PKO Ekstraklasa. Michał Świerczewski: Będziemy Kopciuszkiem z marzeniami

Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Michał Świerczewski podczas meczu Rakowa
Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Michał Świerczewski podczas meczu Rakowa

- Na stadionie była stypa, ludzie płakali. Pomyślałem: "Kiedyś zostanę właścicielem tego klubu i wprowadzę go z powrotem do Ekstraklasy" - mówi Michał Świerczewski. Kilkanaście lat później został właścicielem Rakowa Częstochowa i dotrzymał słowa.

Do Rakowa Częstochowa Michał Świerczewski przyszedł w 2011 roku jako główny sponsor. Od stycznia 2015 jest właścicielem, a o klubie mówi się, że jest jednym z ciekawszych projektów na piłkarskiej mapie Polski i to pod każdym względem. 9. miejsce w PKO Ekstraklasie może nie jest szczytem marzeń, ale jak na beniaminka to dobra lokata.

Mocny dział skautingu, jeden z lepszych trenerów na rynku, Marek Papszun, poza tym aspiracje, by mieć czołową akademię w kraju, którą zarządza Marek Śledź, a więc kolejny topowy specjalista. Wszystko tu robione jest z głową, albo przynajmniej takie sprawia wrażenie. Wszystko wygląda więc pięknie, tyle, że klub wciąż nie ma stadionu, który spełniałby wymogi licencyjne i swoje mecze rozgrywał w tym sezonie w Bełchatowie...
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Czy Raków powinien dostać licencję na grę w Ekstraklasie? Macie problemy ze spełnieniem wymagań dotyczących obiektu.

Michał Świerczewski: Niezręcznie wypowiadać mi się na ten temat, ale powinien przeważyć zdrowy rozsądek. Zresztą komisja licencyjna ma takie możliwości prawne, aby w uzasadnionych przypadkach dać licencję. Zdrowy rozsądek powinien wziąć górę nad nierozsądnymi procedurami. Powinna wygrać piłka nożna i sport. Drużyny, które utrzymują się na boisku, powinny mieć możliwość kontynuacji gry na poziomie Ekstraklasy. W końcu warto spojrzeć na to z tej strony, że żal by było zlikwidować ośrodek, który wnosi coś do rozwoju piłki nożnej w Polsce i w perspektywie kolejnych lat będzie wnosił znacznie więcej. Żal by było taką inicjatywę zabijać. Gdybyśmy zostali wykluczeni, modernizacja nie miałaby miejsca i nie wiem, jakie byłyby losy naszego klubu.

ZOBACZ WIDEO: Stadion RKS-u Okęcie zalany przez ulewy i strażaków. "Przy wsparciu miasta zaoferowaliśmy pomoc"

Jak obecnie wygląda sprawa stadionu?

W poprzednim tygodniu wycofała się firma, która oprotestowywała wyniki przetargu. Liczę na to, że w najbliższych dniach miasto podpisze umowę ze zwycięzcą przetargu.

Pandemia was tu dotknęła?

Właśnie głównie w kontekście stadionu. Jedna z firm, która brała udział w przetargu, oprotestowała jego rozstrzygnięcie. Mamy jednak nadzieję, że już wkrótce miasto przystąpi do pierwszej modernizacji stadionu.

Można powiedzieć "tymczasowej"?

Tak, chodzi o to, by spełnić warunki licencyjne i móc rozgrywać mecze w Częstochowie. Mam nadzieję, że z czasem będziemy dawali coraz więcej argumentów sportowych i miasto podejmie decyzję o budowie stadionu z prawdziwego zdarzenia. Ale proszę przy tym zaznaczyć, że my nie chcemy nic za darmo, nie mówimy, że stadion nam się należy. Chcemy coś dać od siebie.

Dużo tracicie przez fakt gry w Bełchatowie?

Powyżej 2 milionów na sezon, przy czym milion to koszt wynajęcia stadionu. Ale do tego dochodzą straty z powodu mniejszej liczby sprzedanych biletów, wizerunkowe, z tytułu utraconych kibiców, więzi z nimi, wiele rzeczy trudnych do policzenia.

Pan uważa siebie za lokalnego patriotę?

To wielkie słowa. Na pewno chcę zrobić coś nie tylko dla pieniędzy ale też dla mieszkańców, mieć radość z życia. Na pewno jest to związek emocjonalny z klubem. Zacząłem kibicować w pierwszej połowie lat 90., gdy Raków był blisko I ligi. Byłem pod koniec szkoły podstawowej. Kolega z podstawówki mnie "zaraził", poszliśmy na mecz i spodobało mi się. Emocje, przynależność do grupy, wspólne przeżywanie. Wtedy od czasu do czasu chodziłem na mecze, czytałem relacje, interesowałem się, zaś po tym jak drużyna weszła do I ligi (obecnie Ekstraklasy), byłem już regularnie na spotkaniach. Moim ulubionym zawodnikiem w tamtych czasach był Jan Spychalski, ofensywny zawodnik, który prowadził grę, wiedział co zrobić z piłką. Później bardzo podobała mi się gra Pawła Skrzypka. Moim zdaniem najlepszego gracza w ówczesnej historii Rakowa.

Długo ten okres ligowy nie potrwał.

Tak, ale to był okres, który w jakimś stopniu ukształtował mnie jako człowieka. Podczas ostatniego domowego meczu w Ekstraklasie, przeciwko Pogoni, na stadionie była stypa, ludzie płakali. Wtedy pomyślałem sobie: "Kiedyś zostanę właścicielem tego klubu i wprowadzę go z powrotem do najwyższej ligi". Byłem studentem, ale w perspektywie kolejnych lat miałem zacząć biznes.

Czyli spełnienie marzeń?

Marzeń i obietnicy danej samemu sobie.

Kiedyś dyrektor sportowy Basel powiedział mi, że pamiętał studenckie czasy, gdy klub padał, był z nim cały czas i że kluczowe jest postawienie na lokalnych pracowników, bo oni rozumieją klub lepiej, dadzą z siebie więcej.

Ale to jest trudne. Przez wiele lat klub był w marazmie i liczba fanów się zmniejszyła. Trudniej było o takich pracowników. Dlatego na początku stawialiśmy bardziej na lokalnych pracowników, ale z czasem zaczęliśmy szukać na zewnątrz.

Wracając do sprawy stadionu: sportowo jesteście na poziomie Ekstraklasy, ale obiektu nie ma, czy to znaczy, że trochę wyprzedziliście zamierzenia?

Tak można powiedzieć, ale jakiś czas temu władze miasta powiedziały nam, że nie możemy liczyć na wielką pomoc w bieżącym finansowaniu, natomiast możemy być pewni, że stadion i obiekty będą dostosowywane do poziomu, na którym będziemy występowali. Ta deklaracja ze strony prezydenta padała kilkukrotnie i byliśmy pewni, że osoby rządzące miastem się z tego wywiążą. Na razie są opóźnienia.

A czy waszym problemem nie jest żużlowy Włókniarz?

Nie, nie można powiedzieć, że to jest miasto żużla. To, że Włókniarz jest klubem popularnym, nie wyklucza, że i my możemy być mocni. W mieście może być kilka klubów z różnych dyscyplin i to będzie pokazywało, ze miasto dobrze funkcjonuje.

Raków jest dziś w tym momencie, w którym z założenia miał być?

Zawsze jest potencjał do wzrostu i dopóki nie wygramy z Barceloną w Lidze Mistrzów to nie będziemy zaspokojeni. A jeśli wygramy, pewnie będziemy dalej marzyć o czymś więcej.

A tak bardziej realistycznie?

Na ten moment chcemy dołączyć do drużyn, które starają się o europejskie puchary i mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będziemy w stanie dołączyć do tej grupy. Będziemy dalej Kopciuszkiem, ale z marzeniami.

A obecny sezon można wpisać do rubryki "rozczarowania"?

Z perspektywy startu sezonu na pewno bralibyśmy to w ciemno, natomiast w ostatecznym rozrachunku do awansu do grupy mistrzowskiej zabrakło nam dwóch punktów. Nie da się ukryć, że zimą apetyty były większe. Przeprowadziliśmy dobre i przemyślane transfery. Myślę, że zabrakło doświadczenia i odrobiny szczęścia. W poprzedniej rundzie też popełniliśmy błędy, które w ostatecznym rozrachunku zdecydowały o braku awansu do czołowej ósemki.

No właśnie, spójrzmy na transfery, mówi pan, że 2 miliony straciliście grając w Bełchatowie, a przecież drugie tyle straciliście stawiając na trzech zawodników: Luković, Azemović czy Nouvier kosztowali was dokładnie tyle.

Tak. Ale z perspektywy tamtego momentu chcieliśmy przeprowadzić transfery jak najszybciej. Jeśli chodzi o Azemovicia czy Lukovicia pomyliliśmy się pod względem sportowym, natomiast jeśli chodzi o Nouviera to po prostu ten zawodnik się u nas nie zaadoptował. Umiejętności mu nie brakowało. Okno było rozczarowujące, ale z drugiej strony mieliśmy ponad 50 procentową skuteczność. Jach i Brown-Forbes po stronie plusów, Piątkowski to strzał w dziesiątkę, Babenko też się w miarę obronił, w wielu meczach nam pomógł, zapisujemy go 50/50.

Chociaż wydawało się, że Luković ma to coś.

Zdecydowanie, ale nie do końca wpasował się w taktykę, w której gramy. Szybkość lokomocyjna i motoryka nie była na takim poziomie jak oczekiwaliśmy. Popełniliśmy błąd. Natomiast patrząc na okno zimowe, to wszystkie spełniły nasze oczekiwania.

Skoro 50 procent to jest dobra skuteczność jak na polską ligę, czy oznacza to, że my w Polsce po prostu nie znamy się na piłce?

Myślę, że są źle zbudowane działy skautingu, często niekompetentne osoby decydują o transferach. Często niekompetentny dyrektor sportowy samodzielnie decyduje o wszystkim, nie ma niezależnego spojrzenia skauta, trener nie bierze udziału w tym procesie i stąd wynika wiele nieporozumień. Inna sprawa jest taka, że nadal często odbywa się to na zasadzie kolesiostwa. Znajomy menedżer poleca zawodnika i ten jest brany do drużyny. Kolejna sprawa jest taka, że transfery są przeprowadzane na ostatnią chwilę, często jedynie na podstawie analizy wideo, a to jest za mało. Żeby transfer dobrze był przeprowadzony, trzeba obejrzeć zawodnika w kilku meczach na żywo, przeprowadzić wywiad środowiskowy a i tak nie ma gwarancji, że to wyjdzie tak jak oczekujemy. Zawodnik może mieć kontuzje, nie dostać szansy, mieć problem z adaptacją. To nie jest takie proste jak się wydaje kibicom.

W Rakowie też często zmienialiście w ostatnim roku dyrektorów sportowych. Z boku to wygląda tak, że problemem jest trener czy dyrektor, ale też ktoś ich zatrudnia.

Jeśli chodzi o dyrektorów sportowych, w Polsce wyglądamy gorzej niż w przypadku krytykowanych trenerów. W skali od 1 do 10 polskich trenerów oceniłbym na 5, akademie funkcjonują w kilku klubach na 7, a dyrektorzy sportowi to 2. Jednak pojawia się coraz więcej ciekawych osób i wierzę, że to będzie się zmieniało.

Z czego to wynika?

Brak ludzi łączących wiedzę i pasję.

Dlaczego?

Nie są do tej roli odpowiednio przygotowani, nie mają się od kogo uczyć, nie ma ludzi z predyspozycjami. To musi być człowiek, który nie tylko wytypuje zawodnika, ale też potrafi podjąć odpowiednią decyzję, przekona ludzi decyzyjnych, weźmie odpowiedzialność. Nie każdy się w takiej roli sprawdzi. Dyrektor sportowy musi mieć też trenera, który będzie realizował tę samą wizję i będzie potrafił rozwinąć te umiejętności, które zobaczył dyrektor sportowy. Bez odpowiedniego trenera, praca dyrektora sportowego może pójść na marne.

A do tego dochodzi czasem właściciel, który potrafi do 5 rano analizować zawodnika na wideo.


Teraz już tego nie robię. Wcześniej to był mój chleb powszedni, ponieważ było wiele propozycji, które w mojej opinii były nie do końca zasadne. Od około roku nie oglądam, brakuje czasu. Skupiam się na skróconej analizie. Żeby dokonać takiej skróconej analizy "właścicielskiej" jednego zawodnika ofensywnego trzeba obejrzeć w skupieniu 40 minut jego wybranych akcji, ale żeby ocenić zawodnika defensywnego to jest już kilkukrotnie dłuższy proces. A to tylko analiza wideo, nic nie zastąpi obserwacji na żywo. Jakbym miał bawić się skauting, nie starczyłoby mi życia.

Generalnie widzę, że ma pan krytyczne spojrzenie na piłkę, na naszych szkoleniowców.

Jest wielu trenerów, którzy są inteligentni, zaangażowani, są tacy, którzy mają charyzmę, inni wiedzę o taktyce. Ale ciężko jest znaleźć kogoś, kto łączy te cechy.

Pan ma najlepszego trenera w Polsce?

Wydaje mi się, że najlepszego dla naszego klubu. Nie znam jednak wszystkich trenerów pracujących w Polsce, dlatego nie mogę wydawać jednoznacznej opinii bo mógłbym kogoś skrzywdzić.

Dlaczego jest najlepszy dla Rakowa?

Pracowity, zaangażowany, potrafi przekazać wiedzę zawodnikom, ma trzeźwą i obiektywną ocenę meczu. A to bardzo trudne, bo przecież wszystkim nam wydaje się, że jesteśmy najmądrzejsi, mamy najlepsze spojrzenie i pojęcie o tym, co się dzieje w polityce, medycynie i na boisku. Myślimy, że to, co widzimy, jest obiektywne. A tak nie jest. Marek Papszun obiektywnie opisuje co się działo. Jeśli uważa, że coś źle funkcjonowało, nie koloryzuje. Inteligencja i umiejętność analizy to jego cechy, do tego dochodzi charyzma.

Jak to przeczyta przyjdzie po podwyżkę.

Poradzę sobie z tym. My przede wszystkim gramy powtarzalną piłkę, wiemy co chcemy grać. Założenia są realizowane na boisku. Moim zdaniem Marek to świetny trener klubowy. Zastanawiam się czasami czy równie dobrze radziłby sobie w pracy selekcjonera, tutaj od warsztatu bardziej liczy się umiejętność zarządzania ludźmi.

No właśnie, prezes PZPN już pompuje trenera Papszuna, wydaje się, że widzi go w przyszłości w kadrze. Macie już przygotowanego następcę?

Staramy się skautować poszczególne nazwiska, na razie odkładam rozmowy z kandydatami. Trener wie oczywiście, że to robimy. Liczymy się z tym, że kiedyś Marek Papszun któregoś dnia może odejść.

Zastanawia mnie zależność między biznesem a klubem, czy rozpoznawalność pańskiej firmy wzrosła dzięki sponsorowaniu klubu?

Po awansie do Ekstraklasy na pewno tak. Wiele osób zwraca na to uwagę. Postrzeganie firmy jest pozytywne. Wymiernych danych jeśli chodzi o korzyści finansowych nie ma, natomiast pośrednio na pewno to wpływa. Jeśli klient widzi, że firma angażuje się w akcje społeczne, a tak można postrzegać sponsorowanie klubu, to na pewno lepiej na tę firmę patrzy.

Robiliście na ten temat jakieś badania?

W naszej firmie nie, ale są ogólnodostępne badania na ten temat.

Zastanawiam się, czy obserwujemy jakiś moment zwrotny w naszej piłce. Pojawiło się sporo młodych biznesmenów, często związanych z nowymi technologiami. Pan w Rakowie, Gregoire Nitot w Polonii, Michał Brański w Stomilu.

Tak, myślę, że można mówić o takim przełamaniu, większym zaangażowaniu biznesu. Pewnie motywacja tych osób jest różna, ale każdy szuka dodatkowej pasji, miejsca, gdzie mogłyby się realizować, rywalizować. I pewnie po części jest to też zabawa w football managera.

Pan jest wychowany na tej grze?

Grałem na studiach. Gdybym nie grał, odzyskałbym trochę życia. Wciąga bardzo. Nie był to długi okres, ale zdarzało się, że grałem od 18 do 3-4 w nocy.

Z sukcesami?

-Oczywiście, grałem głównie AS Romą, nie było tak trudno, sporo wygrałem.

A jak porówna pan to do prowadzenia prawdziwego klubu?

Wiadomo, że emocje w rzeczywistym świecie są nieporównywalnie większe. Są jednak cechy wspólne. Niesamowicie przyjemne jest to jak odkrywamy i rozwijamy jakiegoś nieznanego zawodnika. Nie mogę doczekać się aż rozwiniemy chłopaka z akademii. Ale też celem będzie wyciągnięcie zawodnika z egzotycznego kraju i zrobienie z niego gwiazdy. Zresztą niekoniecznie egzotycznego. Liczę na przykład na to, że pojadę na mistrzostwa Europy i będę kibicował Tomkowi Petraskowi. Chciałbym, żeby jeden zawodnik z Rakowa pojawił się na turnieju. Byłaby to ogromna satysfakcja.

Wracając do wątku biznesmenów, jest ich oczywiście więcej, w ostatnich latach pojawili się Dariusz Mioduski, Tomasz Salski, Zbigniew Jakubas i wielu innych. Pamiętam lata 90. i tam byli to często biznesmeni innego typu, to były budowane na szybko biznesy, czasem na farcie i bezczelności. Czy dziś ta piłka jest bardziej wiarygodna?

Wkracza grupa, której chce się coś zrobić. Ja w piłce jestem od 2011 roku, gdy zostałem sponsorem. Na pewno problemem jest brak kompetentnych osób, które byłyby w stanie wspierać tych biznesmenów wchodzących do piłki. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że w obrębie własnych biznesów pracujemy z ludźmi o wysokich kompetencjach, osobami, na których można polegać. W klubach trzeba tworzyć struktury często od zera, ciężko o ludzi, którzy wnieśliby jakość, jakiej oczekujemy.

Mamy naprawdę duży rynek, piłkarzy, trenerów, nie umiemy tego przełożyć na jakość.

est wielu młodych, ambitnych ludzi, ale odbijają się od ściany, kiedy mają kontakt z betonem. Często są skostniałe struktury. Ci młodzi ludzie nie zawsze mają wsparcie merytoryczne. I tu wracam do tematu dyrektorów sportowych. Piłkarze, którzy kończą kariery nie zawsze chcą się rozwijać w działalności piłkarskiej. A czasem chcą, a nie mają predyspozycji.

Od lat forsujemy pomysł, żeby PZPN nawiązał pracę z uczelniami i kształcił ludzi na rynek.

Na pewno byłaby tu jakaś praca do zrobienia po stronie związkowej, należy podjąć działania, żeby kształcić dyrektorów sportowych. Silne kluby z dobrymi dyrektorami sportowymi spowodowałyby to, że nasza piłka poszłaby w górę. Pieniądze wędrowałyby z góry w dół...

Ale u nas nie idą, nie ma tych transferów gotówkowych.

To się będzie zmieniało. Z perspektywy naszego klubu: Gdyby w I lidze był zawodnik wart zainteresowania, bylibyśmy w stanie zapłacić 100 tysięcy euro chętniej np. do Jastrzębia niż do klubu z Serbii.

Ale to przerażające co pan mówi. Czy to znaczy, że w I lidze nie ma tych zawodników?

Są, ale w ograniczonej liczbie. Ale fajnie, że się pojawia ich coraz więcej. Stawianie na młodzieżowców pomogło. Choć jest to zmiana proceduralna to przysłuży się rozwojowi piłki. Kluby zostały zmuszone do zmiany myślenia, do rozwijania młodych zawodników. I to pomoże.

Niezbyt wolnorynkowy przepis.

-Ale dobry. Choć kolejne pomysły typu "salary cap" (górny limit płac) mogłyby piłkę osłabić. Nie można za bardzo ingerować, ale niektóre rzeczy warto narzucić.

Kilka lat temu "Gazeta Wyborcza" robiła ankietę wśród prezesów i każdy dziwił się słysząc o akademii, a dziś każdy mówi o akademii. Sporo się zmieniło.

Z perspektywy jednego klubu tworzenie akademii to duże przedsięwzięcie i wydatek, który nie zwróci się od razu. I jeśli nie będzie odpowiedniego dyrektora akademii, to nie przyniesie to efektu. Bez ludzi inwestycja nie ma sensu.

Pan zminimalizował ryzyko i wziął znanego z Lecha Marka Śledzia.

Tak, postawiliśmy na znane nazwisko, oczywiście rozmawiamy, co trzeba zmienić, szukamy rozwiązań co zrobić, żeby ta praca była na wyższym poziomie. Dziś inne jest zachowanie dzieci, a inne uwarunkowania dookoła, występuje deficyt charakterów, dzieci mają wiele rzeczy podane na tacy, nie potrafią walczyć o swoje, nie potrafią być tak zaangażowane. Dlatego musimy się wyróżnić ta cechą, która jest w odwrocie. Umiejętność walki, niepoddawania się. Dyskutujemy o tym, to problem do rozwiązania. Na razie nie do końca wiemy jak sobie z tym poradzić, ale mamy pomysły i próbujemy. Ale to nie tylko polski problem ani problem piłki.

To wynika ze stylu życia w społeczeństwach rozwiniętych i rozwijających się.

Na pewno tak.

A czy istnieje model przyszłego piłkarza Rakowa Częstochowa?

Tak. To chyba widać w Rakowie. Szybkość lokomocyjna połączona z wydolnością, ale nie może być to jeździec bez głowy. Ma być to zawodnik inteligentny, który umie robić różnicę pod względem piłkarskim. My chcemy grać w piłkę, kreować widowiska.

Ale akademia to też sprzedaż.


Tak, ale my nie jesteśmy nastawieni na zarabianie dla właściciela a na to, żeby klub rósł i przynosił nam jak największą frajdę. Można powiedzieć, że jesteśmy takim klubem non-profit. Chodzi o rozwój klubu.

I jaki ma być ten rozwój? Bo odnoszę wrażenie, że Raków ma szklany sufit, że będzie miał problem, żeby w dłuższej perspektywie ścigać się z tymi dużymi klubami.

W Bułgarii też wydawało się, że Ludogorec ma szklany sufit. Na pewno jest kilka takich klubów, którym możemy pozazdrościć potencjału, jak Legia, Lech czy Wisła. To będą marki, których przez najbliższe lata nie przeskoczymy. Ale to historia o Dawidzie, który może pokonać Goliata.

Ale pytania czy Dawid mógłby Goliata pokonać więcej niż raz.

Praca, praca i jeszcze raz praca. Szukamy sposobu, żeby się wyróżnić.

Macie jakiś wzór?

Można powiedzieć, że to Red Bull, jeśli chodzi o dobór zawodników i podejście do piłki. A jeśli chodzi o temat związany z komercją, to nie jest wzorem. My jesteśmy "Against modern football", chcemy rozsądnych cen biletów, atmosfery na stadionie. Nie chcemy być klubem, gdzie zwycięży pieniądz.

Jaki będzie Raków w 2025 roku?

Nie chcę definitywnie wskazywać, ale chciałbym, żebyśmy byli regularnie w czołówce Ekstraklasy, chcemy pisać historię jak teraz Piast Gliwice. Klub z miasta mniejszej wielkości może rywalizować z Legią Warszawa i wychodzić z tych pojedynków zwycięsko.

ZOBACZ Nowa akademia Legii to krok w przyszłość

ZOBACZ Andrija Luković - z Rakowa do Portugalii

Komentarze (2)
avatar
Chrisrks
14.07.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Wielki szacunek i podziękowania dla Michała Świerczewskiego.To człowiek ,któremu wierzę i wiem,ze jego plany zmaterializują się. Podziwiam jego wytrwałość i cierpliwość względem szuj z czerwone Czytaj całość
avatar
Daryl Dixon
14.07.2020
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Ciekawy wywiad. Powodzenia w realizacji planów życzę i dużo samozaparcia....