Zachwyt nad Krzysztofem Piątkiem był w Genoi tak ogromny, że Fabrizio Pianetti nie chciał nas wypuścić z klubowego sklepu, gdy dowiedział się, że przyjechaliśmy z Polski na wywiad z napastnikiem ich drużyny. Pianetti prowadzi największy sklep z pamiątkami zespołu w mieście i łączy to z pracą dziennikarza w radiu i telewizji. Dlatego widząc nas, szybko poczuł krew, wyciągnął telefon komórkowy i włączył transmisję live na Facebooku, żebyśmy na jego kanale opowiedzieli coś więcej o polskim zawodniku.
Nie przeszkadzało mu nawet, że w języku angielsku nie rozumiał żadnego słowa. I na to znalazł sposób - po trzydziestu minutach w końcu dodzwonił się do znajomej Polki, która tłumaczyła rozmowę o naszej gwieździe.
- Nie mieliśmy takiego zawodnika od czasów Diego Milito i szczerze mówiąc, wolę Piątka od Milito. On będzie lepszy niż Lewandowski i Milik, ale wiemy, że długo go nie utrzymamy. Nasi kibice się nie boją, oni są przerażeni, że stracimy Piątka już w czerwcu - opowiadał nam Pianetti. Wtedy nie przypuszczał jeszcze, że Polak opuści drużynę już po kilku miesiącach i za 35 milionów euro trafi do Milanu.
Piątkomania pic.twitter.com/NEyqNhBa1d
— Mateusz Skwierawski (@MSkwierawski) October 5, 2018
Ci, którzy chodzili na mecze Genoi, zwariowali na punkcie Polaka. Zapotrzebowanie na gadżety z wizerunkiem Piątka rosło, dlatego Pianetti wymyślił specjalną kolekcję z podobizną napastnika: zegarki, poduszki, bluzy i kubki z rewolwerami.
"Pistolety" Piątka zrodziły się właśnie tam. Polak strzelił trzynaście goli w sześciu meczach sparingowych przed poprzednim sezonem i kibice zaczęli nazywać go "bomberem" i "pistolero". Piątkowi spodobały się te określenia i w taki sposób, imitując strzały z broni, zaczął cieszyć się po golach. A strzelał je jak z karabinu. W pierwszych siedmiu meczach włoskiej ligi zdobył dziewięć bramek, a cztery kolejne w jednym spotkaniu Pucharu Włoch.
ZOBACZ WIDEO: Przyśpiewki, pamiątki, autografy i pistolety. Genua oszalała na punkcie Krzysztofa Piątka
Euforia ze stadionu przeniosła się na ulice miasta. Podczas spacerów do Polaka ciągle ktoś podchodził z prośbą o zdjęci i autograf. Kibice machali mu ułożonymi z rąk pistoletami z drugiej strony ulicy, wchodzili za nim nawet do restauracji, w których chciał coś zjeść. Szybko też zaczęli wymawiać jego nazwisko poprawnie, przez "ą". We własnym zakresie przygotowali również maski z twarzą piłkarza wydrukowaną, wyciętą i przymocowaną do plastikowego kijka. I zabierali je na mecze Serie A.
Ułożyli o Polaku przyśpiewkę, którą śpiewali na stadionie: "Szukaliśmy napastnika i znaleźliśmy cię. Nazywa się Krzysztof Piątek, o matko jaki silny jest. I nawet dziś wieczorem, strzel dla nas i trzy gole! Zrób to dla zespołu, dla dobrej atmosfery". A w barze "Ponetto" skupiającym najbardziej zagorzałych zwolenników Genoi, wielu z nich chwaliło się zdjęciem Piątka ustawionym na tapecie w telefonie.
W 21 meczach nasz napastnik strzelił dla klubu 19 goli i odszedł do Milanu pod koniec stycznia tego roku. W sobotę wraca na Stadio Luigi Ferraris i z byłym klubem zagra po raz pierwszy. Takiej euforii jak wtedy na pewno już nie odczuje, wręcz przeciwnie. - Będą gwizdy. W piłce niewiele trzeba, żeby miłość przerodziła się w nienawiść, albo niechęć. Na początku tęskniliśmy za Piątkiem, teraz już nie. Choć niektórzy noszą jeszcze jego koszulki - mówi nam Pianetti.
- Oczywiście mamy ogromny szacunek, za to co zrobił Piątek dla klubu, ale każdy zawodnik, który odchodzi, uznawany jest za zdrajcę - tłumaczy.
A co jeżeli Polak strzeli gola byłemu klubowi? - Nie musi się martwić, kibice będą niezadowoleni, ale nic szczególnego się nie wydarzy. Pretensje będą, ale do prezesów, którzy tak szybko go sprzedali - twierdzi Pianetti, wyraźnie rozczarowany.
Teraz polski napastnik przechodzi trudny okres. Jego drużyna gra fatalnie, a Piątek nie błyszczy jak przed rokiem. W tym sezonie strzelił tylko dwa gole - oba z rzutów karnych. Być może przełamie się na stadionie, który żył jego bramkami przez wiele miesięcy.
Mecz Genoa - Milan w sobotę o godzinie 20.45. Transmisja: Eleven Sports 1.