Pandemia koronawirusa wstrzymała rozgrywki sportowe na całym świecie. Dla wielu klubów może to oznaczać kolosalne i wieloletnie kłopoty. Ostatnie dwie dekady to uzależnienie klubów od transmisji telewizyjnych, a więc całkowita zmiana ich finansowania. Dziś, gdy okazuje się, że nadawcy niekoniecznie będą chcieli zapłacić za mecze, które nie zostały rozegrane, świat piłki znalazł się nad przepaścią. Rozmawiamy o tym, z Jamesem Montague, autorem książki "Klub miliarderów. Jak bogacze ukradli nam piłkę nożną".
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Myślisz, że piłkarze w Europie dograją ten sezon czy on jest już skończony?
James Montague: Jestem pewien, że dograją. Muszą dograć. To kwestia całej integralności rozgrywek. Przyszłość zbyt wielu federacji i lig jest uzależniona od tego, czy sezon zostanie zakończony. Nie da się tak po prostu powiedzieć: "Dobra, kończymy i zaczynamy kolejny sezon". Oczywiście jest to związane z wpływami z praw telewizyjnych. To by oznaczało bankructwo dla wielu klubów.
No dobrze, ale jak skończy? UEFA dała czas do końca czerwca.
To z pewnością ulegnie zmianie. Ale dziś nie wiem, jak to zrobić. Jednak mam przekonanie, że jeśli zajdzie taka potrzeba, rozgrywki zostaną wznowione choćby w drugiej połowie roku, jeśli będzie taka konieczność, za zamkniętymi drzwiami. Po prostu wszystko się przesunie i potem albo zostanie wyrównane, albo też zmieni się system rozgrywek w każdym kraju. Albo jak będzie trzeba, sezon zostanie wznowiony nawet w przyszłym roku. Czy to szaleństwo? Nie, cena którą zapłaciłyby kluby, jest zbyt duża.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: świetny trening bramkarza na czas koronawirusa. Sam strzelał, sam bronił...
Ewentualnie ten sezon można dograć do końca roku a kolejny skrócić.
Nie sądzę, żeby to było możliwe, kluby są za bardzo uzależnione od pieniędzy z telewizji. Może tak można by było zrobić w innych, małych ligach, ale to znowu by było bez sensu, ponieważ duże ligi narzucają format europejskich pucharów, więc od nich wszystko zależy. Nie ma dziś łatwych odpowiedzi, ale jeśli można być czegokolwiek pewnym to tego, że sezon nie zostanie unieważniony. Im więcej jest pieniędzy, tym więcej jest ich do stracenia.
Pytanie, czy ta sytuacja może wprowadzić "Nowy Porządek" w futbolu.
Na pewno może zmienić to, kiedy rozgrywane są mecze, ale uważam, że zmniejszą się ceny transferów. Kolejne kontrakty telewizyjne będą zdecydowanie niższe. Generalnie na rynku piłkarskim będzie mniej pieniędzy, niższe kwoty transferowe, niższe kontrakty. Wiele klubów znajdzie się w poważnych kłopotach finansowych, załamie się pewien system.
Jeden z właścicieli polskich klubów powiedział, że jeśli organizacje zarządzające piłką nie pozwolą ciąć kontraktów, klubom zostało kilka miesięcy życia.
To możliwe, kluby znalazły się pod ścianą, zawodnicy mają organizacje, które nie dopuszczą do zbyt mocnego cięcia kontraktów. Jeśli rządy krajowe albo UEFA i FIFA nie zezwolą na to, obecny układ sił w świecie futbolu może zostać zachwiany. Pewne jest, że dziś kluby patrzą na organizacje zarządzające futbolem a te będą chciały coś w zamian. W ostatnich latach to kluby rządziły piłką, nadawały kierunek, w którym ona się toczy. Teraz FIFA przejmuje piłkę. Rola klubów w kształtowaniu świata zostanie zmniejszona.
Gdy pytam o "Nowy Porządek", myślę o czymś spektakularnym, jak upadek PSG czy Wolverhampton najlepszym klubem świata.
Nie sądzę, by zmiany zadziały się w trybie ekspresowym. Jeśli przez jakiś czas piłka nożna nie wróci, ligi będą słabsze. Jeśli miałbym typować coś zupełnie nowego, to Superligę o zasięgu światowym. Czołowe kluby świata byłyby w stanie stworzyć zupełnie nową strukturę poza UEFA. Dlaczego mieliby się z nią liczyć. Przecież dziś wiele z tych klubów znajduje się w rękach biznesmenów z USA, generalnie spoza Europy. Mogą prowadzić swój własny biznes, własną ligę. Pewne jest, że wielkie kluby jako już koncerny o skali międzynarodowej podążą śladem pieniądza. Od lat 90. mówi się o tym, że może powstać Superliga. To temat, który pojawia się regularnie. Możliwe, że to najlepszy moment na zorganizowanie takich rozgrywek. Oczywiście wówczas byłaby to już liga światowa a nie europejska. Ale to wszystko wciąż spekulacja, ponieważ nie mamy zielonego pojęcia, jak długo potrwa przerwa, jaki będzie jej wpływ na rozgrywki. Trudno określić, jak będzie wyglądała piłkarska mapa z prostego względu. Jeśli spełni się dziś w miarę optymistyczny wariant i powiedzmy w sierpniu ligi wrócą do gry, nie wiemy, ile klubów przetrwa a ile zbankrutuje. A pewne jest, że zbankrutują setki klubów.
W latach 80., przed nadejściem ery telewizyjnej i wielkich imperiów piłkarskich, ta sytuacja nie byłaby aż takim szokiem. Oczywiście spowodowałaby wielki problem, ale inna była struktura budowania budżetów, kluby nie były w pierwszej kolejności uzależnione od praw telewizyjnych.
Możliwe, jednak musimy pamiętać, że futbol przetrwał kryzys finansowy z 2008 roku. Jednak to, co się wydarzyło teraz, jest bezprecedensowe w najnowszej historii świata. Miejmy nadzieję, że to coś co zdarza się raz na jakiś czas. Na pewno piłka nożna nie będzie już taka sama.
Kto ma największą szansę na przetrwanie?
Przede wszystkim warto zauważyć, co wydarzyło się kilka lat temu. Dochody ze sprzedaży praw telewizyjnych rosły i rosły, aż okazały się dominujące (dziś stanowią ponad 45 procent dochodów klubów w czołowych ligach, ok. 40 procent to reklama, a ok. 15 przychody dnia meczowego – red.). I wiele zależy od tego, jak zareagują rynki telewizyjne, ale może się okazać, że ta proporcja znowu zacznie przeważać na rzecz innych przychodów, na przykład z dnia meczowego. Myślę, że kluby staną się zdecydowanie bardziej lokalne, zależne od lokalnego biznesu, lokalnych zawodników, którzy będą zarabiali mniej. Przykładowo taki klub jak Bournemouth może mieć poważne problemy ze swoim małym stadionem. Ale już Sunderland, który ma duży własny stadion, dużą bazę kibiców, bogatych właścicieli, może okazać się wygranym zmian. Oczywiście klub był źle zarządzany, popełniano wiele błędów, ale jeśli zmieni się sposób finansowania futbolu i wrócimy do korzeni, może to oznaczać wzrost znaczenia takich klubów. Problemy mogą mieć kluby typu West Ham, które nie posiadają stadionu na własność. Ale nie przewiduję raczej upadku gigantów typu PSG czy Manchester City, ich właściciele raczej nigdzie się nie wybierają.
Na pewno wiele zależy od tego, czy państwa i samorządy wspomogą kluby.
Szczerze to nie sądzę. Oczywiście kluby odgrywają ważną rolę w życiu lokalnej społeczności, ale musimy mieć świadomość, że one nie robią wielkich przychodów. To biznes oparty na dużym przepływie gotówki ale jeśli chodzi o podatki, to daje tyle ile mała sieć supermarketów. I dodatkowo musimy pamiętać o tym, że sport jest tylko najważniejszą z najmniej ważnych rozrywek.
Pańska popularna książka nosi tytuł "Klub miliarderów". Może kolejna powinna mówić o "Upadku klubu miliarderów"?
Tego nie wiem, ale chyba wszyscy mamy świadomość, że na naszych oczach zmienia się historia. Kiedy w latach 70. Henry Kissinger spytał chińskiego premiera o konsekwencje francuskiej rewolucji, ten odpowiedział: "Zbyt wcześnie, by o tym mówić". Myślę, że tak naprawdę jesteśmy na początku i jeszcze przez wiele lat wszystko będzie się formowało od nowa. Oczywiście cały czas podkreślamy, że wiele zależy od tego, jak długo to potrwa, jak zmieni się ekonomia, jak to wpłynie na całe społeczeństwo.
ZOBACZ Ebi Smolarek: Nie możemy się godzić na odgórne cięcia pensji