Farbowanie włosów nie pomogło. Łzy młokosa i porażka Lecha Poznań w klasyku

PAP / Remigiusz Sikora / Na zdjęciu: Paweł Kaczorowski z Lecha Poznań i Tomasz Sokołowski z Legii. 26 marca 2000 roku
PAP / Remigiusz Sikora / Na zdjęciu: Paweł Kaczorowski z Lecha Poznań i Tomasz Sokołowski z Legii. 26 marca 2000 roku

W 82. minucie Lech objął prowadzenie z Legią, ale po ostatnim gwizdku cieszyli się piłkarze z Warszawy. W 2000 roku poznaniacy przegrali klasyk i choć w walce o utrzymanie chwytali się nawet metod niekonwencjonalnych, spadli z ekstraklasy.

Epidemia koronawirusa doprowadziła do zawieszenia rozgrywek. Przypominamy zatem najciekawsze, najdziwniejsze i najbardziej pamiętne mecze sprzed lat.

To był dopiero początek rundy wiosennej, a "Kolejorz" zajmował przed prestiżowym starciem bezpieczne, 14. miejsce w tabeli. Przewaga nad kreską była jednak niewielka - dwa punkty - i w stolicy Wielkopolski panowała bardzo nerwowa atmosfera.

Lechici szukali dodatkowych sposobów na mobilizację i jak jeden mąż wyszli na boisko w przefarbowanych na niebiesko włosach. Przez chwilę wydawało się, że ten zabieg może się udać. Gdy w 82. minucie Sławomir Suchomski wykorzystał rzut karny, kilkanaście tysięcy kibiców na trybunach Stadionu Miejskiego oszalało z radości. Ta radość jednak szybko zamieniła się w rozpacz. Wyrównał błyskawicznie Bartosz Karwan, a na dwie minuty przed upływem regulaminowego czasu Michał Goliński skiksował we własnym polu karnym, przelobował Michała Kokoszanka i strzelił kuriozalnego samobója, dzięki czemu trzy punkty pojechały do Warszawy.

Goliński miał wtedy zaledwie 19 lat, dopiero wchodził do dorosłej piłki. Pechowa bramka sprawiła, że w szatni zalał się łzami i bardzo długo tę sytuację przeżywał. Trudno się dziwić, dla młodego wychowanka "Kolejorza" taka wpadka była trudna do przełknięcia. We wspomnieniach przyznał zresztą, że wtedy przeszło mu nawet przez myśl zakończenie kariery, ale w dojściu do siebie pomogli koledzy z szatni.

ZOBACZ WIDEO: Nasz dziennikarz na pierwszym froncie walki z koronawirusem. "To staje się rutyną"

Legia wygrała w Poznaniu, przyłożyła rękę do spadku Lecha z ekstraklasy (na finiszu zajął ostatnie miejsce), lecz sama finalnie niewiele zyskała. Tamte rozgrywki zakończyła na 4. pozycji, nie kwalifikując się do europejskich pucharów.

Kibice, którzy w marcu 2000 roku byli na stadionie przy ul. Bułgarskiej nie sądzili zapewne, że kiedyś taki kuriozalny rozwój wypadków może się powtórzyć. Los bywa jednak przewrotny i po 17 latach legioniści znów wygrali w stolicy Wielkopolski w takich samych okolicznościach!

W rundzie wiosennej sezonu 2016/2017 "Kolejorz" też wyszedł na prowadzenie w 82. minucie po trafieniu Tomasza Kędziory, ale ostatecznie przegrał 1:2, bo najpierw wyrównał Maciej Dąbrowski, a w doliczonym czasie nóż w plecy wbił gospodarzom Kasper Hamalainen - ten sam Hamalainen, który rok wcześniej odszedł z Lecha i wywołał w Poznaniu wściekłość, wiążąc się z największym rywalem.

Tym razem triumf w stolicy Wielkopolski nie był już dla Legii bezwartościowy, bo na finiszu świętowała mistrzostwo Polski. "Kolejorz" skończył na 3. miejscu.

Szymon Mierzyński

Komentarze (0)