Jagiellonia Białystok w swojej historii zrobiła trochę dziwnych transferów. Kibice do dziś śmieją się na wspomnienie m.in. Daniela Henza, Luki Gusicia czy Pawła Nowotki. Krsevan Santini przebił jednak ich wszystkich, a znaleźć kogoś kto go zdystansuje będzie niezwykle trudno.
Chorwat po nieco ponad pół roku pobytu opuścił Jagę. Nie zadebiutował w pierwszym zespole, choć był ściągany z myślą o grze w podstawowym składzie! Co więcej, już po kilku tygodniach jego treningów próbowano rozwiązać z nim kontrakt. Nie było w tym żadnego drugiego dna, po prostu nie miał odpowiednich umiejętności. Najlepszym przykładem jest to, że później z reguły przegrywał rywalizację nawet w czwartoligowych rezerwach. A nawet kiedy już w nich zagrał, to szczególnie się nie wyróżniał. Poza sytuacją w jednym z meczów, gdy wychodząc do niegroźnego dośrodkowania wpadł na własnego obrońcę i wypuścił piłkę z rąk pod nogi napastnika, który skierował ją do pustej bramki...
W całej sytuacji Santiniego najbardziej poraża fakt, że kibice Jagi od początku mieli rację, będąc przeciwnymi temu transferowi. W internetowych komentarzach używali wielu argumentów (często trafionych), by to uzmysłowić. Swoje zdanie pokazali zaś otwarcie w sparingu z Atlantasem Kłajpeda (3:0), gdy dostał ironiczną porcję braw za złapanie piłki lecącej przez kilkadziesiąt metrów. Sztab szkoleniowy podczas letnich przygotowań przekonywał jednak, by dać mu szansę i poddać rzetelnej ocenie po pierwszych występach, po czym... posadził go na ławce rezerwowych. W pierwszym składzie wyszedł Damian Węglarz, którego wcześniej chciano ponownie wypożyczać. W trakcie rundy jego miejsce zajął zaś niemal wypychany z klubu Grzegorz Sandomierski. Trudno w tym znaleźć jakąś logikę.
ZOBACZ WIDEO: Menadżer Kamila Grosickiego zdradza kulisy transferu. Potwierdził, że były dwie inne ciekawe oferty
Wtopy transferowe się zdarzają. Wszędzie i to się nie zmieni. W Białymstoku najświeższy przykład to Ognjen Mudrinski, którego latem kupiono za rekordowe pieniądze, a zawiódł na całej linii. Jednak w jego przypadku trudno było się tego spodziewać ze względu na naprawdę niezłą grę w rodzimej lidze. Ten ruch da się jak najbardziej da wytłumaczyć. Da się to nawet zrobić w przypadku zawodników ze wstępu, jak i wielu innych. Bardzo dobra przeszłość, pozytywne opinie, doświadczenie, itd. Zawsze było coś, a jeśli nie to przynajmniej trener był pewny swego i na takiego kogoś stawiał.
W przypadku Santiniego nie można wymienić choćby jednego "za". Fakt, że na treningach bardzo się starał i miał bardzo profesjonalne podejście. Niemniej to powinno cechować każdego piłkarza.
Jedyną rzeczą, dla której warto mu poświęcić chwilę uwagi, jest jego historia. W dzieciństwie doświadczył wojny, jego rodzina przez pewien okres nie miała żadnych pieniędzy przez kupno broni. Tuż po niej zaczął grać w piłkę, w debiucie zmienił wicemistrza świata Danijela Subasicia. Przez pewien moment kariery grał też z numerem "10" na plecach ze względu na zakład z kolegą. Teraz do niej może dopisać niecodzienny wątek z Jagi. Interesujące dla dziennikarza, ale raczej nie dla klubu piłkarskiego.
Transfer, utrzymanie i odejście Santiniego kosztowały białostocki klub kilkaset tysięcy złotych. Trzeba jasno powiedzieć, że to pieniądze wyrzucone w błoto. Być może wyciągnie się jednak z tego jakieś wnioski na przyszłość i wyjdzie, że choć była to kosztowna lekcja, to mimo wszystko potrzebna. Póki co można jednak powiedzieć tylko o nieporozumieniu wartym krocie. Największym w stuletniej historii.
Kuba Cimoszko