Współcześni kibice postawili Robertowi Lewandowskiemu medialne pomniki za życia. Może i słusznie, bo przecież piłkarz tej klasy zdarza się w naszym kraju raz na wiele lat. Akurat Lewandowski stał się zawodnikiem światowej klasy prawie ćwierć wieku po zakończeniu kariery przez Zbigniewa Bońka. Wyrósł na naszej piłkarskiej półpustyni zupełnie nagle. Wbrew systemowi, wbrew tendencji. Po tak wielu latach nie dziwi ekscytacja. Artur Wichniarek, który akurat na piłce zna się jak mało kto, nazwał "Lewego" najlepszym polskim piłkarzem w historii.
To akurat można powiedzieć bez żadnych konsekwencji, słowa nie kosztują, a pogląd będzie miał więcej zwolenników niż przeciwników. Ale nie zapominajmy, że Lewandowski nie jest pierwszym polskim piłkarzem - ani nawet napastnikiem! - który osiągnął status wielkiej gwiazdy światowego futbolu.
Jeśli koncentrujemy się na samych środkowych napastnikach, porównywalną pozycję w świecie piłki miał Włodzimierz Lubański. Jesienią 1972 roku Helenio Herrera powołał go do reprezentacji Europy na mecz z Ameryką Południową. Dziennikarze włoskiej "La Gazzetta dello Sport" poprosili argentyńskiego szkoleniowca o uzasadnienie, a "Mag" odparł, że "Lubański posiadł dokładność i siłę strzałów Puskasa, przegląd sytuacji Di Stefano oraz zmysł Bobby'ego Charltona. Naprawdę wiele już umie, ale dopiero pod moją opieką stałby się piłkarskim geniuszem". A przecież byli też inni: Andrzej Szarmach, Ernest Pohl czy fenomenalny "Ezi", czyli Ernest Wilimowski. Każdy z nich ma swoich zwolenników.
Zobacz wideo: gole "Lewego" dla Bayernu nr 1, 50, 100, 150 i 200
W kadrze narodowej każdy miał swój czas. "Ezi" strzelił 4 bramki Brazylii w legendarnym meczu przegranym 5:6 w 1938 roku. Ale przecież nie był to jego jedyny wyczyn.
- Z węgierskimi wicemistrzami świata ustrzelił hat-trick. Euforia po tej wiktorii była tak wielka, że ludzie w tramwajach byli przekonani, że i wojnę Polska wygra (mecz odbył się niemal w przeddzień niemieckiej napaści). Po końcowym gwizdku genialny György Sárosi powiedział: "Wilimowski był wspaniały, dawno już nie widziałem napastnika tej klasy, choć grywaliśmy ostatnio z najlepszymi drużynami Europy" - przypomina dziennikarz, historyk futbolu, autor świetnej książki "Futbol ponad wszystko".
Pohl akurat jest z pokolenia zmarnowanego. Strzelał bramki na zawołanie, jego statystyki są porażające, jest najlepszym snajperem w historii polskiej ligi, a jednak jest przedstawicielem pokolenia zmarnowanego - lat 60. Hubert Kostka powiedział kiedyś: - Grałem z Deyną i Lubańskim, moje drużyny walczyły z Bońkiem i wie pan, na pytanie "kto był najlepszym piłkarzem w historii Polski?", odpowiadam zawsze tak samo: Ernest Pohl. On umiał wszystko.
Andrzej Szarmch w 1974 roku strzelił 5 goli na mundialu w Niemczech, więcej bramek od niego spośród Polaków ma na koncie jedynie Grzegorz Lato, który jako szybki skrzydłowy zasługuje na odrębną opowieść. A może Szarmach nigdy nie pojechałby na mundial, gdyby nie kontuzja Lubańskiego? I kto wie, czy z Lubańskim drużyna nie zdziałałaby więcej... albo mniej. Na pewno różnica jest taka, że Lewandowski zdecydowanie wystaje ponad zespół, jest mózgiem i sercem. Lubański czy Szarmach byli gwiazdami światowego formatu, ale jednymi z wielu.
Jak strzelali w kadrze
Mecze | Bramki | Średnio | |
---|---|---|---|
Robert Lewandowski | 110 | 60 | 0,54 |
Włodzimierz Lubański | 75 | 48 | 0,64 |
Andrzej Szarmach | 61 | 32 | 0,52 |
Ernest Wilimowski | 22 | 21 | 0,96 |
Ernest Pohl | 46 | 39 | 0,85 |
Zresztą swego czasu nawet Zbigniew Boniek napisał, że nie ma możliwości, żeby zestawić Szarmacha z Lewandowskim. Coś w tym jest, aczkolwiek w lidze francuskiej "Diabeł' strzelał na zawołanie. Oczywiście trzeba pamiętać, że tamtejsza piłka była znacznie słabsza niż dziś. Francuzi w latach 70. znaleźli się na marginesie Europy, dopiero rewolucja Georgesa Boulogne (byłego selekcjonera i potem dyrektora sportowego) rozpoczęła powolne podnoszenie się francuskiego futbolu.
Lubański najlepsze lata swojego życia spędził w Górniku Zabrze, ale też był to wówczas zespół, z którym liczono się w Europie. Chyba trafnie określił go w swojej biografii Nobby Stiles, defensywny pomocnik Manchesteru United i mistrz świata z 1966 roku: "Był fenomenalną postacią, dumny i pozytywny we wszystkim, co robił. Był to przeciwnik, którego podziwiałeś, nawet kochałeś, gdy starałeś się powstrzymać go wszystkimi dostępnymi środkami".
Lubański uczył się od Pohla, choć ten pod koniec kariery grał bardziej na pomocy. Ale trzeba pamiętać, że jeśli w latach 50. i 60. mieliśmy napastnika światowej klasy, to w pierwszej kolejności był to właśnie "Yła", bo taką właśnie oryginalną ksywkę nosił ten piłkarz. Przez 11 lat jego gry Górnik zdobył 8 tytułów mistrzowskich, a on w tym czasie 5 razy był najlepszym strzelcem zespołu. Jego 186 goli w lidze jest do dziś nieosiągalnym rekordem. Do tego dochodzą dwa tytuły mistrzowskie w Legii i trzy tytuły króla strzelców. Ale też trzeba pamiętać, że były to czasy, gdy polska liga dopiero powoli zyskiwała na znaczeniu. Ale też czasy, gdy wszyscy najlepsi polscy piłkarze grali u nas. Pohl nie miał równych sobie, a przecież mieliśmy innych wielkich zawodników (np. Lucjan Brychczy, Edward Szymkowiak).
Statystyka w klubie
Mecze (w tym w lidze polskiej) | Bramki (w tym w lidze polskiej) | Średnio | |
---|---|---|---|
Robert Lewandowski | 357 (58) | 247 (32) | 0,69 |
Włodzimierz Lubański | 430 (234) | 237 (155) | 0,55 |
Andrzej Szarmach | 355 (207) | 203 (109) | 0,57 |
Ernest Wilimowski * | 86 (86) | 112 (112) | 1,3 |
Ernest Pohl | 264 (264) | 186 (186) | 0,7 |
Nie ma oczywiście dyskusji. Największą karierę w klubowej piłce zrobił Lewandowski. Żaden inny polski środkowy napastnik nawet nie zagrał w klubie o poziomie zbliżonym do Bayernu Monachium. I w związku z tym żaden nie osiągnął w piłce klubowej podobnego statusu. Ale też żyli w innych czasach. Przede wszystkim nie mogli wyjeżdżać w najlepszych latach kariery. A i świadomość była inna, podobnie jak medycyna, dlatego szczyty karier były znacznie krótsze. Dziś apogeum kariery trwa 8-10 lat, wtedy 3-4. Oczywiście Lubański trafił do bardzo mocnej ligi belgijskiej (wówczas 3. w europejskim rankingu), a Szarmach do francuskiej i dawali sobie świetnie radę.
Mecze | Bramki | Średnio na mecz | |
---|---|---|---|
Robert Lewandowski | 107 | 65 | 0,61 |
Włodzimierz Lubański | 55 | 34 | 0,62 |
Andrzej Szarmach | 9 | 4 | 0,44 |
Ernest Wilimowski | - | - | - |
Ernest Pohl | 28 | 14 | 0,5 |
Nie miał takich możliwości - o czym pisaliśmy - Wilimowski. Ten w ogóle grał w latach przedpucharowych. Niby był Puchar Mitropa, ale tylko dla piłkarzy zawodowych, a przecież formalnie "Ezi" był amatorem.
Wielu historyków przekonuje jednak, że to on był najlepszym z najlepszych. Sam Kazimierz Górski specjalnie jeździł ze Lwowa na Śląsk, by zobaczyć "Eziego" w akcji.
Teodor Peterek, porównując jego i Cieślika, stwierdził: - Jako indywidualistę stawiam bezwzględnie wyżej Wilimowskiego. Edzio potrafił minąć z piłką nawet pięciu przeciwników. Wreszcie wymowny jest głos Fritza Waltera, a więc lidera niemieckich mistrzów świata z 1954 roku: - Był jednym z najlepszych piłkarzy tamtych czasów.
Sam "Ezi" w czasie mundialu w Szwajcarii miał 38 lat i był przekonany, że dałby radę. Gdyby zagrał na mundialu i zdobył złoty medal, może to on byłby najlepszy. Nie wiadomo tylko, czy akurat w historii polskiej piłki.
ZOBACZ: Ernest Pohl - król Warszawy, książę Zabrza
Życiowe wybory Wilimowskiego - gra dla Rzeszy - dyskwalifikują go w oczach wielu Polaków. Okoliczności są tu mniej istotne.
- Ten jego związek z futbolem niemieckim rzuca cień na wszystkie dawniejsze dokonania. Podejrzenia o słabość do zachodniego sąsiada wyciągano mu już wcześniej, za każdym razem, gdy słabo zaprezentował się przeciwko akurat tej reprezentacji. Rzekomo nie chciał szkodzić "swoim", nazywano to niemal agenturalną postawą na boisku - uważa Mariusz Kowoll, autor książki "Futbol ponad wszystko".
- Problem w tym, że Wilimowski sam nie do końca potrafił siebie zdefiniować. Urodzony w rodzinie niemieckiej, wychowany w polskiej, jeszcze raz przyszło mu zmienić obywatelstwo. Jedni uważają, że nie potrafił zbyt dobrze mówić po polsku. Inni, po wojnie, wypominali mu, że wciąż nie najlepiej posługuje się mową niemiecką. A prawda, jak zwykle, leży zapewne pośrodku - mówi Kowoll.
ZOBACZ: Tragiczny wybór Ernesta Wilimowskiego
Oczywiście musimy zawsze pamiętać, że tego typu zestawienia to tylko zabawa, nawet jeśli śmiertelnie poważna. To porównanie mitów, postaci z opowieści i książek z zawodnikami, których można oglądać w telewizji dwa razy w tygodniu.