Ostatnie spotkanie widzewiacy rozegrali 17 października w Łęcznej, kiedy to zremisowali bezbramkowo z Górnikiem. Później mieli zmierzyć się z GKS-em Bełchatów, ale ze względu na zakażenia koronawirusem w łódzkim zespole, mecz został przełożony. Pod znakiem zapytania stanęło wówczas spotkanie 1/16 finału Fortuna Pucharu Polski, w którym Widzew miał zmierzyć się z Legią Warszawa. Także i to starcie się nie odbyło, bo z powodu pozytywnych wyników testów na SARS-CoV-2 ponad połowa drużyny została wyłączona z treningów.
Tymczasem 27 października Krajowy Departament Rozgrywek PZPN wyznaczył termin zaległego spotkania Widzewa Łódź z GKS-em Bełchatów na wtorek, 3 listopada. Ze względu na transmisję w Polsacie Sport, mecz ma rozpocząć się o godzinie 17:40.
Na razie jednak wątpliwe jest, czy do tego spotkania dojdzie. Czerwono-biało-czerwoni w poniedziałek wrócili wprawdzie do treningów, ale na razie mają 13 zdrowych piłkarzy, w tym jednego bramkarza. Trudno więc wyobrazić sobie, by zespół mógł przystąpić do rywalizacji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Piękna bramka w Dębicy. Tak strzelają w III lidze
- Staraliśmy się w tym czasie przede wszystkim nadrobić zaległości związane z przymusową przerwą w treningach. Przez kwarantannę straciliśmy cały poprzedni mikrocykl treningowy. Dlatego w ostatnich dniach skupialiśmy się na odzyskaniu odpowiedniego czucia piłki przez tych piłkarzy, którzy byli do dyspozycji. Nie jest to jednak łatwa sytuacja. Jest nas bardzo mało, a już we wtorek mamy zagrać następny mecz - skomentował trener Widzewa Enkeleid Dobi na łamach oficjalnej strony klubu.
Jak informuje portal Widzew24.pl, albański szkoleniowiec ma do dyspozycji zaledwie jednego bramkarza i dwóch młodzieżowców. Ponadto pierwszy zespół nie może posiłkować się zawodnikami z drużyny rezerw czy z ekip młodzieżowych, gdyż nie zezwalają na to wytyczne zespołu medycznego PZPN, gdyż ci musieliby zostać poddani testom, a nie ma na nie czasu.
Niewykluczone, że grupa trenujących zawodników powiększy się w poniedziałek, ale i tak to oznaczałoby, że część piłkarzy musiałaby przystąpić do gry po odbyciu zaledwie jednego treningu po kilkunastodniowej przerwie. Trudno sobie wyobrazić, by sztab szkoleniowy posłał zawodników do gry "z marszu".
Ostateczna decyzja ma należeć do PZPN, ale podjęta może zostać najwcześniej w poniedziałek, czyli na kilkadziesiąt godzin przed planowanym pierwszym gwizdkiem.
Czytaj też: Oficjalnie. Krzysztof Zając zrezygnował z funkcji prezesa Korony Kielce