Koronawirus. Mickey van der Hart przez tydzień nie opuszczał mieszkania. "Polacy traktują sprawę bardzo poważnie"

Newspix / PRZEMYSLAW SZYSZKA/CYFRASPORT / Na zdjęciu: Mickey van der Hart
Newspix / PRZEMYSLAW SZYSZKA/CYFRASPORT / Na zdjęciu: Mickey van der Hart

Mickey van der Hart od tygodnia nie opuszcza mieszkania i przebywa w Poznaniu sam. Bramkarz Lecha przyznał, że klub bez zarzutu dba o zdrowie piłkarzy, jest też pod wrażeniem dyscypliny w polskim społeczeństwie podczas walki z koronawirusem.

- Członek naszej drużyny miał gorączkę, więc w klubie zarządzono, że wszyscy zostajemy w domach przez tydzień. Potem okazało się, że ta osoba nie jest zakażona koronawirusem, byliśmy jednak bezpieczni - opowiada Holender na łamach "De Stentor".

Mickey van der Hart uważa, że Polacy nie lekceważą zagrożenia. - Nie ma oficjalnych zakazów, ale porównuję to z Holandią i tam ludzie masowo chodzą na plażę czy do lasów. Tu jest inaczej, ludzie traktują sprawę bardzo poważnie.

Bramkarz "Kolejorza" nie wróci na razie do ojczyzny. - Gdybym chciał, byłoby to możliwe, ale ponowny przyjazd do Polski wiązałby się z dwutygodniową kwarantanną. Dlatego nie zamierzam tego robić.

Lech zadbał, by jego zawodnikom w czasie przerwy w rozgrywkach niczego nie brakowało. - Kompleks, w którym mieszkam, sąsiaduje z hotelem. To wszystko jest połączone, więc otrzymuję posiłki z hotelu. Klub się o nas troszczy. Dostarczono piłkarzom sprzęt fitness. Mam rower na balkonie i w ten sposób mogę trenować na świeżym powietrzu - przyznał.

W piątek Ekstraklasa SA zdecydowała, że rozgrywki będą zawieszone do 26 kwietnia włącznie.

Czytaj także:
Walkower, machlojki, powtórzony mecz i wielkie emocje poza boiskiem - tak o mistrza walczono w 1929 roku

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"

Źródło artykułu: