Najlepiej było to widać na telewizyjnych zbliżeniach. Sebastian Szymański, któremu rozjeżdżają się nogi przy próbie dryblingu, Jacek Góralski ze złością kopiący w boisko, które wydawało się być najgroźniejszym przeciwnikiem czy Kamil Grosicki, wyglądający jak chomik w kręciołku - im szybciej biegł, tym szybciej uciekało mu podłoże. Wszystko przy unoszącym się nad płytą piasku, jak w piaskownicy w niedzielne popołudnie, kiedy z bloków wyszły wszystkie dzieciaki i dla nikogo więcej nie znajdzie się miejsca.
Po raz kolejny organizatorzy meczu reprezentacji Polski na Stadionie Narodowym przygotowali boisko, na które głupio byłoby zaprosić gości w trzeciej lidze. Na jakość nawierzchni w Warszawie piłkarze narzekali kiedyś po każdym meczu, aż do momentu, gdy Kamil Glik stwierdził przed kamerami, że nie będzie tego robił, bo dostało mu się po głowie od pana odpowiedzialnego za boisko. "Pan od boiska" okazał się ważniejszy od piłkarzy walczących dla Polski - a to już kompletna żenada i kompromitacja.
PZPN wywołany do tablicy mówi, że za przygotowanie boiska odpowiada Stadion Narodowy. Narodowy odpowiada, że za każdym razem boisko przechodzi kontrolę PZPN i nikt nigdy się nie skarżył. Producent trawy zapewnia, że jest najlepsza na świecie, ale nie ma czasu by się zakorzeniła, bo rozwijana jest na chwilę. Ktoś musi jednak chyba zmienić dilera, bo na tej trawie dłużej nie da się jechać. Takie boisko to wstyd przed całą Europą i nigdzie indziej, niż w Polsce, gdzie być może wciąż liczą się głównie układy i układziki, taka sytuacja nie trwałaby równie długo. Wystarczyłby jeden mecz, po którym gwiazdy powiedziałyby, że mają dość, a federacja stanęłaby na głowie, by nigdy więcej nie wstydzić się przed swoimi piłkarzami.
ZOBACZ WIDEO: "Druga Połowa". Jaka przyszłość piłkarskich mistrzostw Europy? "Prawie każdy może tam zagrać"
W meczu ze Słowenią mogło coś się stać zawodnikom, mogli zaliczyć taki poślizg, że wychodziliby z niego dopiero za zakrętem, z nogą na temblaku i kilkoma miesiącami przerwy w treningu. Takie boisko to także obniżanie jakości widowiska, kibice płacą za bilety i mają prawo wymagać, by organizator zapewnił im jak najlepszy jego odbiór. Zamiast pięknej piłki i zwycięstw, mają zwycięstwa i oranie kartofliska. Dobry nastrój zapewnia tylko nasza reprezentacja, która wygrywa mimo wszystko, na przekór i zostawiając na boisku więcej niż zdrowie, bo jeszcze kawał serca. Właśnie zakończyła kolejne świetne eliminacje, z tylko jedną porażką i tylko jednym remisem.
Jeśli trawa jest do niczego, powinno się zrobić przetarg, w którym liczyłoby się coś więcej niż cena i rekomendacja z dużo mniejszych boisk pod stolicą. Jeżeli boisko jest złe, a przechodzi kontrolę, to powinno się zmienić kontrolerów, albo zapytać dlaczego są ślepi i pociągnąć ich do odpowiedzialności. A jeśli rzeczywiście wszystko jest cacy, a Stadion Narodowy nie wywiązuje się z postawionego przed nim zadania, to trzeba zmienić stadion - ten w Warszawie będzie zarabiał tylko na koncertach, żużlu, albo lodowisku, bo do roli Domu Reprezentacji nie dorósł. Niech nasi grają we Wrocławiu, albo Gdańsku, albo na Śląskim, albo w Poznaniu. Gdziekolwiek, gdzie będą mieli szansę rozwinąć skrzydła i nie bać się o swoje zdrowie. Nie czekajmy, aż Lewandowski zrobi sobie krzywdę, albo aż piłkarze będą woleli grać na wyjazdach.
Michał Kołodziejczyk