Tragiczną historię z Turcji opisali dziennikarze angielskiego "The Sun". 23 kwietnia Cevher Toksa zabrał swojego pięcioletniego syna do szpitala. Chłopczyk miał wysoką gorączkę i trudności w oddychaniu. Lekarze podejrzewali zakażenie koronawirusem.
Pięciolatek i jego ojciec musieli poddać się w domu kwarantannie. Kilka godzin później piłkarz zadzwonił po pogotowie, tłumacząc, że stan syna gwałtownie pogorszył się. Chłopiec trafił na oddział intensywnej terapii, ale lekarzom nie udało się go uratować. Ponieważ problemy z oddychaniem są jednym z głównych objawów koronawirusa, za przyczynę śmierci pięciolatka uznano właśnie COVID-19.
Po 11 dniach na komisariat policji zgłosił się jednak ojciec chłopca. Cevher Toksa przyznał, że udusił swojego syna.
- Gdy leżał na plecach położyłem na niego poduszkę. Przez 15 minut nie podnosiłem jej i ściskałem ją cały czas. Mój syn walczył. Później przestał się poruszać i wtedy podniosłem poduszkę. Wtedy zacząłem krzyczeć do lekarzy, że coś jest nie tak i odciągnąłem od siebie wszystkie podejrzenia - zeznał ojciec 5-latka, cytowany przez "The Sun".
Jaki był powód morderstwa? - Nie kochałem syna od urodzenia. Nigdy go nie pokochałem. To był jedyny powód. Nie mam żadnych problemów psychicznych - dodał 32-letni piłkarz, który w latach 2007-2009 grał dla Hacettepe Spor w tureckiej Super Lig.
Po złożeniu zeznań Cevher Toks został aresztowany. Grozi mu dożywocie. Śledztwo trwa, a turecka prokuratura nakazała ekshumację zwłok chłopca.
Czytaj także:
Jest podejrzany o napaść na tle seksualnym. Medalista olimpijski trafił do aresztu
Były reprezentant Chorwacji aresztowany. Powodem groźby pod adresem żony