Do tej pory rząd przywrócił wstęp do lasów i parków, dzięki czemu możliwa jest rekreacja na świeżym powietrzu. Zezwolono też na otwarcie przedszkoli, żłobków, do życia wróciły galerie handlowe. Siłownie jednak nadal są zamknięte i taki stan trwa już niemal dwa miesiące.
- Nie rozumiem tego podejścia, bo jesteśmy jednym z niewielu państw, w których branża fitness jest odmrażana na końcu. W Czechach siłownie już są otwarte. Otwiera się je nawet w USA, gdzie przecież liczba zachorowań jest o wiele wyższa niż w Polsce. Nasz rząd jest głuchy na postulaty, wrzuca wszystko do jednego worka i zakłada, że jeśli zajęcia odbywają się w zamkniętym pomieszczeniu, to nie może być na nie zgody. Czym się różni spotkanie rekreacyjne sześciu osób na powietrzu od treningu personalnego w pomieszczeniu, w którym weźmie udział trener i ćwiczący? Przecież jestem w stanie zapewnić dezynfekcję, otworzyć wszystkie okna i stworzyć bezpieczne warunki. Poza tym często się zapomina, że nic tak nie buduje odporności organizmu jak aktywność fizyczna - mówi WP SportoweFakty Agnieszka Stelmaszyk, która prowadzi w - liczących ok. 20 tys. mieszkańców - podpoznańskich Szamotułach niewielką siłownię "Stel & Gym Fitness".
Dochody spadły praktycznie do zera
Instruktorzy fitness nie mogą obecnie prowadzić żadnej działalności stacjonarnej. Wykluczone jest udostępnianie sal do treningów siłowych, nie ma też zajęć grupowych. Jedyną możliwością pozostają lekcje online.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Minister sportu opowiada o planach odmrażania sportu. Kiedy wrócimy na siłownie i sale gimnastyczne?
- Dla mnie ten bardzo ograniczony zakres to jest maksymalnie 20 procent tego, co robiłam w normalnych okolicznościach. Najemca lokalu obniżył mi czynsz o połowę i takie warunki będę miała przez cały okres zamknięcia, ale opłaty pozostały. Ponoszę więc koszty w sytuacji, gdy nie jestem w stanie świadczyć usług - dodała Stelmaszyk.
Pomoc z tzw. tarczy antykryzysowej też nie rozwiązuje problemu. - Złożyłam wniosek o świadczenie postojowe, tyle że on nadal nie został rozpatrzony, mimo że minęło już wiele tygodni od decyzji o zamknięciu siłowni. Oprócz mnie, w obiekcie pracowały jeszcze trzy osoby - dwóch trenerów i pani, która obsługiwała klientów w recepcji. Cały czas rozliczaliśmy się na bieżąco, ale teraz ci pracownicy są pozbawieni zarobków - zaznaczyła właścicielka.
Zajęcia online to tylko namiastka
Wielu instruktorów fitness ratuje się treningami w sieci, jednak Stelmaszyk podkreśla, że to tylko półśrodek bardzo przeciętnej jakości. - To nie jest taki poziom usługi, jaki chciałabym oferować swoim klientom. Spotykamy się na skype, gdzie mam bardzo ograniczone możliwości wpływania na trening. Są zakłócenia i nie wszystko jestem w stanie skorygować. Efektywność takich zajęć jest nieporównywalna z tym, co mielibyśmy na żywo. Dlatego u klientów pojawia się słabsza motywacja. Na dłuższą metę nie da się tak funkcjonować.
Problemem jest też małe zainteresowanie. - To nie jest tak, że każdy kto przychodził wcześniej na zajęcia grupowe, teraz jest chętny do brania udziału w treningach online. Ja to zresztą też muszę inaczej skalkulować. Ze względu na wszystkie niedogodności cena takiego treningu jest znacznie niższa niż wtedy, gdyby miał on tradycyjną formę - przyznała Stelmaszyk.
Branża fitness czuje się pokrzywdzona
Właściciele siłowni nie kryją, że czują się niesprawiedliwie traktowani przez rząd. - Federacja, w której się zrzeszamy występowała do władz z prośbą, by siłownie zostały włączone w III etap odmrażania, ale gdy widziałam reakcję, a raczej jej brak, to dziś już w takie rozwiązanie nie wierzę, mimo że argumenty były naprawdę mocne. Jakie jest zagrożenie w sytuacji, gdy organizujemy np. trening personalny? To są raptem dwie osoby. Pracowniczka sklepu, która obsługuje klientów jest wielokrotnie bardziej narażona niż my, nie wspominając o galeriach handlowych. Na początek można by było otworzyć siłownie chociaż w ograniczonym zakresie, a nie pozwolono nam nawet na to. Wszystkie usługi, jakie świadczy branża fitness zostały potraktowane tak samo, w efekcie nie możemy robić kompletnie nic - stwierdziła Agnieszka Stelmaszyk.
Właścicielka obiektu w Szamotułach podkreśla też, że w wielu tego typu miejscach nigdy nie dochodziło do gromadzenia się dużej liczby osób. - W momentach największego ruchu miałam na sali maksymalnie dwudziestu klientów. Jakie to jest porównanie np. do sklepów, gdzie przewija się o wiele więcej ludzi? - pyta.
Strach może utrudnić powrót do normalności
Wiele branż obawia się, że klimat grozy, jaki zapanował w społeczeństwie, odbije się na naszych zachowaniach, przez co część osób nieprędko wróci do galerii handlowych, kin, teatrów, czy właśnie na sale treningowe.
Agnieszka Stelmaszyk też się tym martwi, zwłaszcza że już w marcu spotkała ją bardzo nieprzyjemna sytuacja. - Trudno mi było uwierzyć, ale tuż przed zakazem działalności, gdy jeszcze miałam otwarty obiekt, jedna z klientek pobliskiego dyskontu wysłała mi smsa. Pytała w nim jak mi nie wstyd, że moja siłownia jest jeszcze otwarta. To oburzające, bo nikogo nie zmuszam, by tu przychodził i nie mówię mu jak ma postępować. Niektórzy ludzie nie rozumieją, że kluby fitness to biznes jak każdy i jak każdy generuje koszty, które trzeba ponosić. Takie zdarzenia pokazują, jak wiele złego się wydarzyło w mentalności części ludzi przez kilka ostatnich tygodni.
Ten strach może mieć wymierne skutki. - Myślę, że gdy już będę mogła otworzyć obiekt, część klientów początkowo i tak odpuści sobie przychodzenie. Dotyczy to przede wszystkim osób starszych lub tych, które mają jakieś choroby. Już dostaję sygnały, że na indywidualny trening sam na sam niektórzy by przyszli, ale jeśli na miejscu będzie więcej osób, to zrezygnują. Chciałabym jednak móc po prostu wznowić działalność. Jeśli będę musiała organizować zajęcia w wąskim gronie i wydłużyć godziny pracy, zrobię to. Ważne, żebym mogła chociaż zarobić na utrzymanie siłowni - podsumowała Stelmaszyk.
Na chwilę obecną branża fitness musi się jeszcze uzbroić w cierpliwość. Wszystko wskazuje na to, ze IV etap odmrażania gospodarki nastąpi na przełomie maja i czerwca.