Do końca sezonu pozostało dziesięć spotkań. W miniony weekend ełkaesiacy nie zbliżyli się do utrzymania w najwyższej klasie rozgrywkowej i przegrali u siebie z Górnikiem Zabrze 0:1 i - póki co - zadomowili się na ostatnim miejscu w tabeli.
- To nie było zderzenie z ekstraklasą, a normalny, ligowy pojedynek. To był pierwszy mecz po dłuższej przerwie - i nie mówię tu o sobie - a o wszystkich drużynach w naszej lidze - mówi trener Wojciech Stawowy na konferencji prasowej - Zawsze ten pierwszy mecz stoi pod znakiem zapytania. Nie inaczej było teraz. U mnie nie ma mowy o żadnej tremie. Jeśli trener miałby być stremowany, nie mógłby pełnić tej roli. Zawsze jest gorączka przedstartowa. Zależy mi bardzo, by nikogo nie zawieść - dodał.
"Zespół nie grał tak jak chcę"
Inna sprawa, że był to mecz, który wszyscy w Łódzkim Klubie Sportowym wyobrażali sobie zupełnie inaczej. Zresztą zespół miał grać ofensywnie i szukać okazji bramkowych.
ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Simon nie wierzy w reżim sanitarny na stadionach. "Życzę powodzenia temu, kto będzie miał nad tym zapanować"
- Mecz ocenia się przez pryzmat wyniku. My mecz z Górnikiem przegraliśmy i stąd taka, a nie inna ocena naszego występu. Gdybyśmy ten mecz wygrali, a były ku temu okazje, to pewnie byśmy o tym spotkaniu mówili w innym tonie. Zdaję sobie sprawę, że zespół nie grał tak, jak chcę, by grał, ale to już jest za nami. Nie ma problemów piłkarskich, bo potencjał w zespole jest, co podkreślam po raz kolejny. A nad stylem pracujemy. Zespół ma nowy bodziec. Muszę go tak wkomponować, by współgrał ze zdobyczami punktowymi. To, że z Górnikiem się nie udało, nie oznacza, że w kolejnych meczach nie będzie lepiej - przekonuje Stawowy.
Rewolucji w niedzielnym meczu z Rakowem Częstochowa kibice ŁKS-u mogą się nie spodziewać, bo takowej nie będzie. Sztab szkoleniowy będzie miał już do dyspozycji wszystkich zawodników, łącznie z Ricardo Guimą, którego z powodu kontuzji zabrakło przed tygodniem.
- Jeśli ktoś chce już nagle wszystko zmieniać, wywracać do góry nogami, to znaczy, że nie ma swojego stylu, nie jest do niego przekonany i tak "skacze" ze stylu na styl. Tylko ciężką pracą można to zmienić. W niedzielę nastąpi weryfikacja tego, jak ją wykonaliśmy. Za mecz z Górnikiem wziąłem winę na siebie, to rzecz naturalna. Ktoś tę drużynę przygotowuje, nie będę szukał winnych wokół siebie - powiedział Stawowy.
Nikt nie myśli o I lidze
Choć sytuacja drużyny jest bardzo trudna, bo do 13. miejsca biało-czerwono-biali tracą aż 11 punktów, wciąż drużyna - jak przekonuje 54-letni szkoleniowiec - ma w sobie wiarę.
- Mentalnie i sportowo będzie lepiej z Rakowem. Nie ma myślenia, że jesteśmy już straceni. Nie chcę zdradzać szczegółów jak pracujemy, ale mogę zapewnić, że nie ma sytuacji, że ktoś się poddał, myśli o kolejnym sezonie. Wszyscy skupieni są na ŁKS-ie, by robić to dla siebie, swoich rodzin, kibiców. Dopóki taka szansa jest, każdy będzie chciał ją przedłużyć - mówił.
Łodzianie w ciągu ostatnich dwóch lat mieli okazję trzy razy zmierzyć się z ekipą z Częstochowy w oficjalnych meczach. Przed rokiem, jeszcze w Fortuna 1 Lidze, pod Jasną Górą pechowo zremisowali 1:1, zaś u siebie - zarówno na poziomie PKO Ekstraklasy, jak i jej zaplecza, pokonali Czerwono-Niebieskich.
- Wiemy jak Raków gra, ale my chcemy, by nasza gra była kombinacyjna, ofensywna i przynosiła bramki. Nie ustawiamy się pod konkretnego przeciwnika. Niewątpliwie Raków to bardzo groźny rywal. Ma kilku zawodników obdarzonych dobrymi warunkami fizycznymi. To też drużyna która potrafi grać w piłkę i niebezpieczna przy stałych fragmentach gry. Więcej szczegółów zostawię dla siebie i moich zawodników, bo na nich będzie opierać się nasza strategia - zdradził Wojciech Stawowy.
Początek spotkania Rakowa Częstochowa z ŁKS-em Łódź na GIEKSA Arenie w Bełchatowie w niedzielę 7 czerwca o 12:30. Relacja na żywo w WP SportoweFakty.
Zobacz też:
Niepewni i nieobecni 28. kolejki PKO Ekstraklasy
Wisła Kraków spłaciła Dariusza Wdowczyka. "Skończyły się czasy dzikiego zarządzania"