W pierwszej połowie niedzielnego meczu Arki Gdynia z Wisłą Kraków (0:0) na murawę stadionu wbiegł kibic (więcej TUTAJ). Nie byłoby to nic nadzwyczajnego, takie sytuacje zdarzają się w wielu ligach na świecie. Problem w tym, że teraz spotkania są rozgrywane bez udziału fanów. Sprawą już zajmuje się policja.
Także w PKO Ekstraklasie panują ścisłe wytyczne dot. reguł rozgrywania meczów, np. piłkarze obu drużyn nie wychodzą na boisko z jednego miejsca, a ograniczona liczba dziennikarzy musi zachowywać między sobą bezpieczne odległości na trybunie.
Jak więc na murawę przedarł się jeden z kibiców? Co teraz mu grozi? Skontaktowaliśmy się z gdyńskim klubem, by dowiedzieć się, jaka kara grozi mężczyźnie, który przerwał niedzielne starcie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: perfekcyjnie wykonał rzut wolny. Bramkarz bohaterem!
- Jeszcze nie wiem, jakie będą decyzje, pamiętajmy, że to nie była impreza masowa. Sprawą zajmuje się nasz dyrektor do spraw bezpieczeństwa - odparł krótko rzecznik prasowy Arki, Tomasz Rybiński.
Przedstawiciel klubu ujawnił również, w jaki sposób kibic ominął zabezpieczenia i pojawił się na stadionie.
- Mężczyzna dostał się na obiekt przez strefę publiczną, przeskoczył przez płot bezpieczeństwa, który w tym akurat miejscu jest wysoki na mniej więcej jeden metr. Na dodatek to strefa telewizji, która nie może być zabezpieczona przez stewardów, ponieważ pracownicy stacji są w izolacji. Chcę podkreślić, że my jako klub nie odpowiadamy za tę strefę - wyjaśnił.
Decyzje klubu wobec mężczyzny mają zostać ogłoszone jeszcze w poniedziałek.
Z kolei od Komendy Miejskiej w Gdyni, która zajmuje się sprawą, usłyszeliśmy, że kibicowi nie zostały jeszcze postawione zarzuty.
- Na chwilę obecną prowadzone są czynności, zbierane są dokumenty. Nie zostały jeszcze podjęte żadne decyzje - odpowiedziała nam mł. asp. Jolanta Grunert, zastępca Oficera Prasowego.