Hiszpańskie pożegnanie czeskiego trenera. Kibice Lecha Poznań przegonili Libora Palę chusteczkami

"Libor Pala wyp..." - krzyczeli jesienią 2003 roku kibice Lecha. Czeski trener poprowadził poznaniaków w zaledwie pięciu kolejkach ekstraklasy, a po klęsce w derbach Wielkopolski tysiące osób na trybunach machały mu na pożegnanie chusteczkami.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński
Libor Pala Newspix / JERZY KLESZCZ / Na zdjęciu: Libor Pala
Epidemia koronawirusa doprowadziła do zawieszenia rozgrywek PKO Ekstraklasy. Przypominamy zatem najciekawsze, najdziwniejsze i najbardziej pamiętne mecze sprzed lat.

Jedno zwycięstwo i cztery porażki - to bilans czeskiego szkoleniowca w "Kolejorzu". Nadzieje były o wiele większe. Latem 2003 zatrudniano go po tym jak osiągnął bardzo dobre wyniki w, występującym na zapleczu ekstraklasy, Świcie Nowy Dwór Mazowiecki (2. miejsce w tabeli) i miał dać nową jakość.

Nowości było dużo, ale jakości w ogóle. Libor Pala opowiadał mediom o swoich "innowacyjnych" metodach treningowych i budowaniu "mikropsychoprzewagi". Do dziś nie wiadomo co to było, ale jak pokazały wyniki Lecha, nic skutecznego. Start poznaniaków pod jego wodzą okazał się koszmarny. W pięciu kolejkach wygrali tylko raz (4:1 z Wisłą Płock), a pozostałe cztery spotkania przegrali. Co najgorsze, w większości były to porażki wyjątkowo trudne do przełknięcia - z Legią Warszawa (1:2), a także w prestiżowych derbach Wielkopolski z Amicą Wronki (0:1) i Groclinem Grodzisk Wlkp. (1:3).

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 11-latek z Polski robi furorę w Barcelonie. Zobacz piękne gole Michała Żuka

Ta ostatnia klęska przelała czarę goryczy. "Libor Pala wyp..." - to jeden z epitetów, jakie sypały się z trybun w końcówce starcia z Dyskobolią. Lech poległ "tylko" 1:3, lecz w całym spotkaniu spisywał się katastrofalnie. Grodziszczanie byli wtedy bardzo mocni, mimo to nikt w stolicy Wielkopolski nie sądził, że będą mieć miażdżącą przewagę, a gospodarze nie nawiążą z nimi walki.

Derby zbiegły się w czasie (choć niektórzy twierdzą, że to wcale nie był przypadek) z rozpoczęciem przez poznański klub współpracy z jedną z firm produkujących chusteczki higieniczne. Opakowanie tego produktu znalazło się na każdym krzesełku stadionu, kibiców na trybunach było aż 16 tys. i w ostatnim kwadransie wszyscy machali Czechowi na pożegnanie. Taki obrazek znaliśmy głównie z Hiszpanii, w polskiej lidze był zjawiskiem całkowicie nowym i zrobił porażające wrażenie - także na Pali, który krótko po spotkaniu podał się do dymisji.

Mariusz Mowlik (były zawodnik Lecha) i nie tylko on opowiadał po latach, że Czech usiłować leczyć kontuzje swoich podopiecznych magicznymi monetami, a energię mieli czerpać z drzew. W jednym z klubów Pala chciał wyrzucić asystenta, bo ten pochwalił rywali za dobrą grę. Cierpiał też kontuzjowany bramkarz, któremu trener zabronił przychodzenia do klubu, gdy przebywa w nim pierwszy zespół. Kiedy go później spotkał, straszył wyprowadzeniem przez ochronę.

Dziś Czech ma 58 lat i mało kto go już pamięta. Po pracy w kilku polskich klubach, w połowie 2012 roku był zatrudniony... w Libanie.

Lech sezon 2003/2004 zaczął katastrofalnie, jednak skończył nadspodziewanie dobrze. Po Pali zespół przejął chwilowo jego asystent Bohumil Panik, a potem na stałe Czesław Michniewicz. Pod jego wodzą poznaniacy zajęli na finiszu 6. miejsce, oprócz tego zdobyli Puchar Polski oraz Superpuchar.

Z tym drugim trofeum też wiąże się ciekawa historia, bo nie organizowano osobnego spotkania. Za zgodą PZPN rozstrzygający był mecz ostatniej kolejki ekstraklasy, gdy na Bułgarską przyjechała pewna już tytułu Wisła Kraków. Po 90 minutach było 2:2 (i taki wynik dopisano do tabeli ligowej), następnie rozegrano serię rzutów karnych i w nich lepszy był "Kolejorz", który zwyciężył 4:1.

Szymon Mierzyński

Zobacz inne teksty Szymona Mierzyńskiego

Czy Lech powinien jeszcze kiedyś zatrudnić Czesława Michniewicza?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×