W Jastrzębiu-Zdroju za późno zaczęto ratować futbol. Dopiero grubo po zakończeniu sezonu rezygnacje ze stanowiska prezesa GKS-u złożył Joachim Langer. Jego miejsce objął Marian Jarosz, jednak… aktualnie prezesem dalej jest Langer! Okazało się, że Walne Zgromadzenie, na którym wybrano nowy zarząd, zawierało mnóstwo błędów i uchybień, dlatego każda decyzja władz była bezprawna. - Zabrakło wielu rzeczy, choćby sprawozdania finansowego ustępującego prezesa, sprawozdania komisji rewizyjnej, nie podjęto uchwały w sprawie odwołania prezesa Langera itp. Tych uchybień mógłbym wymienić o wiele więcej, lecz nie ma to najmniejszego znaczenia. W świetle obowiązujących przepisów prezesem GKS-u Jastrzębie jest nadal Joachim Langer, nie ja - mówi dla Sportu Marian Jarosz.
- Zapewniam, że zgodziłem się zostać prezesem GKS-u w dobrej wierze, nie mając pojęcia o popełnionych błędach i uchybieniach - dodaje niedoszły prezes Jastrzębia, który nigdy prawnie sternikiem Gieksy nie był.
Na boisku zapewnili sobie utrzymanie. Spadną przez długi.
Co teraz się stanie z jastrzębskim klubem? Na to pytanie Jarosz próbował znaleźć odpowiedzi u prezesa Śląskiego Związku Piłki Nożnej, Rudolfa Bugdoła. - Pytałem się, jakie są szanse, by nowy klub z Jastrzębia rozpoczął najbliższy sezon w IV lidze. W odpowiedzi usłyszałem, że nie ma na to najmniejszych szans i nowy twór będzie musiał rozpocząć wspinaczkę od B-klasy - oznajmia Jarosz na łamach katowickiego Sportu. - Na pocieszenie usłyszałem, że Piast Gliwice również zaczynał od B-klasy i po 10 latach przebił Siudo ekstraklasy, nie mając żadnego długu - dodaje.
Przyszłość Jastrzębia po części wyjaśni się już w piątek, kiedy Komisja Odwoławcza ds. Licencji wyda ostateczny werdykt w sprawie GKS-u.