz gole średnio co 92 minuty.
Jeszcze kilka miesięcy temu średnia była lepsza, bo trafiałem do siatki co niecałą godzinę. Z kolegami z drużyny nawet się z tego śmialiśmy, bo nasz podstawowy napastnik przez 80 minut biegał, walczył, ale bramki nie zdobył. Rywale byli jednak już na tyle zmęczeni, że kiedy wchodziłem na końcówkę meczu i miałem jedną okazję, to od razu zamieniałem ją na gola. Na pewno cieszy, że są sytuacje, a licznik goli cały czas się rozkręca.
Łatwiej się zdobywa bramki w Grecji?
Poziom piłkarski w Grecji jest wyższy i nie ma co tego ukrywać. Mamy fantastycznych zawodników. Nie mówię, że w Jadze było inaczej, ale w PAOK jakość piłkarzy jest naprawdę wysoka. Praktycznie przez cały sezon gramy atakiem pozycyjnym i w każdym spotkaniu stwarzamy wiele sytuacji do strzelenia gola. Nie ma długich piłek, trener nakazuje nam utrzymywać się przy piłce. Dla napastnika jest to lepsze rozwiązanie. Nie musisz ciągle przepychać się z dwoma czy trzema defensorami, gonić za każdą piłką.
Jak wygląda klubowa baza?
Trenujemy 30 kilometrów za miastem. Ośrodek jest trochę wyżej położony niż Saloniki. W wakacje temperatura różni się o cztery stopnie Celsjusza. Latem trudno wytrzymać w ciągu dnia na słońcu, więc każdy stopień temperatury w dół jest na wagę złota. Mamy do dyspozycji dwa boiska. Czasami na jedno z nich wchodzi zespół U-19 lub drużyna kobiet, ale generalnie są przeznaczone tylko dla pierwszego zespołu. Drużyny młodzieżowe mają do dyspozycji kilka innych boisk treningowych, a wszystkie murawy są naturalne. Na każdym treningu pierwszej drużyny jest pięciu fizjoterapeutów, dwóch lekarzy, kompletny sprzęt do fizjoterapii – baseny z zimną i ciepłą wodą, rowerki w wodzie, sauna i jacuzzi. Po prostu niczego nie brakuje, wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
Skoro trenujecie poza miastem to oznacza, że uciekacie trochę przed kibicami?
W Salonikach nie da się przed nimi uciec, są wszędzie i jest ich mnóstwo. W ośrodku treningowym mamy ciszę i spokój, a kibiców w zasadzie brak.
Jak wygląda podejście fanów do piłkarzy?
Odkąd jestem w PAOK, nie przegraliśmy meczu w lidze, więc nie wiem jak będą reagować po ewentualnych porażkach. Zdarzyła się jedna wpadka w pucharze, ale to wszystko. Myślę, że fani nie mają się do czego przyczepić, więc na razie noszą nas na rękach. Zobaczymy jak będzie, kiedy przytrafi nam się gorsza seria. Na razie wszyscy się cieszą, że PAOK jest liczącym się zespołem w Grecji. Było kilka lat kryzysu, ale przyszedł nowy właściciel i wszystko posprzątał.
Zostałeś sprowadzony do klubu jako następca Aleksandara Prijovicia?
To chyba za duże słowo. Prijo strzelał mnóstwo goli, a ja chyba jestem inwestycją bardziej przyszłościową. Jestem młodym zawodnikiem, dobrze się wprowadziłem do drużyny, ale w klubie wszyscy do tego podchodzą spokojnie. Nie czuję presji, że muszę strzelać dwa-trzy gole w każdym meczu.
Jakim narodem są Grecy?
Mają totalny luz. Weźmy choćby sprawy piłkarskie… Mamy zaplanowany trening na 11, a zaczyna się 10 minut później. O 11 to chłopaki dopiero schodzą z siłowni, zakładają buty i wychodzą na boisko. W Polsce wyglądało to zupełnie inaczej. Spóźniłeś się na trening – od razu była kara. W Grecji nikt nie robi z tego problemu.
Pokazy pirotechniczne są na każdym meczu?
Prawie na każdym, 9 na 10 spotkań ma oprawę pirotechniczną. Race, fajerwerki, serpentyny – wszystko robi spore wrażenie. Pamiętam, jak siedziałem na ławce w trakcie spotkania, które decydowało o mistrzostwie Grecji, atmosfera była nieziemska. Wszystko zaczęło się już przed meczem. Kiedy podjechaliśmy pod stadion, wokół był tłum ludzi, pewnie ze 30 tysięcy albo i więcej. Kiedy wjechaliśmy już na obiekt i wyszliśmy na murawę, to również był komplet, dlatego pod wejściami zostało drugie tyle osób. Saloniki czekały na tytuł mistrzowski aż 34 lata, więc głód sukcesu był olbrzymi. Fetę i atmosferę zapamiętam na pewno do końca życia.
Najważniejsze mecze były te derbowe z Arisem?
Jedne z ważniejszych, ale rywalizacja z AEK też jest bardzo istotna dla kibiców. Przed finałem Pucharu Grecji właśnie z tym klubem, przyszła do nas grupka starszych fanów, którzy są dłużej z PAOK, niż ja na świecie. Najpierw podziękowali za mistrzostwo, ale później poprosili o więcej, czyli o podwójną koronę, której jeszcze nigdy w historii nie udało się wywalczyć.
Trudno było ci się odnaleźć w Grecji?
Obawiałem się początków, tymczasem zostałem bardzo miło przywitany. Koledzy ustawili tunel, sprzedali po kopniaku na szczęście i tyle. Do tego wszystkiego w klubie jest trener Mirosław Sznaucner, który jeszcze kilka lat temu grał w piłkę z kapitanem naszej drużyny – Vieirinhą. Teraz pracuje przy drużynie U-19, która grała w Młodzieżowej Lidze Mistrzów i odpadła z Tottenhamem. Mistrzostwo kraju zdobyli w cuglach. Przez pierwsze dwa czy trzy tygodnie był ze mną na każdym treningu, więc było mi trochę łatwiej. Trener Sznaucner ma u kibiców PAOK duży szacunek. Nawet jak siadaliśmy wspólnie w restauracji czy kawiarni, to ludzie podchodzili, prosili go o zdjęcia. Na pewno nie jest anonimowy w Salonikach.
Jak idzie nauka języka greckiego?
Nie uczę się w ogóle. Szkolę tylko angielski. Wynika to z tego, że w zespole mamy mało Greków. Poprzedni trener był Rumunem, a obecny jest Portugalczykiem, więc wszystko jest prowadzone po angielsku. Chyba zacznę się niedługo uczyć portugalskiego, bo w szatni chyba jest najczęściej używanym językiem. Mamy wielu zawodników z Portugalii, Brazylii czy Hiszpanii, którzy mówią bardzo podobnie.
Rozmawiał: Paweł Gołaszewski