Rozegranie sobotniego meczu eliminacji Euro 2020 Izrael - Polska (20:45) na jerozolimskim Teddy Stadium stanęło pod znakiem zapytania we wtorek, gdy Izrael został zaatakowany przez ugrupowanie Islamski Dżihad. Spotkanie miało zostać przeniesione do Hajfy albo poza Izrael: na Cypr, Maltę albo do Grecji. Ostatecznie jednak PZPN poinformował, że w piątek, zgodnie z planem, drużyna narodowa wyleci do Tel Awiwu, skąd uda się do Jerozolimy. Więcej o tym TUTAJ.
Zdaniem Radosława Majdana, który występował w Izraelu, tamtejsze służby potrafią zatroszczyć się o bezpieczeństwo i komfort drużyny sportowej. Były reprezentant Polski w sezonie 2003/2004 był zawodnikiem Ashod SC - klubu z miasta położonego raptem 40 km od Strefy Gazy. Żaden polski piłkarz nie grał bliżej tego terytorium.
- Jako drużyna czuliśmy się bezpiecznie. Służby stawały na wysokości zadania. W autokarze, hotelach, na stadionach czuliśmy się bezpiecznie. Wtedy można się było skupić tylko na meczu. Nawet jak graliśmy w Hajfie czy Betlejem, czuliśmy się bezpiecznie - mówi nam Majdan.
ZOBACZ WIDEO: "Druga Połowa". Bezpieczeństwo kadry priorytetem? "To obowiązek związku. Piłkarze nie powinni o tym myśleć wcale"
- Natomiast na co dzień, przebywając w Tel Awiwie, w większych skupiskach ludzi, czuło się, że coś wisi w powietrzu. To działało na wyobraźnię, kiedy na ulicach widziało się służby z bronią, a do sklepów wchodziło się jak na lotnisko. To sprawiało, że już nie można się było poruszać zupełnie beztrosko. Bezwiednie pojawiała się refleksja: co bym zrobił, gdyby coś się wydarzyło? - opowiada uczestnik MŚ 2002.
Czytaj również -> Zbigniew Boniek: Zachowujemy czujność
Na co dzień mieszkał w Ahdod, ale od Tel Awiwu czy Jerozolimy dzieliła go ledwie godzinna podróż samochodem i często bywał w tych miastach: - W Ashod nie doszło do żadnego ataku terrorystycznego - zdarzyło się to dopiero kilka lat po moim wyjeździe. Natomiast w Tel Awiwie nie dało się nie odczuwać zagrożenia. Człowiek się z tym oswajał, ale ciągle miałem to z tyłu głowy. Kiedy wchodziłem do centrum handlowego w Tel Awiwie, to czułem, że może się coś stać. To nie był beztroski spacer, to nie były beztroskie zakupy.
Majdan grał w Ashdod SC od lipca 2003 do stycznia 2004 roku. To końcowy okres intifady Al-Aksa - buntu Palestyńczyków, który doprowadził do eskalacji uśpionego konfliktu izraelsko-arabskiego. Polski bramkarz był mimowolnym świadkiem tego, o czym inni uczą się z podręczników historii współczesnej.
- Pewnego dnia siedziałem w kawiarni i usłyszałem ryk syren. Dopiero po powrocie do domu - to był 2003 rok, więc nie można było sprawdzić wiadomości w telefonie - dowiedziałem się, że doszło do wybuchu. Samej eksplozji nie słyszałem, ale widziałem interwencje postawionych na nogi służb - mówi nam Majdan, mając na myśli atak zamachowca-samobójcy na bazę wojskową Tsifrim pod Tel Awiwem (9 września 2003).
- Pojechaliśmy na wyjazd i spaliśmy pod Hajfą. Fajny hotel, nad morzem, prawie piękny widok. Prawie, bo dwieście metrów od hotelu były zgliszcza restauracji, która została wysadzona niedługo wcześniej. Tam się jeszcze ogień tlił! Notabene, wtedy w tej restauracji był prezes klubu, z którym graliśmy. On przeżył ten atak - wspomina Majdan, a zdarzenie, o którym mówi, to atak zamachowca-samobójcy na klub "Maxim" (4 października 2003).
- Innym razem wybrałem się ze znajomymi do restauracji i kiedy jedliśmy, ktoś nam powiedział, że rok temu do tej restauracji wszedł zamachowiec-samobójca i wszyscy goście zginęli. Dopiero kiedy jest się w takim miejscu, to na poważnie zaczynasz się zastanawiać, co zrobiłbyś w takiej sytuacji. Wcześniej nie myślisz o tym realnie - zauważa 7-krotny reprezentant Polski.
Czytaj również -> Arkadiusz Milik nie zagra z Izraelem i Słowenią
Majdan z żołnierzami miał do czynienia nie tylko na ulicach miast, ale też w szatni: - Miałem kolegów, którzy przychodzili na treningi w mundurach. Do szatni broni nikt nie przynosił, ale wiem, że każdy z moich kolegów był przeszkolony i potrafił korzystać z broni palnej. Odbywali obowiązkową służbę wojskową, ale nie musieli być skoszarowani w jednostce. Mogli mieszkać w domu. Pamiętam, że kiedy armia Izraela jechała do Strefy Gazy, zostaliśmy zaproszeni jako drużyna na spotkanie z żołnierzami. To było duże przeżycie, bo to młodzi chłopcy, którzy szli na wojnę. Zastanawialiśmy się, ilu z nich wróci?
Były reprezentant Polski spędził w Izraelu tylko kilka miesięcy. W styczniu 2004 roku na zasadzie wolnego transferu przeniósł się z Ashdod SC do wielkiej wtedy Wisły Kraków. Jak zapewnia, nie uciekł z Izraela ze względu na niebezpieczeństwo.
- Kwestie bezpieczeństwa nie miały wpływu na moją decyzję. Izrael to specyficzne miejsce dla sportowca. Kibice bardzo surowo ocenili cudzoziemców. Byli bardziej wyrozumiali dla swoich rodaków, natomiast obcokrajowcy byli zawsze winni. To mnie zaczęło męczyć, w tym czasie dostałem propozycję z Wisły, a Wisła była wtedy klubem, któremu się nie odmawiało. Wyjechałem z Izraela z ulgą, ale nie ze względu na sprawy bezpieczeństwa - kończy Majdan.