Krzysztof Skutnik: Do meczu Polonii z Bełchatowem zostało raptem kilka dni. Co kapitan drużyny może powiedzieć o formie, bo niemieckie sparingi wiele Polakom nie mówią, a w sparingu z Podbeskidziem tylko remis...
Jacek Trzeciak: W meczach, które rozegraliśmy, chodziło przede wszystkim o zgranie i wynik zszedł na drugi plan, a może nawet na trzeci. Po drugie trenerowi Szatałowowi zależało na tym, byśmy wyrobili sobie pewien styl grania i z tego co mówił, to był zadowolony z efektów. W Niemczech były takie mecze, gdzie stwarzaliśmy sobie sytuacje, niestety nie przerodziły się one na bramki, ale moim zdaniem jest to powód do optymizmu. A z Podbeskidziem faktycznie skończyło się remisem, ale powiedzmy sobie szczerze, oni stworzyli sobie zaledwie dwie okazje w przeciągu całego spotkania. Natomiast z samej gry i stworzonych sytuacji jesteśmy raczej zadowoleni. Gorzej by było, gdyby sytuacji zabrakło, a my gralibyśmy głównie w środku pola i nie umieli zagrozić bramce rywala.
Generalny sprawdzian przed ligą zaczął Pan na ławce rezerwowych. Czy to oznacza, że są powody do niepokoju czy tylko zasłona dymna przed najbliższym rywalem?
- Oj nie wiem. Odpowiem dyplomatycznie, że to jest pytanie do trenera. Czas pokaże, ale ja robię swoje. Nie chodzę po klubie i nie marudzę, znam swoją wartość. Jeżeli trener posadzi mnie na ławce, to będę się musiał dostosować.
Pana ewentualny brak w składzie byłby jak nóż wbity w serca kibiców, których jest Pan ulubieńcem. Latem z Polonii odszedł inny, bardzo doświadczony piłkarz Jurek Brzęczek. A z doświadczenia wiemy, że w drużynie potrzebny jest lider, bo sami młodzi piłkarze nie zawsze są w stanie pociągnąć grę do przodu.
- Też mi się tak wydaje. W stosunku do mojej osoby (w grudniu skończy 38 lat - przyp. red.) reszta drużyny jest młoda i uważam, że dobrze spełniałem się w roli kogoś, kto potrafi wymóc na kolegach dodatkową mobilizację. Jeśli nie będę tego robił ja, to mam nadzieję, że znajdzie się ktoś taki w drużynie. A co do Jurka, to osobiście żałuję że zawiesił buty na kołku. Przyszedł do Polonii i od razu złapał kontuzję, przez co nie mógł się dobrze przygotować do sezonu. Potem uniósł się ambicją, chciał szybko pomóc drużynie i zagrał z nie do końca wyleczoną kontuzją. Skończyło się tak, że sportowo nie mógł nam pomóc, bo grał niewiele, ale zrobił bardzo dużo dobrego w szatni. To prawdziwy profesjonalista i chłopcy mieli się od kogo uczyć.
Z klubu odeszli też napastnicy Łukasz Gikiewicz i Marjan Jugović, którzy się nie sprawdzili. Powszechnie mówi się też w Bytomiu o rażącej nieskuteczności Grzegorza Podstawka. Zostaje więc tylko Michał Zieliński. Jak to będzie z napadem Polonii w nowym sezonie?
- W okresie przygotowawczym faktycznie ćwiczyliśmy wariant gry z jednym napastnikiem i chyba tak wystartujemy w nowy sezon. Być może trener zdecyduje się na jakieś zmiany w trakcie rozgrywek. Ustawienie i wykonawców dobiera się z uwzględnieniem własnych możliwości, ale też pod konkretnego przeciwnika. Trudno na dzień dzisiejszy powiedzieć jak będziemy grali i czy to się sprawdzi.
Waszym pierwszym przeciwnikiem będzie Bełchatów, z którym macie rachunki do wyrównania. W zeszłym sezonie przegraliście z nimi u siebie po golu w ostatniej minucie spotkania.
- Doskonale pamiętam tamten mecz. Z przebiegu spotkania zasłużyliśmy na remis, jeśli nie coś więcej. W ostatniej minucie Łukasz Garguła obsłużył dobrym podaniem Cetnarskiego i zeszliśmy do szatni bez punktów. Ale mecze Polonii z Bełchatowem zawsze są ciekawe. Jeszcze jako beniaminek pojechaliśmy do nich i nikt przed tym meczem nie dawał nam najmniejszych szans, a wygraliśmy 3:0. Mam nadzieję, że teraz również nie zabraknie emocji i uda nam się uzyskać korzystny rezultat.
W trakcie dwóch ostatnich sezonów Polonia Bytom postrzegana była w kategoriach ligowego kopciuszka. Tymczasem w Bytomiu sporo zmieniło się na lepsze, nie tylko sportowo, ale też organizacyjnie.
- Progres w Bytomiu faktycznie jest odczuwalny. Ja pamiętam w tym klubie czasy starej III ligi, potem awans do II i w końcu do ekstraklasy. W pierwszym sezonie utrzymać się nie było łatwo, ale już poprzedni sezon pokazał, że stać nas na równą walkę ze wszystkimi. Zajęliśmy siódme miejsce, jako najlepsza ze śląskich drużyn. Życzyłbym sobie, żeby w rundzie jesiennej ten progres na boisku znów był widoczny. A co do organizacji, to faktycznie też wszystko idzie w dobrym kierunku. Poprawiła się infrastruktura i szkolenie młodzieży. Same pozytywy.
Ale waszym celem jest utrzymanie w lidze, czy mierzycie już wyżej?
- Polonia to nie Legia Warszawa czy Lech Poznań, które walczą o mistrzostwo Polski. Wcześniej celem Górnika Zabrze było miejsce w pierwszej piątce, a wszyscy wiemy jak się to skończyło. W Bytomiu niczego nie zakładamy przed sezonem, nikt na nas nie wywiera presji. Naszym celem jest danie z siebie maksimum możliwości w każdym meczu. Chcemy się cieszyć grą, a naszym kibicom zaoferować może mniej finezji, ale sporo walki i zaangażowania. Takie rozwiązanie dobrze funkcjonowało już wcześniej i nie musieliśmy się wstydzić meczów z Legią czy Lechem. Gryźliśmy trawę od pierwszej do ostatniej minuty i z boiska schodziliśmy na "czterech". Tak ma być również teraz, a wynik sam przyjdzie.
Do drużyny doszło kilku nowych piłkarzy, ale trzon drużyny pozostał praktycznie ten sam. Czy to oznacza, że najmocniejszym punktem Polonii w nadchodzących rozgrywkach będzie kolektyw?
- Kolektyw i atmosfera w szatni, która w Bytomiu jest bardzo dobra i nie wierzę, żeby pod tym względem cokolwiek się zmieniło. Nowi koledzy zostali wkomponowani w zespół nie tylko umiejętnościami, ale i charakterem. Myślę, że to zaprocentuje, bo nawet jeśli wyniki nie byłyby po naszej myśli, to dobrą atmosferą będziemy w stanie nadrobić niedociągnięcia i wyniki prędzej czy później i tak przyjdą.