W czwartek rząd postanowił zamknąć spotkania PKO Ekstraklasy dla publiczności, ale rywalizacja na boisku będzie kontynuowana. Wiosną, po wznowieniu poprzedniego sezonu, w polskiej lidze nie odnotowano ani jednego przypadku zakażenia koronawirusem. W trwających rozgrywkach chorych piłkarzy i trenerów było już kilkadziesiąt. Dlaczego wirus przenikł do drugiej po politykach najczęściej badanej grupy zawodowej w Polsce?
- Teraz podejście klubów do COVID-19 jest odzwierciedleniem tego, jak podchodzi do choroby polskie społeczeństwo. [...] Być może niektóre kluby uznały, że posiadają wyższe kwalifikacje, doświadczenie i są w stanie skuteczniej zarządzać procedurami antycovidowymi na poziomie swojej organizacji. [...] Kluby przyzwyczaiły się do COVID-19, nabrały własnych doświadczeń, potrafię zrozumieć, że ktoś uważa, iż jest w stanie sam zarządzać tym tematem. Nie pojmuję jednak, że kluby, które rozumiały potrzebę solidarności, potrafiły pójść na kompromis, nagle wychodzą z założenia, że ich indywidualny interes jest ważniejszy niż bezpieczeństwo rozgrywek Ekstraklasy - mówi prof. Krzysztof Pawlaczyk.
ZOBACZ WIDEO: Stadiony powinny być ponownie zamknięte dla kibiców? Ekspert nie pozostawia złudzeń
Przemysław Pawlak, "Piłka Nożna": Jak można nazwać sytuację epidemiologiczną w Ekstraklasie?
Prof. Krzysztof Pawlaczyk, członek zespołu medycznego PZPN, lekarz Lecha Poznań: Stabilną. Ale przy tym dynamiczną. Znajdujemy się w momencie, w którym mamy możliwość zmierzania w stronę ograniczenia liczby przypadków zakażeń COVID-19, ale jest też druga droga - Pogoń Szczecin, w której wykryto ponad 30 chorych, nie musi być jedynym takim casusem, podobna sytuacja może powtórzyć się w innych klubach. Żeby tego uniknąć, zespół medyczny PZPN zalecił między innymi, aby w trakcie przerwy na mecze reprezentacji kluby przeszły na pewien okres na tryb pracy indywidualnej. Tylko bowiem w trakcie przerwy w rozgrywkach można tak postąpić bez znaczącego wpływu na formę zawodników. Podstawą zaleceń było jednak wykonanie wymazów tuż przed lub po meczach szóstej kolejki Ekstraklasy u wszystkich 50 osób zgłoszonych przez kluby.
Jakie wyniki przyniosły testy?
W żadnym klubie nie było widoku na to, że w momencie wykonania wymazu scenariusz Pogoni może się powtórzyć. Podkreślam, dokładnie w momencie wykonania testu. Problem Portowców dało się zauważyć na podstawie ankiet. U kilku zawodników pojawiły się objawy kliniczne. Wbrew temu, co sądziliśmy, gdy pandemia wybuchła, nie jest tak, że większość ludzi przechodzi COVID-19 bezobjawowo. Jest dokładnie na odwrót - w 80 procentach choroba daje objawy. Pytanie brzmi więc, czy jeśli one się pojawiają, jest już za późno i wirus przenosi się na innych członków zespołu. Jeśli postęp zachorowań w danym klubie jest liniowy, pracownicy przestrzegają protokołu medycznego, który od restartu rozgrywek w poprzednim sezonie nie przestał obowiązywać nawet na chwilę. Jeśli natomiast jest geometryczny... W Pogoni najpewniej doszło do zakażenia w tej samej chwili nie jednego, a kilkunastu zawodników.
Dlaczego liczba zachorowań w Ekstraklasie rośnie w szybkim tempie?
Kilka klubów w badaniach w trakcie szóstej kolejki wypadło bardzo dobrze - zakażeń nie stwierdzono. To pokazuje, że nawet jeśli w kraju liczba zakażeń wzrasta, można ustrzec się choroby. Bardzo dobrze nie oznacza jednak idealnie, bo w części z nich zakażenia pojawiały się w przeszłości. 50 osób zgłoszonych przez każdy ekstraklasowy klub należy do grupy najczęściej badanej, zapewne poza politykami, w Polsce. Poza restrykcjami rządowymi mamy własny protokół, naszym działaniom przyglądają się media. A jednak notujemy wzrost - dlatego, że najprawdopodobniej pracownicy klubów, sztaby szkoleniowe, piłkarze odpoczęli od zaleceń protokołu medycznego. Choćby dlatego nie we wszystkich klubach Ekstraklasy początek przygotowań do nowego sezonu przebiegał spokojnie. Może to jednak na dobre wyszło, bo zabrzmiał dzwonek alarmowy i w ostatnim badaniu akurat w tych klubach nie stwierdzono zakażeń.
Kluby Ekstraklasy podchodzą do przestrzegania protokołu medycznego odpowiedzialnie?
Większość. Natomiast zdecydowanie trudniej uzyskać jednomyślność klubów. W odróżnieniu do tego, co działo się w momencie restartu rozgrywek w poprzednim sezonie. To zastanawia - w momencie opracowywania protokołu łatwiej przychodziło pewne rzeczy od klubów wyegzekwować, a przecież w liczbie zachorowań w kraju mieliśmy jedno zero mniej. Teraz podejście klubów do COVID-19 jest odzwierciedleniem tego, jak podchodzi do choroby polskie społeczeństwo. Sytuacja staje się coraz trudniejsza. I nie mam na myśli wyłącznie suchych liczb zakażeń w kraju czy w Ekstraklasie.
W związku z rosnącą liczbą zachorowań protokół medyczny nie powinien ulec modyfikacji?
Przygotowany przez zespół medyczny PZPN protokół działa. Od czasu restartu rozgrywek w poprzednim sezonie w Ekstraklasie rozegrano 131 meczów, w ich trakcie wirus się nie rozprzestrzenił. Nie możemy jednak żadnych zachowań klubom narzucić, tylko zalecamy, doradzamy. Restart rozgrywek w ubiegłym sezonie przebiegał sprawnie, nie pojawił się żaden przypadek chorego na COVID-19 piłkarza w aż jedenastu kolejkach.
Zespół medyczny posiada wiedzę, jak często badani są piłkarze Ekstraklasy?
Niepełną. Biorąc pod uwagę ankiety, wszystkie kluby zaczęły wysyłać sprawozdania od początku... października. W sierpniu i wrześniu nie wszystkie były zdania, iż pomoc zespołu medycznego jest na tyle korzystna, że warto ankiety wysyłać. A jeszcze inną kwestią jest jakość raportów - w znaczeniu zawartych w nich informacji i ich prawdziwości.
Słuchając tego, co pan mówi, trudno nie ulec wrażeniu, że część klubów nie traktuje sytuacji poważnie.
Być może niektóre kluby uznały, że posiadają wyższe kwalifikacje, doświadczenie i są w stanie skuteczniej zarządzać procedurami antycovidowymi na poziomie swojej organizacji. Ich prawo. Natomiast byłoby miło, gdybyśmy zostali poinformowani o tym, że kluby postanowiły radzić sobie z COVID-19 według własnego pomysłu. Mało tego, zespół medyczny PZPN chętnie pozna szczegóły działań klubów, może się nawet czegoś nauczymy. A słyszę, że pojawiają się różne idee. Gdzieś wymazy próbował pobierać pracownik klubu, a nie osoba do tego wykwalifikowana. Przed meczami Pucharu Polski zaleciliśmy, aby 12 osób z jednego klubu, akurat z niższej ligi, wysłać na badania wymazowe, w zwrocie dostaliśmy pismo z prośbą, żeby 8 z tych ludzi zwolnić z tej konieczności, bo są ozdrowieńcami. Absolutnie nie twierdzę, że procedury opracowane przez zespół medyczny PZPN są najlepsze, przecież w niektórych klubach aktualnie nie ma zakażeń. Pozwolę sobie jednak raz jeszcze przypomnieć, że po restarcie poprzedniego sezonu, kiedy wszyscy grali do jednej bramki, żaden z zawodników nie zachorował.
Może klubom należy narzucić przestrzeganie protokołu - niech to będzie nakaz, a nie zalecenie, choć nie wydaje się to proste?
Zgadzam się, tak być powinno. Ekstraklasa przeznaczyła 100 tysięcy złotych na testy dla każdego klubu. Koszt jednego badania nie jest już tak wysoki jak po wybuchu pandemii - wtedy było to ponad 600 złotych, dziś mowa o kwocie o połowie niższej. Aspekt finansowy więc nie jest kwestią kluczową. A przynajmniej nie powinien być. Może się mylę, ale chyba żaden prezes klubu Ekstraklasy nie ma wykształcenia medycznego, dlatego pozwalam sobie stwierdzić, że w każdym klubie powinny być zatrudnione przynajmniej dwie wykwalifikowane osoby strzegące zaleceń protokołu medycznego.
"Przegląd Sportowy" podał, że w Ekstraklasie jedną z rozważanych koncepcji jest wprowadzenie wymazów dwa razy w tygodniu.
Zapytałbym osób, które w takim systemie będą funkcjonować kilka tygodni, nie mówię o miesiącach, o stan ich nosów po tak często wykonywanych badaniach. Tak częste pobieranie wymazów jest konieczne w Lechu Poznań, bo gramy w Europie. Testy wykonujemy przynajmniej raz w tygodniu, a gdy rywalizujemy w rozgrywkach międzynarodowych - nawet dwa razy. Jako lekarz z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem stanowczo twierdzę jednak, że nic nie zastąpi samoobserwacji, wszyscy z pierwszego zespołu i będący blisko niego muszą codziennie rzetelnie i sumiennie wypełniać ankiety dotyczące swojego stanu zdrowia. Test nie chroni przed COVID-19. Jest narzędziem, a nie celem samym w sobie.
Jakie zalecenia przekazał klubom zespół medyczny PZPN przed obecną przerwą reprezentacyjną?
Przyświeca nam cel - uniknąć paraliżu rozgrywek. Na początku października chcieliśmy otrzymać absolutnie dokładne informacje odnośnie aktualnej liczby zachorowań. Stąd zalecenia wykonania wymazów w szóstej kolejce...
... wszystkie kluby wykonały wymazy?
Nie obyło się bez pewnych problemów, pytań, a dlaczego przed meczem, a dlaczego po meczu - komuś pasowało trzy dni wcześniej, komuś dwa dni później. Chwilę zajęło więc wytłumaczenie, że ważne jest, aby wymazy zostały pobrane w okresie meczowym. Jeśli bowiem dany zespół grał 4 października, a wymaz wykonano na przykład pierwszego, to nie mógłby on zostać uznany za wiarygodny - przez trzy dni mogło się sporo zmienić. Wszystkie kluby wymazy wykonały, jak wspominałem - w niektórych nie stwierdzono ani jednego aktywnego zakażenia COVID-19.
W ilu?
Mniej niż w połowie.
Nie za wiele.
I tak, i nie. Jeżeli w klubie pojawiają się jeden czy dwa przypadki i kolejne nie rosną w postępie geometrycznym, sytuację można uznać za opanowaną. Nie ma zagrożenia efektem domina. Gdy sytuacja staje się poważna, jak wcześniej w Warcie Poznań i Wiśle Kraków, zespół medyczny PZPN rekomenduje przełożenie meczów ligowych. Wyniki wymazów po szóstej kolejce w najgorszym wypadku wskazały trzy przypadki zachorowań, de facto więc w zdecydowanej większości klubów sytuacja jest stabilna. Na ten moment zagrożenia przerwaniem całych rozgrywek nie ma. Zespołowi medycznemu PZPN zależy jednak na tym, aby w momencie rozpoczęcia siódmej kolejki, szansa na choćby jedno zakażenie w każdym klubie wynosiła mniej niż 10 procent
W czym dokładnie to może pomóc?
Do kolejnej przerwy na mecze reprezentacji zostało sporo meczów, w listopadzie planujemy powtórzenie procedury październikowej. Wytłumaczę, na czym polega ten pomysł. Od momentu restartu rozgrywek w poprzednim sezonie kluby miały możliwość wprowadzania do projektu nowych osób - na przykład trenerów po ich zmianie. Taka osoba ma wykonywany wymaz w dniu zero, następnie przechodzi na tryb ankietowania i po 5-7 dniach od pierwszego badania następuje jego powtórzenie. Dokładnie tę procedurę chcieliśmy wdrożyć w trakcie październikowej przerwy na mecze drużyn narodowych, ale w stosunku do wszystkich 50 osób wskazanych przez każdy klub. Żeby mieć 100-procentową pewność zrealizowania celu przed siódmą kolejką, zaleciliśmy klubom treningi indywidualne lub tam, gdzie nie było zachorowań treningi w małych grupach.
Istnieje bowiem ryzyko, że w trakcie przerwy reprezentacyjnej sytuacja zamiast się polepszyć, może się pogorszyć. Większość zawodników dostała kilka dni wolnego, można zakładać, że wyjechali do domów rodzinnych, choćby do Czech czy na Słowację, gdzie sytuacja epidemiologiczna jest aktualnie gorsza niż w Polsce. Pojawia się dodatkowy czynnik ryzyka. Po powrocie piłkarzy przejście na indywidualny tryb treningów ograniczyłby kontakt z resztą zespołu, a co za tym idzie ogniska choroby zostałyby zduszone.
Naszym problemem nie jest bowiem mecz i boisko, problemem są szatnie, siłownie, podróże na mecze, wspólne posiłki. Aby zachować możliwie równe szanse dla wszystkich w lidze, każdy klub otrzymał podobne zalecenia - z tą różnicą, że kluby, w których nie było zakażeń w szóstej kolejce do zajęć w pełnych składach mogłyby wrócić dwa dni wcześniej. Na koniec procedury zaleciliśmy wykonanie drugiego wymazu. Dla trenerów przerwa na kadrę to możliwość dopracowania taktyki czy przygotowania motorycznego, dla zespołu medycznego PZPN jest szansą na wdrożenie rozwiązań, których zastosowanie w trybie "jeden mecz w tygodniu" nie jest możliwe.
Co z zawodnikami, którzy brali udział w meczach reprezentacji?
Są najmniejszym problemem, ponieważ w trakcie zgrupowań drużyn narodowych piłkarze są bardzo dokładnie badani, nawet po kilka razy. Ryzyko, że zawodnik chory się prześlizgnie jest minimalne. Projekt reprezentacyjny jest jeszcze bardziej wymagający i kosztochłonny niż w przypadku klubów.
Wracając do meritum - wbrew zaleceniom zespołu medycznego na przykład Śląsk Wrocław w zeszłym tygodniu postanowił jednak pracować w pełnym składzie.
A czy Śląsk był wtedy w stanie udowodnić, że wszyscy zawodnicy są zdrowi? Przecież nie zostały wykonane kolejne wymazy. Śląsk po raz kolejny przeszacował swoje możliwości, po raz kolejny wyszedł z założenia, że wie lepiej. Nie wydaje mi się, żeby pomysł zainspirował Vitezslav Lavicka, trener w najmniejszym nawet stopniu nie zamierzał ryzykować zdrowiem zawodników. Wypada mi więc tylko pogratulować niektórym klubom dobrego samopoczucia, wiedzy, doświadczenia. I autorskich programów w walce z COVID-19. Czas pokaże, na ile okażą się pomocne. A tymczasem warto zapytać klub Śląsk Wrocław, ile od 1 sierpnia przypadków zakażeń pojawiło się w jego pierwszym oraz drugim zespole.
Ręce panu opadają?
Gdy kończyliśmy poprzednie rozgrywki, z klubów również otrzymywaliśmy rozmaite pytania, pojawiały się wątpliwości. Ani razu nie doszło jednak do sytuacji, że zespołowi medycznemu nie udało się osiągnąć z klubami consensusu. Gdzie jest różnica? Wówczas koszty wymazów pokrywał PZPN - poza tymi, gdy wprowadzane do projektu były nowe osoby. Kluby przyzwyczaiły się do COVID-19, nabrały własnych doświadczeń, potrafię zrozumieć, że ktoś uważa, iż jest w stanie sam zarządzać tym tematem. Nie pojmuję jednak, że kluby, które rozumiały potrzebę solidarności, potrafiły pójść na kompromis, nagle wychodzą z założenia, że ich indywidualny interes jest ważniejszy niż bezpieczeństwo rozgrywek Ekstraklasy. Rozumiem, że ktoś uznaje, iż drugi wymaz w trakcie przerwy reprezentacyjnej jest mu niepotrzebny, skoro w szóstej kolejce nie było u niego zakażeń, bo nie ma sensu ponosić dodatkowych kosztów, jednakże pytam się - ile z tych klubów nie miało żadnego przypadku COVID-19 od 1 sierpnia.
Jako lekarz nie potrafię zrozumieć, że kwota 15 tysięcy złotych od klubu może o czymkolwiek decydować. Pieniądze zainwestowane w zdrowie zawodników zawsze się zwracają. W Lechu wolimy wykonać o dziesięć badań obrazowych za dużo niż o jedno za mało. A przecież jest jeszcze kwestia powrotu zawodników, którzy przeszli COVID-19, do gry. Widzę konieczność wykonywania im badań kontrolnych i specjalistycznych. Nie wiemy przecież, co dzieje się z organizmem po roku, po dwóch po przebyciu choroby. Być może uszkodzenia, jeśli do nich dochodzi, podlegają procesom naprawczym. Ale zachowajmy ostrożność, bo właśnie nie wiemy.
Uda się dokończyć sezon 2020-21 Ekstraklasy?
W rozmowie z Ekstraklasą powiedziałem, że jeśli kluby będą przestrzegały protokołu medycznego, jest gwarancja na 90 procent, iż tylko pojedyncze mecze do listopada będą przekładane. I jeżeli kluby ponownie dojdą do wniosku, że dobro rozgrywek jest ważniejsze niż ich indywidualne interesy, to tak - jest szansa na dokończenie sezonu. Natomiast jeśli będzie dominowało myślenie, że podczas gdy ktoś jest w trybie zajęć indywidualnych, ja na tym mogę skorzystać i zrobię więcej, to będzie duży problem.