Na boisku zdobył wszystko - mistrzostwo świata, mistrzostwo Europy, Puchar Europy, mistrzostwa i puchary Niemiec. Jest i będzie uważany za jednego z najlepszych napastników w historii futbolu. Wyznał jednak, że największe zwycięstwo w życiu odniósł z dala od reflektorów, blasku fleszy i publiczności, wygrywając walkę z alkoholizmem.
Życie Gerda Muellera zbliża się do końca. Dzień przed 75. urodzinami żona legendy niemieckiej piłki wyznała, że jego stan jest bardzo ciężki. - On powoli umiera - powiedziała o cierpiącym na chorobę Alzheimera mężu (więcej TUTAJ).
Utopiony sen
- Od czasu do czasu otwierał sobie wino. Ale nie myślałem o tym zbyt wiele, bo zachowywał się normalnie. Nie było w jego piciu przesady - wspominał Sepp Maier, pytany o pierwsze oznaki choroby swojego kolegi z reprezentacji Niemiec.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Piękna bramka w Dębicy. Tak strzelają w III lidze
Koledzy zwrócili na to uwagę podczas meczów oldbojów wielkich gwiazd niemieckiej piłki. Mueller przyjeżdżał na spotkania, jednak więcej determinacji wykazywał na bankietach, niż na boisku. Wtedy Uli Hoeness przekazał mu, że jeśli ma problem z alkoholem, to Bayern Monachium jest gotowy mu pomóc. Oburzony Mueller odpowiedział, że wszystko kontroluje.
Zaczęło się wiele lat wcześniej. W 1979 roku wyjechał do USA, podążając drogą Franza Beckenbauera czy Pele, tam chciał zakończyć wielką karierę i zarobić duże pieniądze. Wszystko szło po jego myśli, dolary spływały na konto, a że pogoda w Miami bywa lepsza niż w Monachium, Mueller mógł się poczuć jak w raju.
Wkrótce jednak znajomi namówili go na zainwestowanie w sieć restauracji. Mueller zakończył karierę i zajął się swoim nowym biznesem na poważnie, od otwarcia po zamknięcia lokalu. To właśnie tam zaczął sięgać po alkohol częściej, na początku do towarzystwa, siedząc przy jednym stole z klientami. Wkrótce jednak nie potrzebował już klientów, żeby napełniać kieliszek.
- Gdy nie masz do roboty nic pożytecznego, a siedzisz w knajpie, znajdujesz sposób na umilenie sobie czasu - tak wspominał początki swojej katastrofy alkoholowej, jak później nazywała amerykański okres jego życia niemiecka prasa.
Po kilku latach, gdy interesy zaczynają iść gorzej, Mueller wraca do Niemiec. Bez pomysłu na życie, wpada w depresję. Z utęsknieniem patrzy na futbol, zaczyna pojawiać się przy ośrodku treningowym Bayernu na Saebener Strasse, przez ogrodzenie ogląda treningi. W niczym jednak nie przypomina byłej wielkiej gwiazdy futbolu - zaniedbany, cuchnący alkoholem.
Fotografie trafiają do prasy, wychodzą też na jaw problemy finansowe i małżeńskie, informacje o planowanym rozwodzie z żoną. Wkrótce Mueller wraca do Hoennessa, który proponował mu pomoc. - Przyszedł i powiedział mi: tak, mam problem z alkoholem - wspomina były prezes Bayernu.
"Zachowywałem się jak szaleniec"
Hoeness i Franz Beckenbauer biorą sprawy w swoje ręce i załatwiają koledze leczenie w ośrodku uzależnień. Beckenbauer broni się jednak przed określeniami, że ratują mu życie. Jego zdaniem oddają mu dług. - Gdyby nie Mueller i jego gole, piłkarze Bayernu dalej przebieraliby się w drewnianych barakach - przekonuje.
W listopadzie 1991 roku Mueller trafia do ośrodka. Na pięć dni trafia na oddział intensywnej terapii, z odtrucia nie pamięta nic. - Dla mnie te pięć dni to czarna dziura, urwany film. Całe szczęście. Ale lekarze powiedzieli mi, że zachowałem się jak szaleniec - wspomina.
W ośrodku regularnie odwiedza go Hoeness, bywa, że przyjeżdża każdego dnia. - Był czas, że jeździłem do niego codziennie po pracy - ujawnia. Wątroba Muellera jest zniszczona, żeby ją zregenerować musi przyjmować tabletki kilka razy dziennie.
Wkrótce trafia w stan śpiączki farmakologicznej, ale silny organizm daje radę i wyrywa się z objęć śmierci.
Gdy wychodzi z ośrodka, Bayern znów podaje mu rękę. Mueller dostaje pracę trenera grup młodzieżowych, a jego życie znów zaczyna nabierać kolorów. W wywiadach mówi o ogromnym szczęściu i o wielkim triumfie nad nałogiem. - To moje największe zwycięstwo w życiu - przekonuje jeden z najlepszych napastników w historii futbolu.
Numer jeden
Nie ma w tym żadnej przesady. W 453 meczach dla Bayernu (1964-1979) strzela 398 goli, w Bundeslidze 427 występów i 365 trafień, co jest rekordem wszech czasów, według wielu nie do pobicia już nigdy. Reprezentacja Niemiec? 68 goli w zaledwie 62 spotkaniach!
W trakcie kariery jest niesamowity. Choć nie błyszczy techniką, nie ma mocnego strzału, strzela gole jak na zawołanie. Jego największym atutem jest niebywały instynkt - w polu karnym jest zawsze tam, gdzie piłka. I trafia do siatki, nieważne czy głową, nogą czy plecami.
- Nie obchodziło mnie jak. Najważniejsze, żeby piłka przekroczyła linię - tak sam mówił o swoim stylu gry. Media nadają mu przydomek "Bomber der Nation", porównując do Stukasa, niemieckiego bombowca z okresu drugiej wojny światowej
- Często jestem pytany o jego rolę w historii niemieckiej piłki. I zawsze odpowiadam, że najważniejsze w futbolu są gole, bez nich nic się nie liczy. A Gerd był najlepszy, był największą gwarancją na gole w historii. Był jedyny w swoim rodzaju - mówi o nim Beckenbauer.
Lista jego sukcesów jest niewiarygodna: mistrzostwo świata, mistrzostwo Europy, trzy Puchary Europy, Puchar Zdobywców Pucharów, cztery mistrzostwa Niemiec, cztery Puchary Niemiec, Klubowe Mistrzostwo Świata, do tego miano króla strzelców MŚ, ME, Bundesligi (siedem razy!) i Pucharu Europy (czterokrotnie).
To do niego należy też rekord ścigany przez Roberta Lewandowskiego. W sezonie 1971/1972 Mueller strzelił aż 40 goli. Czy Polakowi uda się kiedykolwiek dopaść ten wynik?
Powolne umieranie
W Monachium Mueller odbił się od dna, przez lata wiódł spokojne życie, z dala od kłopotów. Temat jego zdrowia wrócił dopiero jesienią 2015 roku, gdy Bayern poinformował, że legenda od kilku lat ciężko choruje na Alzheimera. Właśnie przez chorobę musiał zrezygnować z pracy w klubie.
Mueller trafił do zakładu opieki, gdzie zapewniono mu najlepszą pomoc. Jeszcze pięć lat temu jego żona Uschi przekonywała: - Gerd radzi sobie świetnie. Wciąż cieszy się na mój widok, a ja lubię spędzać z nim czas. Jestem u niego codziennie.
Choć choroba postępowała, były król pola karnego nie zapominał najbliższych. Gdy odwiedził go ówczesny trener Bayernu Jupp Heynckes, Mueller nie posiadał się z radości. Niestety, dziś już nie jest w stanie cieszyć się z wielkich sukcesów Bawarczyków. W poniedziałek żona, dzień przed jego 75. urodzinami wyznała, że legenda niemieckiego futbolu powoli umiera.
- Zamyka oczy, odpływa, rzadko otwiera usta, dostaje pokarm w postaci papki. Jest spokojny i przyjazny, nie sądzę, by cierpiał, ale powoli odchodzi... - zdradziła na łamach "Bilda". - Mam nadzieję, że nie może myśleć o swoim losie, o chorobie, która pozbawia ludzi ostatnich resztek godności.
Wielka szkoda, że Mueller nie doczekał w zdrowiu powrotu Bayernu na szczyt europejskiego futbolu. Z pewnością wiemy jednak, komu ich kolejny sukces zostanie zadedykowany.