Sport bez kibiców, ucieczka pracowników i depozyty, którą mogą przepaść bez powodu - koronawirus uderzył w Kambodżę

Getty Images / Paula Bronstein / Koronawirus uderzył w Kambodżę
Getty Images / Paula Bronstein / Koronawirus uderzył w Kambodżę

Puste trybuny, szkoły bez nauczycieli, niedokończone projekty i 3 tys. dolarów, które mogą przepaść z błahego powodu. Koronawirus dotknął też Kambodżę - kraj, którego rozwój opiera się na chińskich inwestycjach.

Królestwo Kambodży znajduje się w południowo-wschodniej Azji. Zamieszkuje je 16 mln mieszkańców na powierzchni ok. 180 tys. km kwadratowych (nieco ponad połowa powierzchni Polski). Dotąd stwierdzono tam tylko 197 przypadków zakażeń (ani jednego zgonu), jednak to tylko oficjalne dane, które trudno zweryfikować w kraju z mocno kulejącą służbą zdrowia.

Khmerowie (naród zamieszkujący Kambodżę) odczuli skutki koronawirusa tak samo jak obywatele innych krajów, w których chorych, według oficjalnych danych, jest zdecydowanie więcej. - Pogorszenie sytuacji biznesowej było przewidywane już we wrześniu ubiegłego roku, gdy premier Hun Sen wprowadził ustawę antyhazardową. Ona mocno uderzyła w masowo spływające inwestycje chińskie. Duża część specjalistów z tego kraju wróciła do siebie, zostawiając tutaj niedokończone lub zamknięte z dnia na dzień projekty - mówi WP SportoweFakty Olga Dukat, która przez trzy lata kierowała serwisem prowadzącym sprzedaż online w Kambodży, a przed wyjazdem do Azji pracowała w Wiśle Kraków i Legii Warszawa.

Na pandemii COVID-19 ucierpiała przede wszystkim branża turystyczna. Taką działalność w Kambodży prowadzi Tomasz Magdziarz - menedżer piłkarski z "Fabryki Futbolu", największej agencji na polskim rynku, która zajmuje się interesami wielu reprezentantów Polski. Reprezentuje m. in. Jana Bednarka, Krzysztofa Piątka, Bartosza Bereszyńskiego, Karola Linettego, czy Tomasza Kędziorę.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: fatalny błąd bramkarza. Co za babol w meczu

- Resort, który prowadzę, może ugościć jednorazowo do 120 osób. To hotel w formie 36 bungalowów. Na razie nie wróciły jeszcze loty zagraniczne, więc nie mamy gości z innych krajów. Pojawiają się tylko tubylcy. Turystyka trochę siadła, ale w sierpniu dużo lotów ma powrócić, więc sam jestem ciekaw, jak to będzie dalej wyglądać. Kambodża żyje z tej gałęzi gospodarki, więc chce wpuszczać do siebie obcokrajowców. Problem jednak w tym, że póki co brakuje lotów z Europy - mówi nam Magdziarz.

Wirus zaatakował w styczniu

W Kambodży z pandemią zaczęto się zmagać wcześniej niż w Europie, ale podjęto dość dziwne działania. - W styczniu tego roku, gdy pojawił się COVID-19, premier, nie chcąc nikogo dyskryminować, zarządził przyjmowanie statków z zakażonymi osobami. Nie sprawowano żadnej kontroli nad ich przemieszczaniem się po kraju. Z czasem rząd zaczął wprowadzać obostrzenia, jednak nadal podawano statystyki zachorowań bliskie zeru - mówi Dukat.

Decyzje dotyczące służby zdrowia też wywołały kontrowersje. - Zakazano prywatnym szpitalom przyjmować i testować pacjentów na koronawirusa, co wprawiło turystów i specjalistów pracujących w tym kraju w panikę. Ze względu na kiepską jakość usług w publicznych szpitalach, tutaj nikt nie chce się w nich badać - tłumaczy nasza rozmówczyni.

Strach i absurdalne zakazy spowodowały, że ludzie zaczęli tłumnie opuszczać Kambodżę. - To się stało w ciągu zaledwie trzech tygodni. Szkoły zostały bez nauczycieli, restauracje i hotele bez menedżerów. Na wyjazd nie zdecydowali się tylko ci, którzy mieli porządną pracę i rodziny w kraju - zauważa Dukat.

3 tysiące dolarów może przepaść bez powodu

W trakcie pandemii rząd stworzył absurdalne zasady dotyczące wjazdu do kraju. - Każda osoba, która się w nim pojawia, musi zostać przetransportowana do publicznego szpitala, zapłacić 3 tysiące dolarów amerykańskich depozytu i jest on przetrzymywany przez dwa tygodnie - opowiada Dukat.

- Jeśli którykolwiek pasażer samolotu będzie miał pozytywny wynik testu, te pieniądze przepadają wszystkim. Mogą je więc stracić nawet zdrowe osoby. Dopiero negatywny wynik badania umożliwia wjazd do kraju i teoretycznie odzyskanie depozytu - dodaje.

Niewielu ryzykuje podróż: - Ludzie nie chcą wchodzić w tę procedurę. Większość moich znajomych czeka po prostu na zniesienie tego obostrzenia. Mało kto wierzy, że odzyskałby pieniądze.

Magdziarza zastój w turystyce jednak nie odstrasza od nowych inwestycji: - Obecnie jest tam pora deszczowa, a sezon wakacyjny rozpocznie się dopiero w październiku. Ja wybieram się do Kambodży w grudniu. Planuję zresztą otwarcie kolejnego resortu, który będzie obiektem pięciogwiazdkowym.

Naród biedny, ale do maseczek przywykł znacznie szybciej

PKB Kambodży na jednego mieszkańca jest ponad trzykrotnie niższe w Polsce. To kraj, który wciąż się rozwija, a także informatyzuje. Koronawirusowy kryzys bardzo mu w tym przeszkadza.

- Khmerowie żyją z dnia na dzień. To nadal biedne państwo, którego obywatele nie mają dużych oszczędności. Z powodu epidemii wiele małych biznesów musiało się zamknąć, kuleją również średnie przedsiębiorstwa. Szkoły pozostaną zamknięte do końca roku. Mimo to życie toczy się swoim radosnym tempem. Ci ludzie są zawsze uśmiechnięci i zawsze znajdą jakiś grosz, żeby wyjść na piwo ze znajomymi, czy spędzić czas z rodziną - opowiada Dukat.

Koronawirus nie zawładnął umysłami mieszkańców Kambodży, bo żyją oni w zupełnie innych realiach niż Europejczycy. - Ten kraj pamięta większe tragedie, m. in. wojnę domową w latach 70., dlatego ludzie są twardzi - zauważa.

- Oczywiście boją się, że ponownie będą tracić bliskich, dlatego niektóre rodziny zamykają się w domach i rezygnują z pracy z dnia na dzień. Inna sprawa, że w Kambodży dość powszechnie wierzy się, że u nich jest zbyt gorąco, by wirus przetrwał. Nie mają natomiast żadnych problemów z noszeniem maseczek. Używali ich na co dzień już wcześniej ze względu na smog. Do pewnych zachowań profilaktycznych są więc przyzwyczajeni od dawna - mówi Dukat.

Internet dopiero zdobywa rynek

Na Starym Kontynencie lockdown spowodował masowe przeniesienie zakupów do sieci. Firmy znacznie podniosły obroty w sektorze e-commerce, czyli handlu elektronicznym. Dla Khmerów to natomiast całkowita nowość.

- Ludzie w Kambodży zaczynają rozumieć, ze zamawianie online jest skuteczne. Przez trzy lata zajmowałam się prowadzeniem platformy, która jest miejscowym odpowiednikiem Allegro. Khmerowe nabrali zaufania do takiej formy robienia zakupów, mimo że z powodu pandemii były czasowe problemy z dostawą. Spodobało im się, że w sieci mogą sprzedawać swoje produkty na dużo większą skalę - twierdzi Dukat.

Wcześniej z takich możliwości w ogóle nie korzystano: - Nie było tam nikogo, kto znałby się na sprzedaży w Internecie. Pomagamy miejscowym, pokazując jak to działa, na czym polega i jakie są korzyści z tego, że ich artykuły nie są wystawione tylko w sklepie, który najczęściej jest piwnicą w domu, albo budką na ulicy. Teraz mogą zrobić atrakcyjne zdjęcie i zdecydowanie lepiej pokazać swoje produkty. Kambodża jest najszybciej rozwijającym się krajem w ASEAN (Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej, obejmujące w sumie dziesięć państw), więc postęp jest ogromny i bardzo szybki.

Mecze piłkarskie tylko przy pustych trybunach

W Polsce na imprezach sportowych pojawiają się już kibice, a wkrótce organizatorzy będą mogli zapełniać nawet połowę trybun. Azjaci na takie kroki się jeszcze nie zdecydowali.

- Liga została wznowiona na początku lipca, jednak na razie gra bez kibiców. W październiku mają się rozpocząć eliminacje do mundialu i nic nie wskazuje na to, by coś je storpedowało. Reprezentacja U-19 wznowiła już przygotowania do mistrzostw kontynentu, również planowanych na październik w Uzbekistanie - wylicza Dukat.

Źródło artykułu: