Z pustego - mówi się - i Salomon nie naleje. I to obowiązywało przez wiele lat. Aż pojawili się działacze sportowi i dopisali część drugą: "A z państwowego i owszem". No więc warto zauważyć, że dziś na trzech najwyższych poziomach rozgrywkowych ponad 30 z 52 klubów jest na utrzymaniu samorządów. W związku z koronawirusem, zbliżają się ciekawe czasy. Z tego co się słyszy, do samorządów przez jakiś czas ma trafiać znacznie mniej pieniędzy z podatków. A mniej pieniędzy do rozdysponowania, oznacza mniej pieniędzy na sport. Mapa piłkarska kraju może zmienić się nie do poznania.
Mówiąc wprost, czeka nas zbiorowa rzeź klubów. W Ekstraklasie problemy mogą mieć Arka Gdynia, Korona Kielce, Górnik Zabrze, Piast Gliwice czy Śląsk Wrocław. W I i II lidze już zdecydowana większość. Nie jestem pewien, czy taki model funkcjonuje gdzieś w Europie zachodniej. Miasto albo Spółka Skarbu Państwa płaci ogromne pieniądze na klub, żeby ten mógł zapłacić zawodowym piłkarzom. Rozumiem, że miasto buduje obiekty, wspiera szkolenie młodzieży, np. opłacając trenerów, żeby odciążyć kluby, funduje sprzęt, wspomaga małe kluby w drobnych sprawach organizacyjnych. To jest absolutnie zrozumiałe, nawet niezbędne. Ale płacić za kontrakty seniorów? Pewnie gdzieś, gdzie nie ma żadnych rozrywek, ma to jakiś sens, trudno powiedzieć. Oczywiście wielu prezesów zarządzało mądrze i się obroni, ale wydaje się, że generalnie przekroczono granice przyzwoitości. W ogóle sprawa koronawirusa pokazuje, w jakiej polska piłka żyła bańce.
Mieliśmy na przykład sytuację, gdzie Radomiak co miesiąc z kasy miejskiej dostawał ponad 200 tysięcy złotych na stypendia zawodników. A teraz nie będzie. I co z tym zrobić? Moja rada: Nie stać cię, więc gdzie się pchasz? Nie pchaj się.
ZOBACZ WIDEO: Zakażony koronawirusem sportowiec ostrzega chorych. "To rozwala psychikę"
Prezes IV-ligowego Hutnika Warszawa płacze w wywiadzie (dla weszlo.com), że on będzie musiał zlikwidować drużynę seniorów, bo nie będzie go stać. Patrzę w szerokiej kadrze a tam... trzech wychowanków. Moja rada: No to zlikwiduj.
Prezes Stali Mielec załamuje ręce (rozmowy ze sport.pl i weszlo.com), że musi płacić zawodnikom, a w kasie jest pusto. A przecież nie rozegrał ledwie pięciu meczów, w tym zaledwie dwóch u siebie. Moja rada? Podaj się do dymisji.
Jeszcze jakiś prezes chciałby darmowej porady? Służę pomocą, nie musicie dziękować. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że pochodzę ze średniej wielkości podwarszawskiego miasta Otwocka. Wiele lat temu grupa działaczy i polityków wymarzyła sobie tu wielki klub. Ładowano więc pieniądze bez końca, samorząd w ciągu 8 lat włożył w klub 4 miliony złotych. Ktoś sobie wymyślił 1. Ligę, więc ściągano zawodników nie patrząc na koszta. Można było zarobić nie tylko w pierwszej drużynie, ale i w drugiej. Nie stać nas? Jak to nas nie stać, nas stać na wszystko. I tak to sobie spokojnie funkcjonowało, aż nagle wycofał się jeden ze sponsorów. Klub był coraz słabszy, aż w końcu zmieniła się władza i nowa uznała, że nie ma zamiaru wydawać ogromnych pieniędzy na klub, gdzie na mecze chodzi po kilkaset osób. Drużyna prawie padła, zaniedbane drużyny młodzieżowe znalazły się w stanie agonalnym, przegrywając z lokalnymi rywalami wynikami dwucyfrowymi, albo i się rozpadły, boisko doprowadzono do takiego stanu, że wyglądało jakby je zjadły od spodu robaki. Dziś próbują coś robić, ale co z tego będzie, nie wiemy.
Ludziom w polskiej piłce kompletnie pomyliły się priorytety, nie rozumieją, że klub lokalny ma być czymś co scala lokalną społeczność, że głównym zadaniem jest szkolenie młodzieży, organizowanie jej czasu. I jeśli w pewnym momencie uda się wskoczyć na wyższy poziom, to ok, zróbmy to, jeśli uda się wychować zawodnika klasy międzynarodowej? Świetnie.
A u nas? Jeden prezes, często za samorządowe pieniądze, bawi się w Pereza, drugi w Bartomeu, trzeci w Rumennigego. Wydaje im się, że prowadzenie klubu to gra w football managera. Kupujesz, sprzedajesz, bajerujesz.
Rozmawiałem z członkiem zarządu swojego otwockiego klubu, który żalił się, że miasto nie daje pieniędzy.
-A ilu sponsorów starałeś się pozyskać przez te kilka lat, jakie oferty wysłałeś i do kogo?
- yyyyy - brzmiała odpowiedź.
Okazało się, że przez sześć lat klub przedstawił ofertę jednemu sponsorowi. Ale oczywiście problemy klubu to wina miasta. Od lat ostrzegam wielu prezesów. Wydajesz dziś wielkie pieniądze na zarobki piłkarzy, kupujesz sobie najnowszego Mercedesa, choć mieszkasz w starym bloku, prędzej czy później będziesz płakał. Nie da się żyć długo na wyrost i na pokaz. I to wszystko za nieswoje pieniądze. Publiczne zwrócenie uwagi na ten temat kończy się wrogimi spojrzeniami lokalnej społeczności. Bo ona chce igrzysk. Nie patrzy na to, co będzie jutro. Niech żyje bal.
Kasa z samorządów rozleniwiła prezesów, stworzyła całą kastę niedojd na wysokich stanowiskach. A teraz? Jednemu się upiecze, dziewięciu nie.
Liczę po cichu na to, że kryzys spowodowany pandemią koronawirusa otrzeźwi wielu działaczy, zmieni sposób myślenia o piłce i o roli lokalnego klubu, o tym jak budować wszystko od podstaw. Jeśli masz zdrowy klub, kryzys cię uderzy, ale nie zniszczy. Cofniesz się, ale nie upadniesz.
Koronawirus będzie przyspieszonym kursem zarządzania dla wielu prezesów. Zwłaszcza tych, którzy za samorządowe ambicje chcą spełniać własne marzenia. Szykuje się brutalne zderzenie z rzeczywistością. I wcale nie będzie mi ich szkoda.