Wygrany baraż i karna degradacja. Szczakowianka Jaworzno wyrzucona z ekstraklasy po ogromnym skandalu

PAP / Przemek Wierzchowski / Na zdjęciu: mecz barażowy między Szczakowianką a Świtem
PAP / Przemek Wierzchowski / Na zdjęciu: mecz barażowy między Szczakowianką a Świtem

Afera korupcyjna miała wiele odcinków, ale baraż Szczakowianki Jaworzno ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki jest jednym z mocniejszych. Jego finał to siedem dyskwalifikacji, walkower i proces sądowy, który zakończył się pięć lat po meczach.

Epidemia koronawirusa doprowadziła do zawieszenia rozgrywek. Przypominamy zatem najciekawsze, najdziwniejsze i najbardziej pamiętne mecze sprzed lat.

W sezonie 2002/2003 jaworznianie zajęli w ekstraklasie 13. miejsce i to oznaczało, że czeka ich dodatkowy dwumecz o utrzymanie z wicemistrzem ówczesnej II ligi, Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Stawka była ogromna.

Wysokość łapówki może robić wrażenie. Nowodworzanie byli gotowi odpuścić walkę o awans za 500 tys. zł. Szczakowianka takich pieniędzy nie miała, ostatecznie uzbierała nieco ponad połowę. Na polecenie prezesa klubu z Jaworzna Tadeusza Fudały tę kwotę przekazał przedstawicielom Świtu Ryszard Czerwiec - ówczesny zawodnik Szczakowianki.

ZOBACZ WIDEO: Mateusz Klich ma plan na życie po karierze piłkarskiej? "Chętnie bym w to wszedł!"

Pierwsze spotkanie - rozegrane 14 czerwca 2003 roku w Nowym Dworze Mazowieckim - przyniosło jednak dużą niespodziankę. Mimo bardzo przeciętnej gry gospodarze zwyciężyli 1:0 po samobójczej bramce Krzysztofa Przytuły. Zapachniało więc awansem Świtu, tyle że sternik II-ligowca Wojciech Szymański zaczął wewnętrzne śledztwo, bo podejrzenia wzbudziła u niego postawa części zespołu. Gdy przyjrzał się sprawie, wiedział, że jego piłkarzy nie zmotywuje nawet wysoka premia, gdyż pieniądze mieli już obiecane w Jaworznie.

Między pierwszym starciem a rewanżem było osiem dni przerwy i w ich trakcie doszło do prawdziwej burzy. Czując, że sprzedanie dwumeczu może za chwilę wyjść na jaw, część zawodników wykręciła się od występu w drugim spotkaniu. Jeszcze zanim drużyna wybiegła na boisko, piłkarze odbyli naradę w mieszkaniu bramkarza Borisa Peskovicia. Nie wszyscy mieli ochotę przyjąć ofertę przeciwnika, co doprowadziło do awantury.

Przed wyprawą do Jaworzna - mimo jednobramkowej zaliczki - drużyna Świtu była już rozbita i skłócona. Trener Miroslav Copjak nie mógł skorzystać z kilku graczy i był zmuszony dokonać aż pięciu zmian w podstawowym składzie. W trakcie rywalizacji natomiast był tak zdegustowany postawą swoich podopiecznych, że w 87. minucie zdjął z boiska Macieja Lewnę i do gry w polu posłał... bramkarza Łukasza Borkowskiego. Wtedy Szczakowianka prowadziła 3:0 (po samobóju Michała Karwana, a także trafieniach Przytuły i Macieja Iwańskiego) i było jasne, że losy barażu są rozstrzygnięte - przynajmniej na boisku.

7 tys. kibiców w Jaworznie fetowało utrzymanie, lecz jak się później okazało - przedwcześnie. Prezes Szymański nie zostawił sprawy, nagłośnił ją w mediach i doprowadził do tego, że Wydział Dyscypliny PZPN wyciągnął daleko idące konsekwencje. Szczakowiankę ukarano walkowerem, a miejsce w ekstraklasie przyznano Świtowi. To nie koniec. Sześciu zawodników klubu z Nowego Dworu Mazowieckiego - Maciej Krzętowski, Maciej Lewna, Grzegorz Miłkowski, Rafał Ruta, Marek Zawada i Adam Warszawski - zostało ukaranych dożywotnimi dyskwalifikacjami (później skróconymi do dwóch lat), a Borisa Peskovicia zawieszono ostatecznie na pół roku (pierwotnie na rok). Jego sankcja była niższa, bo jako jedyny przyznał się do winy.

Roczny pobyt Szczakowianki w ekstraklasie zakończył się więc ogromnym skandalem, a do następnego sezonu w II lidze jaworznianie przystępowali z 10 ujemnymi punktami (zajęli na finiszu 5. miejsce). Świt ekstraklasy nie zawojował i też spędził w niej zaledwie rok. W edycji 2003/2004 zajął przedostatnie miejsce i spadł.

Szczakowianka przez kilka lat toczyła batalię z PZPN, skarżąc decyzję o wyrzuceniu z elity. Jej starania nic nie dały, a sprawa definitywnie zakończyła się w maju 2008 roku, gdy Sąd Apelacyjny podtrzymał decyzję Sądu Okręgowego w Warszawie o odrzuceniu roszczeń finansowych klubu z Jaworzna, który domagał się od futbolowej centrali ponad 9 mln zł jako rekompensaty za utracone wpływy od sponsorów oraz z praw telewizyjnych. W tym procesie uczestniczył już syndyk masy upadłościowej, bo spółka, w ramach której działał klub zbankrutowała.

Szymon Mierzyński

Źródło artykułu: