Koronawirus. Dwie potęgi na różnych biegunach. Real Madryt zawstydza Barcelonę

Getty Images / Mateo Villalba/Quality Sport Images / Na zdjęciu: Antoine Griezmann (FC Barcelona) i Raphael Varane (Real)
Getty Images / Mateo Villalba/Quality Sport Images / Na zdjęciu: Antoine Griezmann (FC Barcelona) i Raphael Varane (Real)

- Żaden klub na świecie nie może pochwalić się takimi przychodami - chwalił się Oscar Grau, dyrektor generalny Dumy Katalonii. Problem w tym, że obecny budżet Blaugrany to fikcja. Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja w Realu.

W tym artykule dowiesz się o:

Pandemia koronawirusa spowoduje olbrzymie straty w wielu branżach, przede wszystkim w świecie sportu. Wielu ekspertów jest zgodnych, że w najbliższych miesiącach transfery rzędu 100 mln euro będą wykluczone. Planowanie nowych zakupów schodzi jednak na drugi plan. Wszyscy chcą przetrwać i załatać wielką dziurę budżetową.

Każdy klub ma inną strategię. Jedni szukają dialogu z piłkarzami, a inni narzucają im swoją narrację z góry. Dopiero w obliczu kryzysu widać jednak, kto odrobił lekcję z zarządzania. W hiszpańskim El Clasico Real Madryt bije na głowę Barcelonę.

ZOBACZ WIDEO: Jak piłka nożna będzie wyglądać po epidemii koronawirusa? "To bardzo poważnie zachwieje klubami"

Apel do pomoc

Z dnia na dzień Duma Katalonii straciła ogromne przychody. Najważniejszy jest oczywiście dzień meczowy, a dokładniej bilety, które są bardzo drogie. Na pojedynek z przeciętną drużyną La Liga: Eibar czy Levante, wejściówka kosztuje ponad 100 euro (średnie miejsce), czyli 450-500 zł. Biorąc pod uwagę fakt, że stadion Barcelony może pomieścić sto tysięcy fanów, liczba zarobionych pieniędzy może działać na wyobraźnię.

Najdroższe są wejściówki na spotkania z Realem Madryt oraz te najważniejsze w Lidze Mistrzów. Na historyczny pojedynek z PSG (6:1), najtańsze wejściówki kosztowały 179 euro! Te średniej jakości natomiast wahały się w przedziale 200-300 euro. - Mecz bez kibiców w Lidze Mistrzów to strata 6 mln euro - tłumaczył Bartomeu.

Oprócz tego praktycznie codziennie odbywa się sprzedaż biletów do muzeum Barcelony. Według Hiszpanów, tylko do 2017 roku bilet kupiło już łącznie około 25-26 mln turystów.

Josep Bartomeu musiał apelować o pomoc. Zazwyczaj kluby piłkarskie proszą zawodników o obcięcie 25 lub 50 procent pensji. FC Barcelona musiała iść na całość. Klub zarządził obniżkę o 70 procent, a to nie koniec. Blaugrana jest zmuszona szukać następnych rozwiązań, gdyż nawet pierwsza i wydaje się drastyczna obniżka pensji nie jest w stanie na dłuższą metę zrekompensować kryzysu.

- Do lutego nasz przychód był wyższy niż zakładaliśmy. Ale teraz wszystko stanęło. Stąd cięcia. Gdybyśmy do czerwca nic nie zrobili, pewnie byśmy nie zbankrutowali - nie ukrywa prezydent klubu.

Zarząd Barcelony zabrnął w ślepy zaułek. Z jednej strony robi wszystko, aby zatrzymać swoje gwiazdy, oferując im gigantyczne pieniądze. Sam Lionel Messi zarabia około 40 mln euro rocznie. Jest także ciemna strona medalu.

FC Barcelona jest klubem, który w skali świata wydaje największe pieniądze na pensje dla sportowców. Katalończycy wyprzedzają Manchester United, Real Madryt i wiele innych klubów NBA, na czele z Golden State Warriors czy Los Angeles Lakers.
Wystarczyło jedna kilka tygodni przerwy w rozgrywkach, aby kolos mógł przewrócić się o własne nogi.

Wzór z Madrytu

70 procent? W stolicy Hiszpanii takie liczby odbierane są w kategorii żartu. Piłkarze Realu Madryt zgodzili się na 10-procentową obniżkę pensji za sezon 2019/20. To jest jednak wariant optymistyczny, który zakłada, że rozgrywki uda się wznowić, nawet bez udziału kibiców. Jeśli pandemii koronawirusa nie uda się zatrzymać, piłkarze zrzekną się łącznie 20 procent pensji.

Skąd taka dysproporcja wśród dwóch gigantów w Hiszpanii? Bartomeu mógłby brać od prezydenta Florentino Pereza korepetycje w zarządzaniu klubem. Real Madryt od wielu lat nie żyje ponad stan. Racjonalnie wydaje pieniądze, a budżet klubu jest dużo ważniejszy niż ściąganie wielkich gwiazd za grubą kasę.
 
Piłkarze Królewskich mogą tylko pomarzyć o pensji Messiego. Między innymi przez to odszedł Cristiano Ronaldo, który w 2018 roku domagał się podwyżki z 22 mln euro do 30 mln. Perez powiedział "nie", czym wywołał wściekłość u Portugalczyka. Ostatecznie CR 7 dopiął swego, jednak dopiero w Juventusie Turyn.

Los Blancos są bardzo sprawnym przedsiębiorstwem, które jest zabezpieczone na wypadek braku regularnych dochodów.

Jak podkreślały hiszpańskie media, w ostatnich 10 latach, Realowi Madryt udało się wypracować zysk w wysokości 320 mln euro. Tylko na ten sezon, Królewscy mają zarezerwowane dodatkowych 46 mln euro. Aktualnie na koncie klubu jest z kolei 155 mln euro.

Zobacz także: Wraca temat transferu Leo Messiego. "Inter może tego dokonać"

Zobacz także: Ricardo Dabrowski. Polska legenda w Chile

Źródło artykułu: