Początek meczu mógł zapowiadać spore emocje. Już w pierwszej minucie groźnie było pod bramką gospodarzy, ale pewnie w bramce zachował się Tomasz Wietecha. Potem inicjatywa należała już do Stalowców, którzy razili jednak nieskutecznością. Piłka bardzo często mijała bramkę strzeżoną przez Michała Kiecana, lecz wpadała jednak do siatki. Tyle tylko, że nie do tej, do której powinna. Boisko zostało minimalnie zmniejszone i zostały ustawione inne bramki niż te, do których zazwyczaj strzelają piłkarze grający mecze w Stalowej Woli. Tak "celnie" uderzali Krzysztof Trela, Piotr Szymiczek i Ihor Mihałewskyj. Ten drugi świetnie radził sobie na lewej stronie defensywy, a Mihałewskyj wspólnie z Jurijem Mychalczukiem siali popłoch w szeregach defensywy z Zamościa. Ten ukraiński duet w 33 minucie tak się zgrał, że padła bramka dla Stali. Z dystansu uderzył Paweł Olszewski pod dobrym zagraniu Mihałewskyja, Kiecana odbił piłkę przed siebie, a Mychalczuk dopadł do niej i posłał do siatki. Chwile potem Adam Łagiewka stanął przed kolejną szansą, ale z 5 metrów chybił. Goście mieli jeszcze jedną okazję, ale duet napastników, mimo że Stalowcy czasami popełniali błędy w obronie, nie potrafił poważnie zagrozić bramce Wietechy.
Druga odsłona nie była już tak efektowna jak pierwsza. W tej części gry lepiej prezentowali się goście, którzy mieli świetne okazje na gola. W 58 minucie błąd popełnił Tadeusz Krawiec, który tak niefortunnie uderzył piłkę głową, że odpiła się od poprzeczki własnej bramki. W 74 minucie o prawdziwym pechu może mówić zespół z Zamościa. Najpierw Łukasz Lalik po ładnej akcji trafił w słupek, a dobitka Ariela Lindnera zatrzymała się na… słupku, tym samym co poprzednio. Goście powinni mieć także rzut karny po zagraniu ręku w szesnastce Marka Drozda, ale arbiter nakazał rozpoczęcie gry z rzutu wolnego. Na tym właściwie zakończyły się emocje w tym pojedynku.
Przemysław Cecherz w tym spotkaniu testował czwórkę graczy. Na placu gry pojawili się: trenujący od początku przygotowań Mariusz Myszka, Cezary Czpak z Radomiaka Radom oraz dwaj zawodnicy z Ukrainy: wspomniany Mychalczuk i Mykola Hreszta, który także grał wcześniej w Spartakusie Szarowola. Właściwie tylko Mychalczuk zaprezentował wysoki poziom. Pozostała trójka specjalnie niczym nie zachwyciła.
Stal Stalowa Wola - Hetman Zamość 1:0 (1:0)
1:0 - Mychalczuk 33'
Stal Stalowa Wola: Wietecha - Wieprzęć, Drozd, Krawiec, Szymiczek, Olszewski, Uwakwe, Łagiewka, Trela, Mihałewskyj, Mychalczuk. Ponadto grali: Wierzgacz, Wasilewski, Czpak, Salami, Myszka, Stręciwilk, Hreszta.
Hetman Zamość: Kiecana - Zaremski, Grunt, Frączek, Sowa, Antczak, Skórski, Kycko, Kaczmarek, Fundakowski, Lindner. Ponadto grali: Sasim, Miszczuk, Staszewski, Lalik, A.Kaczmarek, Rymarski, Demusiak, Rajtar, Późniak.
Widzów: 600.
Trenerzy po meczu:
Andrzej Orzeszek (Hetman Zamość): Stal miała optyczną przewagę. Nie wiem czy nie mieliśmy więcej klarownych okazji do zdobycia gola. Piłka często dzwoniła po słupach i poprzeczkach. Powinien być rzut karny dla nas, ponieważ gracz Stali zagrał ręką w polu karnym a sędzie tego nie zauważył i przesunął rzut wolny przed linii szesnastki. W bardzo trudnych warunkach toczyło się to spotkanie, ale uważam, że wynik remisowy byłby sprawiedliwszy.
Przemysław Cecherz (Stal Stalowa Wola): Na pewno cieszy każdy wygrany mecz. Nie ulega wątpliwości, że jestem zadowolony z tego, że zwyciężyliśmy. To świadczy o pewnej konsekwencji, nie tracimy bramek i to może zadowalać. Jeśli chodzi o grę ofensywną to wciąż brakuje tego przyspieszenia. Akcje, które przeprowadzamy są czasami bardzo ładne. Brakuje jednak wykończenia tego ostatniego podania. Jest sporo nowych ludzi w składzie. Zanim to wszystko się zgra, to jeszcze trochę musi minąć czasu.