Legii będzie piekielnie ciężko o Ligę Mistrzów. Ale Liga Europy jest w zasięgu

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: feta drużyny Legii Warszawa
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: feta drużyny Legii Warszawa

"Mistrza już mamy, na Ligę Mistrzów czekamy!" - niosło się po bulwarach wiślanych, gdy piłkarze Legii przepływali statkiem podczas mistrzowskiej fety. Nawet po koniecznych poważnych wzmocnieniach ciężko marzyć o Champions League.

Legioniści będą bowiem rozstawieni tylko w dwóch pierwszych rundach. Bardziej realny wydaje się za to awans do Ligi Europy.

Legia Warszawa wywalczyła 14. tytuł mistrza Polski, stając się najbardziej utytułowanym zespołem w historii polskiej ligi, doliczając 13 tytułów wicemistrzowskich i 13 trzecich miejsc. Największe gratulacje za odzyskanie mistrzostwa należą się trenerowi Aleksandarowi Vukovićowi, który tak jak obiecywał zaczynając pracę, natchnął drużynę swoim własnym charakterem.

Pogasił pożary po nieudanym występie w eliminacjach Ligi Europy, znalazł zastępców ważnych piłkarzy jak Sebastian Szymański czy Jarosław Niezgoda, pozbył się z klubu zawodników pozbawionych - jak uważał - DNA legionisty, czyli "nie tych którzy klepią się w herb i gadają, ale takich który zapier....".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarze z A klasy mogą się poczuć jak w Ekstraklasie. Nowa szatnia robi wrażenie!

Odstrzelił więc Carlitosa czy Sandro Kulenovića, ale nie wahał się także rozstać z ulubieńcami kibiców jak Michał Kucharczyk, Miroslav Radović czy Arkadiusz Malarz. Stworzył zespół pozbawiony gwiazd - czyli zawodników na których "chodziło się na Łazienkowską" jak w przeszłości Daniel Ljuboja czy Vadis Odidja Ofoe - ale za to będący silnym, poukładanym kolektywem z dobrą organizacją gry.

"Zap…" okazało się po przełożeniu na język ludzki po prostu profesjonalnym podejściem do zawodu. W całym sezonie niezwykle pożyteczni okazali się Domagoj Antolić, Walerian Gwilia, Luquinhas, Paweł Wszołek czy Igor Lewczuk oraz wprowadzeni przez Serba do zespołu Michał Karbownik, Maciej Rosołek czy na końcu Bartosz Ślisz.

To wystarczyło, żeby wykorzystać słabość najgroźniejszych rywali, jak broniący tytułu Piast Gliwice (11 porażek i 6 remisów) czy wicelider Lech Poznań (7 porażek i 12 remisów). Sama Legia też bynajmniej nie zachwyciła pod tym względem. Dziewięć porażek w sezonie czyni ją za to jednym z najsłabszych mistrzów Polski w ostatnich latach. 21 zwycięstw to wprawdzie więcej niż zwycięska drużyna Jacka Magiery z 2017 roku, ale o trzy mniej niż ta Henninga Berga z 2014. Jest za to pierwszym zespołem od prowadzonego przez Norwega, który zapewnia sobie tytuł na dwie kolejki przed końcem rozgrywek, a nie w ostatnim meczu jak w pięciu ostatnich sezonach.

Żeby poważnie myśleć o upragnionej grze w europejskich pucharach, czyli fazie grupowej Ligi Europy, bo po reorganizacji Ligi Mistrzów awans tam dla polskiej drużyny wydaje się mission impossible, potrzebna jest diametralna poprawa gry w obronie, więcej kreatywności w rozegraniu, ataki są bowiem zbyt schematyczne i przewidywalne. A co za tym idzie, wzmocnień na wielu pozycjach, od bramkarza po napastnika.

Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Vuković, który w emocjonalnym wystąpieniu po zdobyciu mistrzostwa zaapelował o pięciu-sześciu piłkarzy na poziomie Mladenovicia, który został już zakontraktowany z Lechii Gdańsk. - Żadne "nazwiska", żadnych "Robertów Carlosów" czy innych "Mbappe", tylko piłkarze, których uznamy za wzmocnienia i z którymi możemy zrobić krok do przodu. Bez tego musimy być gotowi na to, że nie będziemy się rozwijać - dopowiedział.

Bo droga do europejskich pucharów wydaje się piekielnie trudna, a czasu na przygotowanie i zgranie nie ma wiele, bowiem zarówno mistrz Polski jak i wicemistrz, trzecia drużyna Ekstraklasy oraz zdobywca Pucharu Polski zaczynają od I rundy eliminacyjnej. Ta o Ligę Mistrzów odbędzie się już 18-19 sierpnia. W Lidze Europy - 27 sierpnia.

UEFA zmuszona ograniczyć kalendarz z powodu opóźnienia pandemią zakończenia obecnego sezonu postanowiła, że w eliminacjach rozgrywany będzie tylko jeden mecz, bez rewanżu. Gospodarz zostanie wyłoniony w wyniku losowania, ale żeby było odrobinę bardziej sprawiedliwie, mecz na jego stadionie odbędzie się bez publiczności. Ciężko powiedzieć, jak to wpłynie na pucharowy los Legii i pozostałych polskich drużyn, które zdecydowanie lepiej spisywały się u siebie (jak Lechia z Broendby czy Piast z BATE Borysów w ubiegłym sezonie).

Rewanże przewidziane są dopiero w IV rundzie eliminacyjnej Ligi Mistrzów. Legii będzie tam o tyle ciężko awansować, że na rozstawienie może liczyć tylko w dwóch pierwszych rundach. W I rundzie może trafić na rywali pokroju Europe FC (pamiętny remis na Gibraltarze w ubiegłym sezonie) czy Kuopion Palloseura (pokonany równie małoprzekonująco w kolejnej rundzie). W II rundzie rywale robią się już poważniejsi. Rozstawiona Legia może trafić na mołdawski Sheriff Tiraspol, duński FC Midtjylland, Slovan Bratislavę czy Olimpię Ljubljana.

Istnieje cień szansy na rozstawienie w III rundzie, ale jak obliczył Paweł Mogielnicki z serwisu 90minut, po drodze musiałoby odpaść co najmniej trzy z sześciu wyżej rozstawionych drużyn od Legi, czyli Celtic Glasgow, Dinamo Zagrzeb, FK Astana, Łudogorec Razgrad, Crvena Zvezda Belgrad lub azerski Qarabag Agdam. Oraz FC Kopenhaga (jeśli zostanie mistrzem Danii), mistrz Szwajcarii (jeśli będzie nim Young Boys Berno lub FC Basel) oraz FCSB Bukareszt (jeśli zostanie mistrzem Rumunii).

Jeśli Legii udałoby się zajść aż do IV rundy, jej rywalem może okazać się Ajax Amsterdam, RB Salzburg, Olympiakos Pireus lub Celtic.

O wiele bardziej realne wydają się być szanse mistrzów Polski na Ligę Europy, której przecież była blisko już w poprzednim sezonie, nieznacznie ulegając w IV rundzie Glasgow Rangers (0:1 w dwumeczu), a przecież Vuković był wówczas dopiero na początku konstruowania zespołu.

Jeśli Legia odpadnie w III rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, w IV rundzie eliminacji Ligi Europy, najprawdopodobniej będzie mogła liczyć na rozstawienie obok takich drużyn jak Molde, Makabi Tel Awiw oraz potencjalni pozostali spadkowicze z III rundy LM (Quarabag, Young Boys Berno lub FC Basel czy Crvena Zvezda). A jej potencjalnym rywalem może okazać się ktoś ze wspomnianych drużyn Sheriff Tiraspol, FC Midtjylland, Slovan Bratislava, Olimpię Ljubljana, FK Sarajewo, Univeristatea Craiova, Ferencvaros czy Dundalk FC.

Serbski trener musi tylko dostać wzmocnienia, o które prosi, a po wyczyszczeniu szatni ze sporo zarabiających zawodników, udanych transferach (Szymański, Niezgoda, Carlistos, Kulenović, Cafu) i rekordowych w historii 12,6 mln złotych premii za "wynik sportowy" powinny się na to znaleźć pieniądze.

[color=black]Vuković musi też umieć poradzić sobie w systemie gry z jednym meczem bez szansy odrobienia start w rewanżu. I jak zawsze w przypadku awansów polskich drużyn do europejskich pucharów, liczyć na szczęście w losowaniu.

[/color]Zobacz także: Legia Warszawa mistrzem Polski. Kręta droga do Ligi Mistrzów

Zobacz także: PKO Ekstraklasa. Piłkarze na barce, kibice na bulwarach. Tak świętował nowy mistrz Polski

Komentarze (13)
avatar
surge
14.07.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Słabym drużynom jest ciężko i nikogo to nie powinno dziwić. Żaden polski zespół nie zagości w LM przez najbliższe lata. 
avatar
WPjestglupie
14.07.2020
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
"na Ligę Mistrzów czekamy" to sobie poczekacie jeszcze długo. 
avatar
Robertus Kolakowski
13.07.2020
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Nikt rozsadny nie sni nawet o fazie grupowej Ligi Mistrzow dla polskiej drzuzyny do konca nastepnej dekady. O czym, tacy kibice jak ja marza, to o tym, zeby polski klub zagral w fazie grupowej Czytaj całość
Gnoicielud
13.07.2020
Zgłoś do moderacji
4
2
Odpowiedz
gdzie te czasy jak WIsla walczyla jak rowny z rownym z Realem czy Barcelona.Teraz boimy sie mistrza Luksemburgu czy Kazachstanu. 
avatar
Nyctereutes
13.07.2020
Zgłoś do moderacji
6
1
Odpowiedz
Ten koronawirus zrobił dla polskiej piłki więcej niż PZPN przez ostatnie 20 lat. Dzięki niemu nasze drużyny w końcu będą grały w pucharach dłużej niż do końca sierpnia.