Premier League. Rafał Nahorny, komentator CANAL+ SPORT: Łukasz Fabiański znów może zatrzymać "Świętych"

Getty Images / James Williamson - AMA / Na zdjęciu: Łukasz Fabiański
Getty Images / James Williamson - AMA / Na zdjęciu: Łukasz Fabiański

Czy polski bramkarz zapomni o koszmarze, jaki przeżył na Anfield? W sobotę West Ham z Łukaszem Fabiańskim podejmuje Southampton z Janem Bednarkiem. Na trybunach zasiądzie Jerzy Brzęczek - pisze Rafał Nahorny, komentator CANAL+ SPORT.

W ubiegły poniedziałek obronił w dobrym stylu cztery groźne strzały rywali. Ale pochwał pod swoim adresem za dużo nie usłyszał. W tym samym meczu bowiem Łukasz Fabiański popełnił dwa błędy, za które jego West Ham United zapłacił bardzo wysoką cenę.

Londyńczycy mieli szansę przerwać fantastyczną serię lidera z Liverpoolu i odczarować legendarne Anfield, na którym żaden z ligowych rywali nie pokonał "The Reds" od blisko trzech lat. Ale dwie pomyłki polskiego bramkarza, po których Georginio Wijnaldum i Mohamed Salah strzelili gole, kosztowały ich bardzo drogo. Stołeczne "Młoty" przegrały 2:3 i pozostały w strefie spadkowej. Czyżby zatem świetną reputację, na którą 34-letni Fabiański od kilku sezonów ciężko pracował, szlag trafił?

To był 233. mecz Polaka w Premier League. Jest pod tym względem rekordzistą kraju (następny w tej klasyfikacji Wojciech Szczęsny rozegrał w angielskiej ekstraklasie 132 spotkania).

ZOBACZ WIDEO: Menadżer Kamila Grosickiego zdradza kulisy transferu. Potwierdził, że były dwie inne ciekawe oferty

Najpierw, trzynaście lat temu, trafił Fabiański do Arsenalu, w którym rywalizował m.in. z Jensem Lehmannem, Manuelem Almunią i wspomnianym Szczęsnym. Z "Kanonierami" w sezonie 2013/2014 zdobył polski bramkarz Puchar Anglii (wystąpił w zwycięskim finale przeciwko Hull City) i rozegrał wiele świetnych meczów, w których wybierano go najlepszych zawodnikiem, a menedżer Arsene Wenger nie szczędził mu zasłużonych pochwał. Polak obronił też wykonywane przez Davida Alabę i Thomasa Muellera z Bayernu Monachium, oraz Cleo z Partizana Belgrad trzy rzuty karne w Lidze Mistrzów.

Ale popełniał również błędy, po których w brytyjskiej prasie złośliwie przekręcano jego nazwisko, pisząc "Flappyhandsky". Na przykład po wyjazdowym meczu Ligi Mistrzów z FC Porto, gdy przepuścił piłkę po strzale Silvestre Vareli z bardzo ostrego kąta, a potem zagapił się, gdy rywale wykonywali rzut wolny pośredni z 10 metrów, podyktowany po nieporozumieniu bramkarza z Solem Campbellem.

Ze względu na urazy, ale także wybory menedżera, Polak nie bronił w Arsenalu regularnie i ostatecznie nie przedłużył kontraktu z klubem z The Emirates. Latem 2014 roku przeprowadził się do Swansea, gdzie od razu stał się bramkarzem nr 1, a niedługo potem także najlepszym zawodnikiem walijskiego klubu.

Znów bronił rzuty karne (Riyada Mahreza z Leicester, Wayne'a Rooneya z Manchesteru United, Gabriela Jesusa z Manchesteru City, Marko Arnautovicia z West Hamu i Xherdana Shaqiriego ze Stoke), wybawiał zespół ogromnych tarapatów i co najważniejsze przestał popełniać koszmarne błędy. A już w wyjazdowym zwycięskim meczu z Arsenalem (1:0) bronił jak w transie, doprowadzając swoimi fantastycznymi interwencjami do pasji Alexisa Sancheza, Santiego Cazorlę, Aarona Ramseya, Oliviera Girouda i Mesuta Oezila. Ale już w trzecim z rzędu sezonie w Swansea utrzymania w Premier League sobie i kolegom nie dał rady zagwarantować.

Z kolei West Hamie, który kupił go za 7 mln funtów, szybko zaskarbił sobie sympatię kibiców i opinię bardzo solidnego bramkarza. Już po pierwszym sezonie wybrano go najlepszym piłkarzem "Młotów", a latem ubiegłego roku ceniony brytyjski publicysta Martin Samuel z "Daily Mail" napisał, że jeśli David de Gea zdecyduje się opuścić Manchester United, to "Czerwone Diabły" powinny natychmiast sięgnąć po Fabiańskiego.

Gdy po 7. kolejce, na początku października, m. in. dzięki paradom Polaka, West Ham był w tabeli Premier League na 5. miejscu wydawało się, że londyńczycy mogą powalczyć nawet o europejskie puchary. Ale właśnie wtedy doznał bramkarz kontuzji mięśnia uda, którą musiał leczył przez bite trzy miesiące. Gdy wrócił na boisko, "Młoty" znajdowały się tuż nad strefą spadkową. Zostawił więc West Ham murowany, a zastał drewniany. Tak więc poniedziałkowy mecz z Liverpoolem niczego w tej kwestii nie zmienił...

W sobotę londyńczycy z Fabiańskim w bramce podejmują Southampton z Janem Bednarkiem na środku obrony. Z trybun Stadionu Olimpijskiego obu reprezentantów Polski obejrzy trener Biało-Czerwonych Jerzy Brzęczek. Bramkarz "Młotów" bardziej niż rodaka i selekcjonera powinien się jednak obawiać czołowego snajpera gości Danny'ego Ingsa. Ale w ostatnich dwóch meczach z Southampton polski bramkarz nie puścił ani jednego gola i jeśli wymaże z pamięci poniedziałkowy mecz na Anfield, to czyste konto w starciu ze "Świętymi" może zachować trzeci raz z rzędu.

Rafał Nahorny

Komentarze (0)