Jakub Lenart: Widzewska wieża Babel

W polskiej, jak i zagranicznej piłce, w ostatnich latach panuje wzmożona tendencja do zatrudniania zawodników zza granicy. Sztandarowym przykładem takiej polityki może być łódzki Widzew. Przez okres lat dziewięćdziesiątych zatrudnił tylko 6 obcokrajowców. Od 2000. roku, po dziś dzień, pracę na Al. Piłsudskiego znalazło ich już ponad 40!

W czasach gdy Polska była jeszcze PRL-em, zatrudnianie zagranicznych piłkarzy było prawdziwą rzadkością. W almanachach klubu z Al. Piłsudskiego nie udało mi się znaleźć żadnego piłkarza spoza kraju. Sytuacja zmieniła się wraz z przemianami ustrojowymi. W latach 1991-1992 w kadrze Widzewa pojawiło się dwóch pionierów...

Anatolij Demianienko i Andrej Michalczuk

Pierwszy z nich przychodził do Łodzi jako bardzo znany piłkarz. Pięciokrotny mistrz ZSRR z Dynamem Kijów, wielokrotny reprezentant radzieckiej drużyny narodowej, mający na koncie wiele innych mniejszych i większych osiągnięć. Do Widzewa przychodził już jednak pod koniec swojej kariery zawodniczej. W sezonie 1991-1992 wystąpił w zaledwie 13 meczach, po czym wrócił na Ukrainę.

W tym samym roku do Widzewa przybył Andrej Michalczuk. Gracz mający za sobą występy w Dynamie Kijów, Aktiubiniecu Aktiubińsk i polskim Chemiku Bydgoszcz, trafił do Łodzi w wieku 25 lat. W przeciwieństwie do Demianienki, stał się tam żywą legendą czerwono-biało-czerwonych. W Widzewie występował w latach 1992-2002. W 223 meczach, zdobył 24 bramek, w tym w legendarnym meczu z Legią w Warszawie, dającym łodzianom tytuł Mistrza Polski (Michalczuk zdobył gola na 3:2).

Piłkarz zdobył w sumie z RTS-em 2 mistrzostwa, Superpuchar Polski, wystąpił w elitarnej Champions League. W latach jego najlepszej gry, głośno mówiło się o naturalizacji zawodnika, który i tak, już od jakiegoś czasu nazywany był Andrzejem, a nie Andriejem. Niestety władze zwlekały z nadaniem mu obywatelstwa, a gdy już to zrobiły, Michalczuk miał najlepsze lata kariery za sobą.

Po odejściu z Łodzi, piłkarz grał m.in. w Stali Głowno, a w 2007 roku zakończył karierę w Gra-Lechu Jordanów.

Curtian i inni

Po Michalczuku, w Widzewie pojawiali się inni zagraniczni piłkarze. Zdecydowanie najlepiej zapisał się w pamięci kibiców czerwono-biało-czerwonych, Mołdawianin Alexander Curtian. Posiadający nienaganną technikę, pomysł na grę i interesujący jej styl, były rozgrywający Zimbru Kiszyniów, dołożył swoją cegiełkę do zdobycia mistrzostwa w sezonie 1996/97. Zagrał jeszcze w 14 meczach następnego sezonu, po czym odszedł do Zenitu Sankt Petersburg. Niestety, pewnej nocy Curtian został pobity przez nieznanych sprawców. Po tym incydencie, nigdy nie wrócił już do piłki na bardzo dobrym poziomie.

W tym samym co Mołdawianin okresie, do Widzewa trafił Ulrich Borowka. Ten były reprezentant Niemiec rozegrał w drużynie 8 meczów, ale w Łodzi znany był głównie z częstego picia i odwiedzania kasyn. Do dziś kibice uśmiechają się na samo wspomnienie sympatycznego piłkarza. W okresie pomistrzowskim zagraniczni zawodnicy w Widzewie prezentowali poziom niezbyt wysoki. Na uwagę zasługuję pierwszy czarnoskóry piłkarz, który trafił do drużyny z Al. Piłsudskiego. Był nim Kameruńczyk - Tobit Bleriot Heuyot, który wystąpił w 13 meczach. Po nim parę razy do kadry załapać próbował się Nigeryjczyk Chioma Chiemeze, aczkolwiek podejścia te, w latach 1998-2001 zaowocowały łącznie tylko 12 występami.

Prawdziwy okres prosperity dla zagranicznych zawodników rozpoczął się jednak w Łodzi od roku 2000. Wtedy to, szukający oszczędności, jeden z twórców "Wielkiego Widzewa", a później jak się okazało jego główny grabarz - Andrzej Grajewski rozpoczął tradycję sprowadzania obcokrajowców hurtem. Łącznie w latach 2000-2004 przez kadrę przewinęło się bagatela: 22 "stranieri". Okres ten można nazwać czasem...

Szrotu i pereł

W pierwszej, negatywnej grupie można wymienić w zasadzie większość. Niektórzy nie zagrali nawet 1 meczu, inni po kilka. Byli to zawodnicy z najróżniejszych zakątków świata. Dzięki Grajewskiemu, kolorystyki i egzotyki naszej lidze nadawali tacy piłkarze jak: Norwegowie Kenneth Karlssen i Vidar Evensen, litewscy bliźniacy - Arturas i Igoris Stesko, którzy charakteryzowali się tylko i wyłącznie nierozpoznawalnością, czy też Serb Żelijko Mrvaljević. Byli także dwaj Argentyńczycy - Oscar Luis Vera (kontuzja spowodowała, że nie zagrał ani razu) i Paulo Cesar Perez, mający problem z prostym kopnięciem piłki z rzutu rożnego. W latach 2002-2004 uwagę kibiców Widzewa przykuwał brazylijski zaciąg w składzie: Bruno Eduardo Pizano (podobny do Waltera Samuela), Lelo (wysoki i nic poza tym) oraz Darci Miguel Monteiro (z twarzy prawie jak słynny Ronaldo, niestety, tylko z niej).

Oczywiście niesprawiedliwym byłoby mówienie, że Grajewski ani razu z obcokrajowcami nie trafił. Tacy piłkarze jak Robertas Poskus, Tomas Żvirgzdauskas czy Guliano Marino dos Santos znani byli także w Europie. Dwaj pierwsi przez długie lata byli, bądź są reprezentantami Litwy. Kibice Widzewa, do dziś z sympatią wspominają wspaniałą technikę, przegląd pola i fantazję Brazylijczyka, Juliano Koagury, czy też solidnego Nigeryjczyka, Emmanuela Ekwueme, który chyba tylko w Widzewie nie sprawiał kłopotów wychowawczych.

Spora też była grupa piłkarzy, na których w Widzewie się nie poznano np. popularny dziś w Polsce, Hermes Neves Soares czy też Litwin, Andrius Gedgaudas.

Jednakże słabość zagranicznego, jak i polskiego, zaciągu, problemy finansowe i wiele innych czynników przyczyniło się do powolnego upadku potęgi klubu. Gdy wydawało się, że dla Widzewa nie ma nigdzie ratunku, pomocną dłoń wyciągnął legendarny piłkarz łódzkiego teamu - Zbigniew Boniek. Dzięki jego pomocy klub wyszedł z kłopotów i rozpoczął walkę o powrót do normalności. Rozpoczęły się...

Rządy Bońka

Popularny "Zibi", wraz z drugim, jak już wiemy obecnie, nieszczęsnym udziałowcem Wojciechem Szymańskim także stawiał na zagranicznych piłkarzy, choć w dużo mniejszej liczbie niż Grajewski. W pierwszym ich sezonie, barw łódzkiego klubu bronili bardzo oryginalni zawodnicy np. Australijczyk, Nathan Caldwell czy Grek, Georgios Papadopoulos. W bramce stał popularny Słowak, Boris Pesković, a po skrzydle biegał jego rodak, Vladimir Bednar. W następnym sezonie żadnego nie było już jednak w Widzewie. Pojawili się za to nowi: Davor Maras, Rusłan Miedżidov czy też Kelechi Zeal Iheanacho. Jednakże największą popularnością wśród łódzkich kibiców zaczęli się cieszyć "włoscy stranieri", Stefano Napoleoni i Joseph Dayo Oshadogan, którzy przybyli do klubu rok później. Obaj widowiskowi, strzelający bramki, choć jeden był napastnikiem, a drugi środkowym obrońcą. W tamtym okresie do Widzewa dołączyli też Serbowie: Sasha Bogunović i Nenad Zecević. Obcokrajowcy wnieśli swój spory udział w utrzymanie się wówczas łodzian w Ekstraklasie.

W czerwcu 2007 roku, większościowym udziałowcem w klubie z Al. Piłsudskiego został jeden z najbogatszych Polaków, Sylwester Cacek. W Widzewie nastąpiła...

Nowa Era

Na nieszczęście wszystkich związanych z klubem, na jaw wyszły korupcyjne problemy Szymańskiego, zwanego odtąd Wojciechem S. Z powodu jego procederu nowy właściciel musiał rozpocząć prawną walkę z PZPN-em i jego organami. I choć Cacek starał się nie zapominać o kwestiach sportowych, drużyna pod wodzą Michała Probierza, a później, Marka Zuba spadła z ligi. Po roku banicji Widzew wprawdzie powrócił do elity, aczkolwiek decyzja Sądu Najwyższego o ponownym przekazaniu sprawy korupcji łodzian do Trybunału Arbitrażowego przy PKOL, znów zawiesza klub w stanie niepewności. Abstrahując jednakże od całej tej zagmatwanej sytuacji, wróćmy do zagranicznych piłkarzy w Widzewie. W sezonie, w którym klub spadał do 1. ligi o sile obrony stanowił włoski duet - Oshadogan i Ugochukwu Ukah. Ten pierwszy po konflikcie z Zubem musiał, ku zmartwieniu kibiców, odejść z drużyny. Nie da się ukryć, że wpłynęło to destabilizacyjnie na formę defensywy Widzewa i mogło walnie przyczynić się do spadku. Do pomocy zakupiono Kameruńczyka, Alaina Bono, a także Litwina - Mindaugasa Pankę, który to jednak, dopiero w następnym sezonie zaczął decydować o sile drużyny. W ataku swych sił z mizernym skutkiem próbował Brazylijczyk, Douglas Rodrigues.

Po sezonie nastąpiła w Łodzi zmiana na stanowisku dyrektora sportowego, szarą eminencję klubu, Grzegorza Bakalarczyka, zastąpił dotychczasowy trener, czyli wspomniany wcześniej Zub. Od razu wziął się za poszukiwanie nowych zawodników, zwłaszcza za sondowanie rynku zagranicznego. Owocem jego pracy było sprowadzenie: kolejnego reprezentanta Litwy - Darvydasa Sernasa i Macedończyka, Dejana Miloseskiego. Do Łodzi wrócił też Bednar. W obecnej rundzie przygotowawczej do ekipy dołączył utalentowany Bośniak , Velibor Durić.

Warto wspomnieć, że od czasów objęcia Widzewa przez Cacka, klub przetestował łącznie 18 zawodników zza granicy, którzy jednak uznania w oczach trenerów nie zyskali.

Pewne jest też, że na tym sztab trenerski nie poprzestanie. Dyrektor Zub, który tłumaczy, że polscy piłkarze są za drodzy, bądź, że rynek jest przebrany stale sonduje zagraniczne ligi. Możemy się zatem wkrótce spodziewać nowych wzmocnień Widzewa, z różnych krajów świata. Wydaję się jednak, znając raczej chłodne podejście trenera Pawła Janasa do obcokrajowców, że kibice z Al. Piłsudskiego mogą spać spokojnie, a w ich drużynie nie znajdą miejsca zawodnicy o wątpliwych umiejętnościach.

Komentarze (0)