Na koniec rundy zasadniczej PKO Ekstraklasy nie walczący o nic szczególnego Górnik Zabrze pokonał Legię Warszawa, choć patrząc na składy i serie obu drużyn wydawało się, że jest to nie do zrobienia.
A jednak. Powiedzenie, że Ekstraklasa jest nieprzewidywalna, to coś więcej niż wyświechtany frazes. Np. Jagiellonia Białystok do meczu z Piastem przystępowała mając w ostatnich pięciu meczach 13 punktów i bilans bramek 9:3. Ale we wcześniejszych pięciu meczach Jagiellonia miała dwa punkty i bramki 1:11. Po serii zwycięstw przyszła oczywiście przegrana. Miesiące tłuste i chude w naszej lidze są tak bardzo normalne, że wszyscy chyba się do tego przyzwyczaili. Idzie świetnie i już typują cię do pucharów, ale nagle przegrywasz. Albo odwrotnie - wydaje się, że spadniesz, ale nagle zaczynasz serię zwycięstw.
Kiedyś świetnie polską ligę podsumował Orest Lenczyk. - U nas sprowadza się ludzi z kapelusza i jakoś to idzie. Oglądałem w ostatnich latach setki meczów, niektóre po dwa razy. Wydaje mi się, że presja wyniku była tak ogromna, że piłkarze przestali grać i walczą. Od lat mnie to przeraża. Gra szósta drużyna z czternastą. Ogląda pan z myślą, że któraś będzie lepsza, ale tego nie widać. Jest brak umiejętności, za to trenerzy coraz lepiej potrafią przygotować zawodników fizycznie. Prawie każdy mecz zamienia się w typowy mecz walki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: perfekcyjnie wykonał rzut wolny. Bramkarz bohaterem!
Stąd na przykład drużyny, które specjalizują się w stałych fragmentach gry. Taka Wisła Płock większość goli, bo aż 54,29 procent, zdobywa po rożnych i wolnych. Patrząc na statystyki na stronie ekstrastats.pl, aż 10 z 16 drużyn strzela przynajmniej jedną bramkę na trzy ze stałego fragmentu gry.
Z tego schematu wyłamuje się Legia. Nie chodzi o to, że nie strzela ze stałych fragmentów gry, bo strzela. Ale też warto zauważyć, że w końcu pojawiła się drużyna w ekstraklasie, dla której chciało się włączyć telewizję.
Co ciekawe, dokonał tego Aleksandar Vuković. Serbsko-polski trener (tak można chyba powiedzieć), który wcześniej znany był głównie z robienia atmosfery. Zawsze mówiło się, że ktoś tam jest od taktyki, a jego asystent Vuko od dobrego klimatu. Tymczasem właśnie Vuković krok po kroku zbudował najciekawiej grającą drużynę ligową. Na początku sezonu Legia nie traciła bramek, ale fani narzekali, że w ofensywie wygląda to słabo. Widać było, że z przodu legioniści dużo próbują, improwizują i w końcu to musi zaskoczyć. Zaskoczyło w meczu z Lechem Poznań.
Od tej pory Legia w 19 spotkaniach strzeliła aż 50 bramek. Niemal w każdym meczu dominowała bardzo wyraźnie, kilka razy (w sumie pięć w sezonie) wygrywała, mimo że traciła bramkę jako pierwsza. Nie miało więc zastosowania stare piłkarskie powiedzenie, że "pierwsza bramka ustawiła spotkanie". Legia nawet jeśli nie wygrywała, zwykle miała przewagę i można było odnieść wrażenie, że cały czas te wygrane wisiały w powietrzu i jedynie brak szczęścia nie pozwolił ich odnieść. Takim przykładem jest mecz z Górnikiem Zabrze, gdzie Legia miała 57 procent posiadania piłki, oddała w meczu 27 strzałów, podczas gdy rywale ledwie 7. Takie mecze się zdarzają.
Vuković ciekawie zbudował drużynę. Kluczowe role odgrywają boczni obrońcy - szybcy i techniczni Marco Vesović oraz Michał Karbownik potrafią zrobić szybkim dryblingiem przewagę. W ofensywie jest dużo szybkości, nie tylko w bieganiu, ale też w myśleniu.
Porażka z Górnikiem nie zmienia faktu, że byłaby niespodzianką, gdyby Legia nie zdobyła tytułu. W tej chwili najbliżej drużyny Vukovicia jest Piast Gliwice. Siedem punktów straty to mało i dużo. W poprzednim sezonie taką stratę Piast odrobił. Ale teraz Legia wydaje się być drużyną zdecydowanie mocniejszą, zarówno piłkarsko jak i mentalnie.
Jeśli chodzi o Piasta, Waldemar Fornalik po raz kolejny udowodnił, że jest w czołówce polskich trenerów, a właściwie jest najlepszy. Wielu kibiców pamięta mu nieudany epizod z kadrą narodową, ale teraz po raz kolejny Fornalik wprowadza drużynę do ligowej czołówki. Wyprzedza wiele drużyn mających większe budżety i teoretycznie lepszych zawodników.
Takich jak Lech Poznań, który rozkręcał się powoli i w końcu zaczął grać ładną i ofensywną piłkę, ale nawet jeśli gra dobrze, to jest niestabilny i trzeba powiedzieć, że nie wykorzystuje potencjału. Biorąc pod uwagę nazwiska zawodników, Lech powinien walczyć dziś z Legią o tytuł, a walczy ledwie o puchary. O ile przegrane Legii są niespodziankami, do strat punktów przez Lecha zdążyliśmy się przyzwyczaić. Aczkolwiek patrząc na mecze Kolejorza można było odnieść wrażenie, że czas działa na korzyść drużyny Dariusza Żurawia.
Gdzieś po cichu w czołówce usadowił się Śląsk Wrocław, który ciuła punkty, ale raczej nie jest wymieniany wśród kandydatów do tytułu. Może dlatego, że jest w dolnej połowie ligi w statystykach strzałów oddanych i celnych. Vitezslav Lavicka stworzył fajną drużynę, zbudował świetną atmosferę, choć krytycy Śląska podkreślają, że sporo w tym wyniku zespołu z Wrocławia szczęścia.
Jeśli chodzi o dolną część tabeli, sporym rozczarowaniem jest postawa zawodników ŁKS-u Łódź, którzy sprawiają wrażenie jakby już pogodzili się ze spadkiem. Arka Gdynia i Korona Kielce starają się jeszcze uciec spod topora, ŁKS niekoniecznie. Jako projekt to zdrowy organizm, dobrze działający klub. Ale drużyna seniorów to inna historia. Wydaje się, że awans do Ekstraklasy nastąpił dla tego klubu co najmniej jeden sezon zbyt wcześnie.
Marek Wawrzynowski