Była 85. minuta wyjazdowego meczu Pogoni Szczecin z Jagiellonią Białystok. Szybka wymiana podań i akcja lewym skrzydłem sprawiła, że piłka trafiła do wbiegającego w pole karne Adama Frączczaka. Ten bez zastanowienia huknął z ostrego kąta w krótki róg, zaskoczony bramkarz nie zdążył z interwencją. Gol stał się faktem, a strzelec mógł czuć satysfakcję. Trafił po raz pierwszy od 414 dni, po pokonaniu bardzo groźnej choroby.
Czytaj więcej: Frączczak w pogoni za zdrowiem
Wymowna była celebracja 32-latka, który natychmiast pobiegł w stronę sektora kibiców swojej drużyny. Stanął, wskazał ręką kolegom by zostali nieco za nim, po czym wykonał specyficzny ruch po głowie. Jak zauważył dziennikarz "Radia Białystok" Jerzy Kułakowski, tak jakby wyrzucał z niej tamtego guza, który zmusił go do zabiegu i długiej walki o zdrowie.
- Nie będę ukrywał, że to był dla mnie szczególny moment. To co przeszedłem w ostatnim czasie jest już za mną i chciałem to pokazać. Podobnie jak to, że jestem już gotowy do walki o podstawowy skład. O to właśnie chodziło w tej mojej radości, choć nie tylko... Nie chciałem też by koledzy wskakiwali mi na plecy, bo po meczu z Arką przez zbyt dużą radość doznałem kontuzji kostki i dość długo ją leczyłem - wytłumaczył pomocnik Portowców.
ZOBACZ WIDEO: Bundesliga. Robert Lewandowski z golem i pudłem sezonu. Nerwowy mecz Bayernu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- Bardzo cieszymy się z tych dobrych chwil, a także z powrotu Adama Frączczaka. Wszyscy, którzy znają jego historię, wiedzą, że miniony rok był dla niego bardzo ciężki. On jest nie tylko naszym przywódcą, ale też prawdziwym Portowcem - podkreślił trener Kosta Runjaić na konferencji prasowej.
Gol Frączczaka miał duże znaczenie, bo ostatecznie Pogoń wygrała z Jagiellonią 3:2 i umocniła się na pozycji lidera PKO Ekstraklasy. - To na pewno cieszy, ale trzeba nadal robić swoje, by zachować go jak najdłużej. Chociaż jeśli będziemy pracować w kolejnych spotkaniach równie mocno jak w Białymstoku, to możemy być dobrej myśli. Wygraliśmy bowiem na bardzo trudnym terenie i zostawiliśmy na boisku sporo zdrowia. Fajnie, że mogłem w tym pomóc. A jestem tym bardziej zadowolony, bo ostatni raz zdobyłem tutaj 3 punkty jeszcze jak było zbudowane zaledwie pół stadionu - powiedział jeden z bohaterów spotkania.
- To był mocny przeciwnik, trudno było nam narzucić swój styl. Dlatego też nie dziwię się, że są rozżaleni. Grali u siebie, wyglądali bardzo dobrze i prowadzili. Mieli wszystko w swoich rękach, ale to wypuścili. My pokazaliśmy jednak spory charakter, szczególnie w drugiej połowie. Ta pierwsza nie była dla nas udana, ale ostatecznie okazało się, że mamy w sobie naprawdę dużą siłę - dodał Frączczak na zakończenie.