Wiśle zwycięstwo pozwoliłoby powiększyć przewagę nad strefą spadkową do ośmiu punktów i zmniejszyć stratę do grupy mistrzowskiej do czterech "oczek", tymczasem teraz do 8. miejsca krakowianie tracą nie pięć jak przed kolejką, lecz sześć punktów. Lech natomiast nie wykorzystał potknięć Cracovii i Śląska Wrocław. Wygrana pozwoliłaby Kolejorzowi minąć Pasy i WKS i wskoczyć za plecy Legii Warszawa, a tak Lech tylko zrównał się z Cracovią i Śląskiem.
W 26. kolejce dojdzie do spotkania Legia - Piast, czyli lidera z mistrzem, ale to mecz Wisła - Lech był zapowiadany jako hit tej serii spotkań. To w końcu dwie najlepsze obok Legii drużyny rundy wiosennej, których gra w ostatnich tygodniach mogła się podobać. Z dużej chmury spadł jednak mały deszcz. Wisła poza pierwszymi minutami skupiona na przeszkadzaniu Lechowi, a ten nie potrafił udokumentować przewagi golem.
Gdy Wisła Artura Skowronka gra przy Reymonta 22, można się spodziewać, że będzie dążyła do szybkiego stłamszenia gości. Przekonali się o tym już piłkarze Korony Kielce (2:0) i Wisły Płock (2:2), a teraz też lechici. Biała Gwiazda od pierwszego gwizdka rzuciła się na Kolejorza i szybko wyszła na prowadzenie. W 6. minucie Maciej Sadlok uderzył nieczysto z linii pola karnego, ale na tyle szczęśliwie, że w "16" do piłki dopadł Vukan Savicević, z klasą ją przyjął i nie dał Mickeyowi van der Hartowi szans na interwencję.
ZOBACZ WIDEO: Polska akademia na Zielonej Wyspie. Mariusz Kukiełka otworzył szkółkę w Irlandii
Savicević jakby spodziewał się kiksu kolegi i został w grze, podczas gdy inni będący w polu karnym zawodnicy już się wyłączyli. Wiślak wykazał się przytomnością umysłu w przeciwieństwie do Wołodymyra Kostewycza, który kompletnie zignorował Czarnogórca, choć był najbliżej strzelca.
Po energetycznym początku Wisła, jak to ma w zwyczaju, wycofała się głęboko na swoją połowę. Długo udawało jej się skutecznie bronić przed naporem Lecha. Lukas Klemenz neutralizował na lewej stronie Kamila Jóźwiaka, a łamiącemu akcje do środka z drugiego skrzydła Tymoteuszowi Puchaczowi wiślacy zamykali drogę do strzału albo prostopadłego podania.
Vullnet Basha z Georgijem Żukowem odebrali chęć do gry Daniemu Ramirezowi, a
Rafał Janicki i Hebert odcięli od podań Christiana Gytkjaera. Duńczyk jednak nieprzypadkowo jest najlepszym strzelcem PKO Ekstraklasy. W niedzielę na pierwszą okazję czekał do 39. minuty, ale od razu zmusił bezrobotnego dotąd na linii Michała Buchalika do kapitulacji.
Jóźwiak zrobił na skrzydle miejsce Kostewyczowi, który zagrał płasko przed bramkę Wisły. Piłka minęła Janickiego, który zaniechał interwencji, a Gytkjaer uciekł Hebertowi i piętą pokonał Buchalika. To jego 15. gol w sezonie - napastnik Lecha jest już samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców.
Na początku drugiej połowy oba zespoły nie pozwoliły sobie na dużo. W pierwszym kwadransie na celny strzał Pedro Tiby z linii pola karnego niecelnym uderzeniem z takiej samej odległości odpowiedział Basha. Potem piłkarze skupili się na ciężkiej orce w środku pola. Wisła uwikłała Lecha w walce fizycznej, w której ten czuł się słabiej od gospodarzy.
Przebłysk piłkarskiej jakości pojawił się dopiero w 71. minucie. Wtedy Jóźwiak zagrał podręcznikową klepkę z Gytkjaerem i znalazł się w sytuacji sam sam z Buchalikiem, ale uderzył obok słupka. Jóźwiak pozwolił sobie na tę szarżę, bo nie miał już cienia w postaci Klemenza, który zszedł z boiska z urazem. Zastępujący go Łukasz Burliga nie potrafił tak dobrze przypilnować młodego reprezentanta Polski.
Przewaga Lecha rosła z minuty na minutę, a Skowronek miał związane ręce. Nie mógł zareagować z ławki, bo dwóch zmian dokonał z powodu kontuzji. Najpierw urazu nabawił się Tupta, a potem wspomniany Klemenz. Dariusz Żuraw natomiast miał ten komfort, że za grających poniżej oczekiwań Puchacza i Ramireza wprowadził Filipa Marchwińskiego i Michała Skórasia.
Z każdą kolejną kombinacją lechici czuli się na boisku coraz pewniej, spychając Wisłę bliżej jej bramki. Kibicom Białej Gwiazdy przed oczami mogły stanąć sceny z meczu z Wisłą Płock (2:2), kiedy krakowianie prosili się rywali o odebranie prowadzenia. Nie potrafili oddalić gry od swojego pola karnego i darowali Lechowi stałe fragmenty gry. Piłka przeszywała ich "16", ale na ich szczęście goście nie potrafili spuentować szturmu golem.
Biorąc pod uwagę okoliczności, Wisła nie może czuć niedosytu. Gospodarze przystąpili do meczu bez kontuzjowanych Jakuba Błaszczykowskiego, Pawła Brożka , Davida Niepsuja i Alona Turgemana, a w czasie spotkania urazów nabawili się Tupta i Klemenz. Do tego Biała Gwiazda poza pierwszym kwadransem prezentowała futbol reaktywny. Robiła to też w poprzednich meczach, ale o wiele skuteczniej - teraz jej ułańskie kontry rywal dusił w zarodku. To Kolejorz może wyjechać z Krakowa poczuciem niespełnienia.
Czytaj również -> Piast nowym wiceliderem
Czytaj również -> Trenerska karuzela wyhamowała
Wisła Kraków - Lech Poznań 1:1 (1:1)
1:0 - Savicević 6'
1:1 - Gytkjaer 39'
Składy:
Wisła: Michał Buchalik - Lukas Klemenz (61' Łukasz Burliga), Rafał Janicki, Hebert, Maciej Sadlok - Vulllnet Basha, Georgij Żukow - Michał Mak, Vukan Savicević, Kamil Wojtkowski (87' Nikola Kuveljić) - Lubomir Tupta (51' Aleksander Buksa).
Lech: Mickey van der Hart - Bohdan Butko, Lubomir Satka, Djordje Crnomarković, Wołodymyr Kostewycz - Jakub Moder, Pedro Tiba - Tymoteusz Puchacz (76' Michał Skóraś), Dani Ramirez (61' Filip Marchwiński), Kamil Jóźwiak - Christian Gytkjaer.
Żółte kartki: Klemenz, Basha (Wisła) oraz Ramirez (Lech).
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).