Koronawirus. Polka w Szkocji: Boję się i tęsknię

Getty Images /  Mark Runnacles / Na zdjęciu: drużyna Glasgow Rangers podczas domowego meczu z Bayerem Leverkusen
Getty Images / Mark Runnacles / Na zdjęciu: drużyna Glasgow Rangers podczas domowego meczu z Bayerem Leverkusen

Bilety miałam już kupione, chciałam zobaczyć córki, bardzo tęsknię. Mam astmę, jak mnie ten wirus dopadnie, to koniec - opowiada Grażyna Świacka, która dba o bazę treningową Glasgow Rangers, piłkarskiego wicemistrza Szkocji.

W tym artykule dowiesz się o:

Świacka, mimo pandemii koronawirusa, nie zmieniła trybu pracy. Codziennie rano, siedem dni w tygodniu, od godziny szóstej, pojawia się w ośrodku treningowym drużyny Glasgow Rangers i sprząta. Polka na wejściu mija jedynie pracowników ochrony, oprócz niej nikt tam nie przychodzi. - Dezynfekuję szatnie i inne pomieszczenia, przetrę podłogę. Nie ma pierwszej drużyny, zespołów młodzieżowych, ale dbam o bazę, jakby za chwilę wszystko miało wrócić do normalności - opowiada.

Rangersi w poprzednie lato pokonali Legię Warszawa w eliminacjach Ligi Europy. Dla pani Grażyny był to ważny dzień. Do Glasgow przyjechali polscy kibice, szeleszczący głos rodaków był melodią, która budziła wspomnienia, przenosiła ją w rodzinne strony. Świacka żartowała w klubie, by pracownik sztabu zapakował ją w walizkę i zabrał na pierwszy mecz do Warszawy.

Dzień rewanżu (29 sierpnia 2019 r.) był dla pani Grażyny ostatnim kontaktem z Polską. W marcu miała przylecieć do kraju po dłuższej przerwie, żeby spotkać się z córkami. Najstarsza ma 36 lat, są też bliźniaczki i troje wnucząt. Z powodu pandemii koronawirusa loty z Glasgow zostały jednak wstrzymane jeszcze przed datą ważności biletu.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Wszyscy zawodnicy będą badani przed meczami PKO Ekstraklasy? "Już teraz piłkarze są monitorowani"

- Strasznie płakałam. Przez pierwsze dni byłam załamana, nie widziałam dziewczyn od roku. Jestem osobą, która bierze takie rzeczy bardzo do siebie, przeżywa. Córki na szczęście mają możliwość pracy z domu, ale Kornela mieszka we Wrocławiu, dużo tam zarażonych. Martwię się - opowiada Grażyna Świacka.

Beckham i Boruc

Do Glasgow wyjechała z Żar. Miało być na chwilę, na emigracji jest od 2006 roku. Najpierw pracowała na trzech stadionach: Celticu, Rangersów i narodowym - Hampden Park. Po roku dostała stały kontrakt na Ibrox Stadium, a od siedmiu lat opiekuje się już tylko ośrodkiem treningowym klubu utożsamianego z protestantami.

Świacka wyjechała po to, by zapewnić córkom byt, posłać je na studia. W kraju zajmowała się sprzątaniem hoteli, pensja samotnej matki przestała wystarczać. - Co miałam zrobić? Powiedzieć: zagrajcie w marynarza, która pójdzie na uczelnię, a która do zawodówki? Poświęciłam się - tłumaczy. Nie oszczędza się, nie lubi. Pracuje bez przerwy, ciągiem. Odpoczywa tylko na urlopie.

Z pensji ocierającej się o najniższą krajową w Szkocji pomaga rodzinie, sama też może pozwolić sobie na lepszy standard życia niż we własnym kraju. Stać ją na wakacje za granicą i samochód. Początki były trudne. Koleżanka pisała jej różne zwroty fonetycznie, a Świacka czytała z kartki: "dej tiket plis". Dziś radzi sobie swobodnie, kupienie biletu na autobus nie jest już żadnym wyzwaniem. 

Na początku pracowała przy meczach. Przygotowywała restaurację dla gości, w przerwie spotkania wycierała podłogi, wymieniała papier w toaletach. Ale ze stadionu udało jej się zobaczyć, jak Artur Boruc w bluzie bramkarskiej Celticu droczył się z kibicami Rangers na Ibrox. Z bliska widziała też Davida Beckhama. Do dziś pamięta dumę po meczu Polski ze Szkocją w eliminacjach Euro 2016 i remisie 2:2. Po wyrównującym golu Roberta Lewandowskiego w ostatnich sekundach była w ośrodku klubowym Rangers jedyną uśmiechniętą osobą.

Choroba oznacza najgorsze 

W erze pandemii boi się o zdrowie. - Niestety, jestem w grupie ryzyka. Mam nadciśnienie i astmę. Ciężko oddycha mi się nawet bez dodatkowych chorób, choćby po włączeniu klimatyzacji. W styczniu byłam na wakacjach i właśnie przez nawiew wróciłam z dużym kaszlem. Pewnego dnia zasłabłam w pracy. Trafiłam do szpitala, lekarze pobrali mi aż trzy duże probówki krwi, ale wyniki wyszły dobre. Nie zmienia to jednak faktu, że jeżeli koronawirus mnie zaatakuje, to już mnie nie uratują. Bardzo się boję - przyznaje.

Na Wyspach nie ma takich restrykcji jak w Polsce. W Glasgow niewiele osób nosi maseczki. - W mieście są bilbordy informujące, że lepiej zostać w domu, ale nie ma odgórnego nakazu, by to praktykować, dlatego ludzie wychodzą. Sklepy spożywcze są otwarte, ale tak jak w Polsce trzeba zachować dystans. Restauracje i puby są zamknięte. Do polskiego sklepu na moim osiedlu mogą wejść maksymalnie dwie osoby - porównuje.

- Oczywiści są tacy, którzy chodzą w maskach. Ja to robię, rękawiczki też zakładam, mam również żel do dezynfekcji. Na początku jak kasłałam, to się ludzie oglądali na mnie. Mój mi mówił, żebym przestała, bo się wszyscy patrzą - śmieje się Świacka. - Teraz podejście w Glasgow jest luźniejsze. Są też tacy Szkoci, co twierdzą, że brak obostrzeń nie jest korzystny dla społeczeństwa - mówi.

Czeka na Polaka

Rangersi tracą 13 punktów do pierwszego Celticu, mają o jeden mecz rozegrany mniej i dwa bezpośrednie pojedynki z lokalnym rywalem. W Szkocji rozgrywki wszystkich niższych lig zostały zakończone. Nie wiadomo jeszcze, czy to samo spotka ekstraklasę. Rangersi chcą, by sezon został dograny. Drużyna Stevena Gerrarda jest też w 1/8 Ligi Europy, czeka ją rewanż z Bayerem Leverkusen (w pierwszym meczu w Glasgow Niemcy wygrali 3:1).

Pani Grażyna liczy, że Rangersi sprowadzą w końcu Polaka. - Czytałam, że pan Gerrard chce Adama, nie pamiętam nazwiska. Byłoby cudownie mieć tu kogoś z Polski - komentuje spekulacje o transferze Adama Dźwigały z CD Aves. Cztery lata temu do Rangersów trafił Maciej Gostomski, ale po kilku miesiącach odszedł. - Mówiłem w zasadzie tylko dzień dobry i do widzenia. Pani Grażyna ciągle gadała - żartował zawodnik.

Świacka czeka na drużynę. Żyje jej wynikami, na telefonie ma zainstalowaną aplikację, ogląda skróty meczów. - Pusto tu, cicho. Cieszę się, że mogę pracować, ale brakuje drużyny. Na pewno baza będzie czyściutka, godna mistrza kraju - kończy Polka.

Marcin Animucki: Jesteśmy zdeterminowani, by dokończyć sezon

Koronawirus. Marek Zając: Chiny już stawały na nogi, a tu znowu cios

Źródło artykułu: