Zdarzyło się, że polski piłkarz strzelał hat-tricka na Santiago Bernabeu, a inny prowadził swoją drużynę do triumfu nad słynnym Dream Teamem Johanna Cruyffa. I wcale nie były to czasy czarno-białych telewizorów i biegania po boisku bez butów w stylu Leonidasa.
W latach 90-tych ubiegłego wieku Jan Urban czy Roman Kosecki wyróżniali się w hiszpańskiej ekstraklasie i w Osasunie czy Atletico są pamiętani do dziś. Jednak odkąd opuścili Półwysep Iberyjski, nasi zawodnicy odgrywali tam coraz mniejszą rolę. Próbowało wielu, jednak z coraz mniejszym powodzeniem.
Dużym wydarzeniem było podpisanie kontraktu przez Jerzego Dudka z Realem Madryt. Od początku nie było jednak wątpliwości, że choć to ogromne wyróżnienie, Polak został tam sprowadzony w roli rezerwowego bramkarza i zmiennika dla Ikera Casillasa.
ZOBACZ WIDEO Polacy za granicą świetnie rozpoczęli sezon. "Krychowiak odrodził się w Rosji"
Skończyło się na sześciu grach w ciągu czterech lat, jednak i tak cieszyliśmy się, że w ogóle mieliśmy tam swojego piłkarza, którego na dodatek Real pożegnał z wielkimi honorami.
(Pożegnanie Jerzego Dudka z Realem Madryt przez piłkarzy i kibiców na Santiago Bernabeu)
W 2014 roku w Sevilli pojawił się Grzegorz Krychowiak i choć mało osób w niego wierzyło, on szybko wywalczył sobie uznanie w stolicy Andaluzji. Defensywny pomocnik reprezentacji Polski wygrał z klubem Ligę Europy, trafił nawet do najlepszej "11" dekady przygotowanej przez kibiców. Spisywał się na tyle dobrze, że zapracował na transfer do Paris Saint-Germain za 30 milionów euro.
Było to jednak łabędzi śpiew. Od kilku lat La Liga to już teren niedostępny dla Biało-Czerwonych. Doszło do tego, że drugi sezon z rzędu nie będziemy mieć tam żadnego swojego przedstawiciela. Czy polski piłkarz rzeczywiście nie istnieje w jednej z dwóch najlepszych lig na świecie?
- Dlaczego nie mamy Polaka w La Liga? Po pierwsze, to w Hiszpanii jest najwyższy poziom piłkarski, po drugie nikt do tej pory nie otworzył kanału między polską ligą a hiszpańską, a po trzecie żaden nasz piłkarz nie osiągnął sukcesu w tym kraju. Był wprawdzie Grzegorz Krychowiak, ale on przez Hiszpanów był traktowany po prostu jako Francuz - przekonuje Tomasz Ćwiąkała, ekspert od ligi hiszpańskiej, dziennikarz stacji Canal+.
Bo obok Premier League to właśnie w Hiszpanii grają najlepsi piłkarze świata. Możemy i musimy się cieszyć z exodusu Polaków do Włoch, gdzie w rozpoczynającym się tam wkrótce sezonie zobaczymy ich aż 16. Jednak Serie A dopiero odbudowuje swoją pozycję i wciąż daleko jej do La Liga.
Tam jednak nasz piłkarz potrafi wywalczyć sobie miejsce w składzie i dziś tamtejsi trenerzy szanują Polaków. Głównie za dyscyplinę i chęć do pracy. Co jednak jest jeszcze ważniejsze, niewiele kosztują.
- Polscy piłkarze są świetnie przygotowani fizycznie do tej ligi. Ale przede wszystkim nie są tak drodzy jak włoscy zawodnicy. Czasy w Italii się zmieniły i wiele klubów musi budować zespoły, mając duże ograniczenia finansowe. To skłania ich do sięgania po graczy z innych krajów. Polacy są świetnym wyborem - mówił nam dziennikarz z Genui Pietro Lazzerini, gdy w tym klubie błyszczał Krzysztof Piątek.
Do Hiszpanii jest jednak Biało-Czerwonym bardzo daleko. Ostatnim polskim piłkarzem, który strzelił gola na tamtejszych boiskach, jest Bartłomiej Pawłowski. W 2013 roku wyróżniający się w naszej lidze 21-latek trafił z Widzewa Łódź do Malagi. I mimo kilku dobrych momentów i bardzo ładnej bramce zdobytej z Realem Valladolid, odbił się od ściany z napisem La Liga.
W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" krótko wytłumaczył różnice między polskim a hiszpańskim piłkarzem. W jego wypowiedzi zawiera się chyba odpowiedź, dlaczego nasi zawodnicy nie trafiają do tego kraju.
- Gdy trzeba było szybko pobiec, byłem jednym z najszybszych w drużynie. Podciąganie na drążku? Podciągnąłem się najwięcej razy. Tkankę tłuszczową też miałem najlepszą, Hiszpanie niekoniecznie dbają o dietę. Z dryblingiem też nie miałem problemu, wyróżniałem się. Kłopot robił się wtedy, gdy trzeba było wyjść na boisko i zagrać 11 na 11.
- Nie rozumiałem gry. W boiskowym myśleniu i reakcji na sytuacje byłem co najmniej o poziom niżej. Ale jeżeli trenerzy w Polsce nie wiedzą, że różnice są tak widoczne, sami tego nie doświadczyli, to jak mają kogoś tego nauczyć? - pytał Pawłowski.
Według Ćwiąkały przypomniane wyżej słowa Bartłomieja Pawłowskiego mówią wszystko o różnicach między La Liga a innymi rozgrywkami. - Hiszpanie lepiej rozumieją grę, więcej widzą na boisku. W prywatnych rozmowach hiszpańscy piłkarze z PKO Ekstraklasy zwracają uwagę, że naszym zawodnikom trzeba tłumaczyć podstawowe rzeczy, trzeba ich uczyć wielu spraw praktycznie od zera.
O różnicach przekonał też wszystkich mecz naszej reprezentacji z La Roja na tegorocznych Młodzieżowych Mistrzostwach Europy do lat 21. Choć trudno było mieć wielkie pretensje do zawodników Czesława Michniewicza, że przegrali z późniejszymi mistrzami (którzy w finale rozbili Francuzów aż 4:1), to różnica w umiejętnościach była kolosalna.
Inną kwestią są pieniądze. Nie jest tajemnicą, że mniejsze kluby w najwyższej klasie rozgrywkowej nie zapłacą Polakowi takich pieniędzy, jak prezentujący podobny poziom klub w Niemczech.
- Pojawia się tylko pojedyncze zainteresowanie, jak Robertem Gumnym, którym interesowało się Leganes. Jednak to angielskie czy niemieckiego kluby podobnego pokroju mogą Polakom zaoferować większe pensje. W Hiszpanii mniejsze kluby nie obracają takimi pieniędzmi jak w tych krajach - mówi Ćwiąkała.
Jego zdaniem są jednak pewne szanse, że na boiskach w Hiszpanii zobaczymy naszego rodaka. - Moim zdaniem jeśli ktoś miałby trafić w najbliższym czasie do Hiszpanii, to mógłby to być taki piłkarz, którego atutem nie jest wcale technika, ale np. twardy obrońca lub defensywny pomocnik. Takich zawodników wielu tam nie ma.
- Nie jest niespodzianką, że przed rokiem Rayo Vallecano interesowało się mocno Damianem Szymańskim z Wisły Płock właśnie dlatego, że jest typowym defensywnym pomocnikiem. Ostatecznie nie trafił tam, ponieważ ściągnięto Giannella Imbulę, który był numerem jeden na ich liście.
Dziennikarz Canal+ podaje za przykład Cezarego Wilka, który w sezonie 2014/2015 grał w La Liga (11 meczów) w barwach Deportivo La Coruna.
- Przecież Cezary Wilk był ceniony w Deportivo i Realu Saragossa, i uwielbiany przez kibiców właśnie przez taki styl gry. Nie był wirtuozem, ale walczakiem i właśnie to bardzo się wszystkim podobało. Bo był inny. Według mnie taki Kamil Glik, który ma wiele atutów, ale z piłką przy nodze nie jest jak Raphael Varane, mógłby stać się tam gwiazdą.
W trwającym wciąż oknie transferowym pojawiły się jednak głosy, że wkrótce do La Liga może trafić polski piłkarz przypominający stylem gry Hiszpanów, a więc Arkadiusz Milik, który na Półwyspie Iberyjskim jest bardzo ceniony.
- Hiszpanie uwielbiają taki typ piłkarza jakim jest Milik. Podczas EURO 2016, gdy w Polsce wyśmiewano go za marnowanie sytuacji, w Hiszpanii ogłaszali, że właśnie narodził się rewelacyjny napastnik. Im bardzo się podoba jego styl gry, jego technika. I w tym roku było poważne zainteresowanie jego osobą ze strony Sevilli, Realu Sociedad czy Realu Betis. Dlaczego nie wyszło? Moim zdaniem Milik chce występować w europejskich pucharach - podsumowuje.
Jego zdaniem w przyszłym roku reprezentant Polski może przenieść się do jednego z tych klubów, jeśli wcześniej wywalczy on sobie prawo startu w Europie. O transferze Roberta Lewandowskiego do Realu Madryt, który swego czasu wydawał się przecież niezwykle realny, możemy już niestety zapomnieć.
Jedni mogą się pocieszać, że zaledwie jednego przedstawiciela w La Liga ma tak zasłużona piłkarska nacja jak Anglia. Zupełnie nie rozwiąże to jednak problemu. A słowa hiszpańskich piłkarzy, o konieczności nauki od zera polskich zawodników, powinny dać do myślenia wszystkim odpowiadającym za futbol nad Wisłą.
Jeden sezon Anglia w Europie zagrała lepiej od Hiszpanii i już cały hype że Angielska najlepsza. A Czytaj całość