Dominik Panek: Większość meczów była ustawiona. Afera korupcyjna zniszczyła polską piłkę

PAP / Sebastian Borowski / Na zdjęciu: Ogłoszenie wyroku w sprawie o korupcję w polskiej piłce
PAP / Sebastian Borowski / Na zdjęciu: Ogłoszenie wyroku w sprawie o korupcję w polskiej piłce

- W szczytowym okresie w jeden weekend na trzech najwyższych poziomach było ustawionych kilkanaście meczów. To już fabryka - mówi Dominik Panek, dziennikarz zajmujący się korupcją w polskiej piłce.

W tym artykule dowiesz się o:

Setki ustawionych meczów, w sprawę zamieszani działacze z najwyższych szczebli, sędziowie, obserwatorzy. We wrocławskim sądzie zapadł wyrok w sprawie handlu polskim futbolem. Główny oskarżony, Ryszard F. "Fryzjer", został skazany na 4,5 roku więzienia. O sytuacji rozmawiamy z Dominikiem Pankiem. To pracownik "Polskiego Radia", który przez lata na swoim blogu informował o kolejnych wątkach afery korupcyjnej i to m.in. jemu zawdzięczamy, że afera korupcyjna, która zdemolowała polski futbol, nie została zamieciona pod dywan.
Marek Wawrzynowski: Co oznacza ten wyrok? Czy to koniec pewnego etapu w polskiej piłce?

Dominik Panek: To na pewno ważny moment w jej historii. Początek końca. Na zakończenie poczekamy kilka lat, czekamy na pisemne uzasadnienie wyroku, co potrwa kilka miesięcy, potem rozprawa apelacyjna i od sądu apelacyjnego będzie zależało, czy wyrok się utrzyma, w jakiej części i tak dalej, więc trzeba kilka lat odczekać. Są też mniejsze procesy w Krakowie, w Legnicy, proces ma Wit Ż., Zbigniew D., kiedyś jeden z najbogatszych Polaków.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wykop bramkarza i... katastrofa! Co on narobił? (wideo)

Jaki wpływ miała korupcja na polski futbol? Czy dzisiejszy stan naszej piłki i to, że mamy ligę nr 32 w Europie, może być pokłosiem tej sprawy?

Tak, zdecydowanie. Piłkarze nie musieli się zbytnio starać, skoro mecze były ustawione i sędzia dawał im korzystny wynik. Kluby zatrudniały nie najlepszych trenerów, tylko tych, co mieli odpowiednie kontakty i wiedzieli, jak pomóc szczęściu i umiejętnościom. Ilu uczciwych, zdolnych odeszło - nikt nie jest w stanie powiedzieć. A później się dziwimy, że w Europie nam nie szło. No cóż, tam już o wiele trudniej byłoby coś kupić. Wiem, że wiele osób nie zgadza się z moim zdaniem...

Ja się akurat zgadzam, to oczywiste. Zastanawiam się, czy jest jakiś moment przełomowy w polskiej piłce, gdy zaczyna się korupcja na skalę przemysłową?

Myślę, że to było po 1989 roku. Wcześniej było to branżowe ustawianie meczów, były kluby górnicze, wojskowe, milicyjne.

Jednak pieniądze krążyły, ustawiano całe kolejki, zawiązywano spółdzielnie.

Więcej było "uprzejmości", czyli ja oddam tobie jesienią, a ty mi wiosną. Potem pojawili się w piłce bogaci ludzie. A kiedy to zaczęło się na skalę przemysłową? Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy to pan Ryszard wprowadził.

Jest on nazywany ojcem chrzestnym mafii piłkarskiej. Skąd w ogóle się wziął? Jak to możliwe, że prosty fryzjer zostaje królem podziemia w polskiej piłce?

To już pytania do niego. Nie chce się wierzyć, że taka osoba, anonimowa, która wchodziła do piłki przez mały klub (był kierownikiem w Czarnych Wróblewo – przyp. red.), a potem została zatrudniona w Amice, mogła zdobyć takie wpływy w najwyższych kręgach. Sędziowie, obserwatorzy... W jaki sposób dotarł do obsadowego, a więc jednej z najważniejszych osób w procederze, osoby odpowiedzialnej za wysyłanie sędziów na mecze? Mało prawdopodobne, że obsadowy rozmawia z podrzędnym działaczem. Stąd pewnie wątpliwości wielu osób, czy faktycznie Fryzjer mógł tym wszystkim sterować.

Miałby być figurantem?

Takie wątpliwości wyrażają ludzie ze środowiska, ale w śledztwie nie udało się niczego takiego ustalić.

Jak to możliwe, by "prosty chłop" był szefem grupy?

Oczywiście nie można deprecjonować pana Ryszarda, to był wbrew pozorom dość inteligentny facet. Inaczej nie poradziłby sobie z taką organizacją. Na żadnym etapie swojej pracy nie spotkałem się z wiarygodnymi informacjami, że ktoś mógłby być nad nim. Mówi się, że ktoś ze służb, że ktoś wysoko postawiony politycznie, ale ja osobiście nie pozwalałbym sobie na takie spekulacje.

Pytanie jest nadal otwarte: jak dotarł do szczytu?

Tego wciąż nie wiemy. Trudno uwierzyć, że nagle pojawia się ktoś, kto obiecuje ludziom z najwyższej półki polskiej piłki - jak choćby Jacekowi G. - pieniądze i jest dla nich wiarygodny.

Argument pieniędzy mógł być dla nich wiarygodny. Dostajesz 10 tysięcy do ręki i wiarygodność kontrahenta wzrasta.

Tak, 10 tysięcy za mecz, 40 miesięcznie, w skali sezonu kilkaset tysięcy. Nieopodatkowane. Pojawia się z czasem drugi etap, gdy "Fryzjer" zaczyna wprowadzać do piłki swoich sędziów. Mógł on obiecać arbitrom wysokie oceny od obserwatorów, a to oznacza awanse do wyższej ligi.

To są w ogóle realne kwoty? Za ile w Polsce handlowano meczami?

W całym śledztwie pojawiały się kwoty bardzo różne. Od kilkuset złotych w niższych ligach, przez dziesiątki tysięcy, aż do bodajże najwyższej kwoty - 200 tysięcy złotych. Tyle mieli przyjąć piłkarze RKS Radomsko za sprzedanie meczu z Zagłębiem Lubin. Wszystko w zależności od wagi spotkania. Zwykle w pierwszej lidze (obecnej ekstraklasie) było to 10 tys. zł. Arka Gdynia kupiła mecz barażowy ze Śląskiem Wrocław za 43 tys. zł, ale już Górnik Polkowice walcząc o utrzymanie proponował sędziom od 40 do 100 tys. zł.

Duże ryzyko, więc i stawka duża?

Oczywiście, awans czy utrzymanie się w jak najwyższej lidze to pieniądze od sponsorów, za prawa telewizyjne. Piłkarze grający w najwyższych ligach mieli większe szanse na lepszy transfer. No ale chyba najbardziej liczyły się ambicje. Bo przecież przedsiębiorcom, którzy rządzili niektórymi klubami, o pieniądze raczej nie chodziło...

Jak w ogóle wyglądał mechanizm ustawiania meczów?

Schemat był prosty. Jak wynika z aktu oskarżenia, zwykle było tak: "Fryzjer" poznawał od "obsadowego" z PZPN tajne informacje o obsadzie meczu. Dzielił się tą wiedzą z działaczami zainteresowanych klubów, sędziami i obserwatorami. Następnie albo pośredniczył w obiecaniu korzyści majątkowej, albo jedynie był niejako "gwarantem" przestępczego porozumienia. Pieniądze - w różnych kwotach - wręczano przed meczem albo po spotkaniu. Była taka "zabawna" sytuacja, że jeden z działaczy pomylił marynarki i zamiast sędziemu wsadził kopertę z pieniędzmi do kieszeni innej osobie. Były to kwoty od kilku tysięcy do ponad 100 tysięcy. Sędzia zwykle dzielił się nimi z liniowymi i obserwatorem. Zdarzało się, że w czasie meczu, jeżeli wynik nie był korzystny dla obiecujących łapówkę, "Fryzjer" dzwonił w przerwie do sędziego. Jeżeli arbiter wziął pieniądze przed meczem, a wynik nie był taki, jaki chcieli wręczający - musiał oddać pieniądze.

W książce "Mafia Fryzjera" Ryszarda Niedzieli i Romana Stęporowskiego mamy opisaną sytuację, że sędzia brał od obu stron.

Zdarzało się i to nie tak rzadko, że łapówki proponowały oba kluby i arbiter przyjmował je od obu stron, oddając tym, dla których wynik był niekorzystny. Jest to linia obrony, wielu arbitrów tak mówiło. Raz prokuratura zleciła jednemu z trenerów oglądanie meczów Polaru, by wypisywał wątpliwe sytuacje. A przecież nie ma eksperta, który powie, że sędzia celowo popełnił błąd. Wyznacznikiem tego, czy mecz mógł być ustawiony, było to, czy sędzia główny reaguje na sygnały liniowego, ale to też jest tylko przypuszczenie.

Inna sprawa, że główny arbiter musiał na pewno dzielić się z asystentami.

W większości przypadków zapewne tak, ale nie zawsze.

Ale też nie jest tak, że "Fryzjer" wszedł do czystego jeziora i je zabrudził, tylko wszedł do brudnego jeziora i je zawłaszczył?

Tak można powiedzieć, przejął większość jeziora i grube ryby. Wracając do kwestii finansowych, to ciekawe, że kwoty, które się pojawiają, nie są duże. Fryzjer musi oddać 25 tysięcy złotych z tego procesu, do tego jeszcze z wcześniejszych procesów, ale nie są to zawrotne kwoty.

A jednak pałacyk w Kobylnikach kupił i wyremontował.

Zgadza się, choć w latach 90. takie pałacyki nie kosztowały fortuny. Ale oczywiście nie miał ich na pewno z zakładu fryzjerskiego.

Wróćmy do wychowywania sędziów. Ilu sędziów było powiązanych z "Fryzjerem"?

Jeśli zobaczymy listę "Fryzjera" (opublikowaną przez "Przegląd Sportowy"), to okazało się, że 2 czy 3 (z 28 - red.) nie było powiązanych z ustawianiem meczów. Trzeba jednak pamiętać, że mówiąc o ustawianiu meczów, nie mówimy jedynie o "Fryzjerze". Podobnym procederem zajmowali się choćby Grzegorz G., sędzia z Warszawy, czy Andrzej B., trener nazywany często "Małym Fryzjerem". Byli też tacy, którzy współpracowali z  "Fryzjerem", jak choćby Marian D. (były arbiter i obserwator oraz prezes Śląskiego Kolegium Sędziów - red.). Aż nie chce się wierzyć, że taki facet mógłby być "człowiekiem Fryzjera". Gdyby ktoś zapytał mnie kilkanaście lat temu, raczej powiedziałbym, że to "Fryzjer" był człowiekiem Mariana D. To jest zagadka, jak "Fryzjer" dotarł do tak wpływowego człowieka.

Ile osób mogła liczyć w szczytowym momencie grupa "Fryzjera"?

Z nieprawomocnego jeszcze wyroku wynika, że było tych osób kilkadziesiąt. Czyli ci, którzy działali w zorganizowanej grupie przestępczej. Ale tak naprawdę trzeba uznać, że osób, z którymi współpracował Ryszard F., było kilkaset: sędziowie, obserwatorzy, działacze klubowi, działacze z PZPN, piłkarze itd. Sam miał być "mózgiem", ale "mózgiem", który może liczyć na pomoc "móżdżków" w różnych częściach kraju.

Ile osób mogło być zamieszanych w ten proceder?

Oskarżonych zostało 525 osób, skazanych do tej pory 479 (kilkanaście osób uniewinnionych). Na tyle ludzi znaleziono dowody, że uczestniczyli w ustawianiu meczów po 1 lipca 2003. A ile osób rzeczywiście było w to zamieszanych? Można tylko spekulować...

A mówimy tylko o okresie po 1 lipca 2003 roku...

Pytanie czy przed 2003 rokiem ktoś był czysty? Pewnie nieliczne jednostki.
Czy "Fryzjer" miał na ludzi jakieś haki? Organizował imprezy? Sponsorował alkohol, może inne rozrywki?

To sprawy, o których nie chciałbym się rozpisywać. Często są delikatne. Zasadą było "kupowanie" ludzi, czy to za pieniądze, wysokie noty obserwatorów, przysługi, dobra materialne. Czasami zastraszanie, jeden z zarzutów, który się niestety przedawnił, dotyczył przecież gróźb wobec sędziego Roberta W. Co do imprez, alkoholu i innych przyziemnych przyjemności nie chcę się wypowiadać, bo nie mam bezpośredniej wiedzy na ten temat, ale pojawiają się takie informacje. Legendy krążą o tym, co się działo we wspomnianym już pałacyku w Kobylnikach. Ale to chyba bardziej dziennikarze sportowi powinni je znać.

Jaką skalę osiągnęło zjawisko korupcji w szczytowym okresie?

Jakiś procent meczów był czysty, ale w jeden weekend na trzech najwyższych poziomach było ustawione kilkanaście meczów. Uogólniając - większość. To już fabryka.

Fryzjer właściwie siedział ze słuchawką przy uchu.
Gdyby spojrzeć na fragment akt, który zamieściłem na blogu, dotyczący pana Czesława Michniewicza, to jest masa połączeń. Można powiedzieć, że większość czasu spędzał dzwoniąc. To były rozmowy pojedyncze, łączone, że rozmawiał na głośnomówiącym z dwoma osobami naraz, połączenia konferencyjne.
Jak udało się rozpracować sprawę?

Prokuratura od początku śledztwa miała problem z tym, jak dotrzeć do informacji, które pozwoliłyby pójść dalej niż tylko zatrzymanie Mariana D. i Antoniego F. To była zamknięta struktura, która nie była w ogóle zainteresowana współpracą z organami ścigania. Były gołe zeznania Piotra D. Postanowiono stworzyć program, który analizował połączenia telefoniczne oraz miejsca logowania się telefonów. Jeżeli np. telefony dwóch osób logowały się w tym samym miejscu, to można było z bardzo dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że dwie osoby spotkały się w celu przekazania pieniędzy. Na początku można było zablefować, aż z czasem środowisko pękło. Gdy okazało się, że zatrzymania idą w dziesiątki osób, do prokuratury zaczęli zgłaszać się ludzie skłonni opowiedzieć o szczegółach.

Rozumiem, że pański niesmak budzi praca Andrzeja Woźniaka dla kadry narodowej?

Moje zdanie jest jasne, że ani pan Andrzej, ani pan Czesław Michniewicz nie powinni mieć nic wspólnego z reprezentacjami Polski. W PZPN powinni pracować ludzie krystalicznie czyści.

Michniewicz jest pod względem prawnym czysty.

Tak, nie usłyszał zarzutów, można go oceniać jedynie pod względem moralnym, ale tym nie chcę się zajmować.

A Łukasz Piszczek? Jednak znaczna część kibicowskiej społeczności uważa, że grą dla Polski odkupił swoje winy.

Zostaję przy swoim prywatnym zdaniu, że nie powinien grać w kadrze.

Nie ma szans odkupienia win?

Uważam, że to piłkarz wybitny, nie wątpię, że porządny człowiek, ale kadra to inna historia. Podobnie pan Andrzej W. może być wybitnym trenerem bramkarzy, ale nie powinien pracować w reprezentacji.

Mecenas Michał Tomczak porównał korupcję w piłce nożnej do zabójstwa.

Ja bym tak daleko nie szedł, nie porównywałbym spraw piłkarskich z poważnymi przestępstwami typu zabójstwo, gwałt. To jest tylko piłka. Swego czasu też uważałem, że ludzie zajmujący się korupcją nie powinni działać w piłce nożnej, ale z czasem musiałem zrewidować swoje poglądy ze względu na skalę, na to, jak powszechny był to proceder.

To rzeczywistość, w której funkcjonowali. Trudno porównywać trenera, który przywiózł kopertę i zawodników, którzy składali się na łapówki, z trenerem, który zabierał te pieniądze, organizował zbiórki.

Tu trzeba powiedzieć, skąd brały się pieniądze: ze zrzutek, z biznesu oraz z samorządów. Byli organizatorzy i ludzie, którzy musieli się dostosować. Skrajnym przypadkiem jest historia bramkarza Przemysława Mierzwy, który opowiedział o wszystkim w prokuraturze i PZPN to jego wzywał (w 2011 roku - red.) i chciał karać za ustawianie meczów, a nie tych, którzy szli w zaparte. To było łatwe. Potem był sekowany w klubach, "bo zdradził". A przecież, jak mówił jeden z sędziów, "jesteśmy jedną wielką rodziną, a rodzina na siebie nie donosi". Wiele wartościowych osób odeszło z piłki. Część z tych ludzi to ofiary systemu. Byli sędziowie, którzy opowiedzieli o wszystkim, mieli ciężko, bo informacje się rozchodziły. Z zeznań wynikało, kto mógł opowiadać. Ci ludzie byli sekowani przez środowisko. W jakiś sposób ofiarą tego stał się Rafał Rostkowski, który miał jechać na mundial do RPA, ale jego główny sędzia (Grzegorz G.) został zatrzymany. Stracił szansę na wielką karierę. Mógł być znanym sędzią międzynarodowym, a stał się jedną z osób, które walczą o czystość w polskiej piłce.

ZOBACZ: Korupcja wraca do polskiej piłki? Małopolscy sędziowie z zarzutami

A jaka jest rola PZPN w tym wszystkim? To tak jakby państwo dopuściło do tego, by mafia obsadzała stanowiska w rządzie. Niewiarygodne.

W śledztwie nie pojawiły się żadne ślady, że PZPN mógłby to firmować albo ochraniać. Pojawiają się natomiast pojedyncze osoby jak obsadowy Jerzy G., są członkowie zarządu, pan Henryk K., były szef kolegium sędziów. Więc ważne osoby ze związku, ale nie ma dowodów, by związek, jako struktura, w tym uczestniczył. Jaki cel mieliby ci ludzie ze szczytów władzy, zwykle majętni, by chronić "Fryzjera" i jemu podobnych?

Czyli zlekceważono ten problem, czego oznaką była słynna "jedna czarna owca"?

Trochę tak, ale też przegapiono moment krytyczny, a więc 1 lipca 2003, gdy weszła ustawa o korupcji w sporcie. Jedni się zatrzymali i opamiętali, inni zlekceważyli to i zostali skazani. Trzeba pamiętać, że śledztwo obejmuje okres po 1 lipca 2003 z małym wyjątkiem dotyczącym Odry Opole. Pojawił się tam zarzut paserstwa. Ryszard Niedziela brał pieniądze ze swojej firmy, działając na jej szkodę i wręczał je "Fryzjerowi" na ustawianie meczów. Sąd uznał jednak, że nie ma dowodów, iż "Fryzjer" wiedział, że te pieniądze pochodzą z przestępstwa. Skoro pan pyta o PZPN, to pytanie brzmi: "Co PZPN zrobił do 2003 roku w sprawach korupcji?". Były pojedyncze zdarzenia, jak sprawa Szczakowianki czy Legii w latach 90. Według przepisów PZPN wpływanie na wyniki meczów miało być karane dyscyplinarnie, więc należy postawić pytanie, ile takich osób ukarano.

ZOBACZ Dariusz Tuzimek: Wyrok na "Fryzjera" niczego jeszcze nie kończy

Ile?

Tego nie wiem, mam problem z dotarciem do informacji z PZPN. Wcześniej próbowałem, wysyłałem pytania, ale w pewnym momencie zrezygnowałem. Odpowiedź od rzecznika związku była taka, że nie dostają żadnych informacji od Komisji Dyscyplinarnej, więc ich nie publikują. Na prośbę o to, czy mogą się dopytać, nie dostałem odpowiedzi, kontakt się urwał.

Spodziewał się pan samooczyszczenia?

Na początku tak, ale z czasem, gdy zobaczyłem skalę zjawiska, straciłem nadzieję.

Moment przełomowy to wywiad "Gazety Wyborczej" z Piotrem Dziurowiczem?

Trzeba oddać wielkie zasługi dziennikarzom "GW", którzy napisali o wątku Polaru Wrocław. Na tej podstawie prokuratorzy rozpoczęli dochodzenie w tej sprawie. Pan Piotr usłyszał o tym i zdecydował się zgłosić do Wrocławia.

Dlaczego to zrobił?

Miał dosyć. Dostał klub po ojcu, myślał, że może osiągać sukcesy. W pewnym momencie okazało się, że jak nie zapłaci, nie może. Jestem pełen podziwu dla tego człowieka, uważam go za jednego z bohaterów walki o czystość polskiej piłki, mimo że początkowo w tym procederze uczestniczył. Dziś zupełnie się od tego odciął i nie działa w piłce. Ostatnio przeczytałem artykuł o tym, że powinno się mnie i Antka Bugajskiego z "Przeglądu Sportowego" zaprosić na obchody 100-lecia PZPN, a tak naprawdę to on powinien mieć honorowe miejsce na bankiecie i dostać medal za zasługi dla polskiej piłki. Do tego prokuratorzy Grzeszczak i Tomankiewicz. Nikt inny nie poprowadziłby śledztwa w ten sposób. To była bardziej pasja niż praca. Oni powinni siedzieć w pierwszym rzędzie.

A jaka jest rola dziennikarzy?

Początkowo dziennikarze sportowi pisali o tym, ale z czasem zaprzestali.

Zabrakło spektakularnych spraw, temat się przejadł.

Okej, ale była sprawa GKS Bełchatów, gdzie oskarżono kilku reprezentantów kraju. Zainteresowanie mediów sportowych było minimalne, ograniczono się do spisania informacji z mojego bloga.

Nasze środowisko unika trudnych tematów?

Można tak powiedzieć. Dzielę dziennikarzy w waszej branży na sportowych i newsowych. Sportowi nie zajmowali się tym tematem. Taki przykład: być może dla dziennikarzy ogólnopolskich sprawa Radomiaka nie była istotna, ale dla dziennikarzy z Radomia powinna być. A tymczasem w miejscowej prasie znajdujemy śladowe informacje bez analizy, że jeden ze skazanych to współwłaściciel klubu. Dlaczego dziennikarze z Grodziska Wielkopolskiego nie chodzą na proces byłego właściciela klubu? To dla mnie zdumiewające.

Źródło artykułu: