Trwał ćwierćfinałowy mecz Pucharu Polski pomiędzy Miedzią Legnica a Legią Warszawa. Wszedłem na stronę Wirtualnej Polski, a tam nie Covid-19 na czołówce, a... futbol. I słusznie, bo ile można czytać o koronawirusie, albo że bracia Szumowscy nie są niczemu winni. Przecież każda brawura ma swoje granice.
Na wp.pl, na czerwonej ramce napis: TYM ŻYJE POLSKA (czyli jest mega poważnie). A pod ramką piszą o tym właśnie meczu: Miedź – Legia. O cholera! I to jak: "Bramka cudo!". No fakt, że ładnie Gruzin Walerian Gwilia z dystansu przymierzył, ale że aż taki zachwyt w największym polskim portalu?
To najlepszy dowód na to, że się ludziska za piłką stęsknili. Że łakną każdego przejawu normalności. A powrót polskiego futbolu jest tego wyraźnym, mocnym znakiem. I mniejsza o poziom. To się nie liczy. Liczy się, że w ogóle grają. Przepraszam za może zbyt górnolotne porównanie, ale to jest jak mecz na gruzach powojennej Warszawy. Osiągnięciem jest, że spotkanie się w ogóle odbywa. Że piłka – jak fryzjerzy i kosmetyczki – też została odmrożona.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski założył maseczkę i... popełnił błąd. Celowo
Brakowało chyba tylko głosu z boku jak z "Seksmisji": – Bocian! Bociek! Bociuś! Ha, ha, ha! Jeśli on żyje, to i my możemy – krzyczał bohater filmu Maks, w kultowej komedii Juliusza Machulskiego.
Bo cieszymy się z zachwytów polską piłką, ale nie mamy wątpliwości, że teraz są one mocno na wyrost. Jeszcze kilka miesięcy temu to takie "meczysko" – z udziałem drużyny zaledwie pierwszoligowej – byłoby medialnie tyle warte co zeszłoroczny śnieg. Ale obecnie? Kibic wygłodniały, po 75 dniach postu od polskiego futbolu, przełknie wszystko. I jeszcze będzie zachwycony jakością dania!
A przecież to był mecz taki, że odgłosy z trybun w Legnicy przypominały dźwięki tureckiego bazaru, dominowała atmosfera sparingu. Słychać wszystko, aż za bardzo.
Zachwyty nad golem Gwilii są zasłużone, ale – wiemy dobrze – że "Vako" to nie jest postać powszechnie w Polsce znana. Jakby wprost zapytać o reprezentanta Gruzji typowego kibica w kapciach, to by nie wiedział czy "studiował u nas Gruzin" czy "Gruzował u nas Suzin" – jak świetnie odgrywał tę scenę w kabarecie Piotr Fronczewski z Wojciechem Pszoniakiem. A jak było na boisku, gdy się już odrzuci nasz cielęcy – całkiem usprawiedliwiony postem – zachwyt?
No Legia była lepsza i nie było co do tego wątpliwości. Gwilia zaimponował golem. Walerian przystojniejszy to już raczej nie będzie, ale pokazuje, że może być w Legii coraz lepszy. Wnosi do drużyny coraz więcej. Strzela, rozgrywa, napędza akcje. Jakość Legii dają także Michał Karbownik, Marko Vesović, Jose Kante czy Domagoj Antolić.
No i trener, który poukładał Legię. Przez to, że dzisiaj na stadionach piłkarskich jest tak cicho, wyraźnie słychać jak Aleksandar Vuković dosłownie dyryguje drużyną. I dopiero teraz okazuje się jak dokładne są te instrukcje, jak bardzo dotyczą detali, konkretnych zachowań na boisku: "Podchodzisz do niego! Sam byłeś. Dawaj, dawaj! Teraz! Pass! Doskocz Karbo" itd.
Zupełnie jakby to nie byli piłkarze z krwi i kości, a postaci z "playaka", które w ruch wprawia się konsolą. Widocznie piłkarze Ekstraklasy i to nawet lidera tej ligi, takich podpowiedzi potrzebują. Przez tę ciszę na trybunach kurtyna trochę opadła i pokazuje nam polski futbol w wersji saute. Trzeba to umieć wziąć na klatę, trzeba umieć się cieszyć, że piłkarze w ogóle grają. Legia wygrała zasłużenie. Miedź poległa z honorem.
Nasza piłka wróciła do żywych. I to jest najważniejsze. A już w sobotę, najważniejszy ligowy klasyk: Lech Poznań – Legia Warszawa.
Czy można sobie wymarzyć lepszy restart rodzimego futbolu?
Dariusz Tuzimek
Czytaj także:
- Koronawirus. Bayern Monachium przekazał 250 tysięcy euro na walkę z pandemią
- Premier League: Manchester United wziął potężny kredyt. Na letnie transfery