- Trampoliną polskiej piłki może być dobre szkolenie młodych piłkarzy - mówi Jacek Bednarz, były reprezentant Polski, w przeszłościrównież dyrektor sportowy Legii Warszawa i Wisły Kraków.
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Co pan sądzi o zwolnieniu selekcjonera?
Jacek Bednarz: Jestem zaskoczony. Wydaje mi się, że taka zmiana mogła ewentualnie nastąpić jesienią, od tej pory nic przełomowego się nie wydarzyło. Sądziłem, że pierwszy stycznia to data graniczna. Zaczynamy akcję Euro, oglądamy zawodników, analizujemy.
Wszyscy są chyba zaskoczeni, nie bardzo wiadomo, co się wydarzyło, kibice mogą polegać jedynie na przeciekach z mediów.
I to jest dość zaskakujące. Związek do tej pory dobrze radził sobie w sytuacjach kryzysowych, miał dobrą komunikację. Tu coś zaszwankowało. To tego stopnia, że nawet wiceprezesi PZPN byli zaskoczeni.
ZOBACZ WIDEO: Zagraniczny trener jedyną opcją dla Polski? "W kraju nie mamy nikogo z wielkim autorytetem"
Kadra według sporej części kibiców, dziennikarzy i jak widać prezesa PZPN też, grała poniżej oczekiwań.
Pamiętam dobrze czasy, gdy mieliśmy dobry skład, a nie potrafiliśmy zakwalifikować się na duży turniej przez kilkanaście lat. Możemy dyskutować o stylu drużyny, ale doceńmy też wynik. Zresztą po okresie Adama Nawałki trzeba było tę drużynę przebudować i Brzęczek to robił. Zobaczmy, ile było zmian, ilu nowych zawodników się pojawiło, zdobyło doświadczenie międzynarodowe. To musiało odbić się na stylu. Zresztą warto zauważyć, że my nie przegrywaliśmy ze słabeuszami, jedynie z naprawdę mocnymi drużynami. Podstawa została zbudowana i to dobry punkt wyjścia do kształtowania stylu.
W latach 2015-17 kadra potrafiła grać z potęgami, głównie mówię to na przykładzie trzech meczów z Niemcami. Od tego czasu zaliczamy regres i dziś nie jesteśmy w stanie rywalizować z topowymi zespołami. Przynajmniej mecze z Włochami, Portugalią, Holandią pokazały, że jesteśmy daleko od tej czołówki.
Na poziomie reprezentacji dobrze by było, żeby drużyna grała pięknie, ale nie zawsze jest to możliwe. Jednak cały czas ta kadra, nawet jeśli nie gra porywającej piłki, osiąga cele. Jeszcze raz wspomnę tu czasy wielkiej smuty, lata 90., kiedy kadra miała niezły skład a nie potrafiła nic zdziałać.
Owszem, sam dorastałem w tym kulcie klęski.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy są zwolennikami tego, jak ta kadra grała. Presja jest potężna, krytyka często brutalna, przez co Jurek Brzęczek zachowywał się, jakby był w oblężonej twierdzy. A to często oznacza zamknięcie się na konstruktywne uwagi. Ale to na marginesie. Na pewno ta kadra, ma czym i kim postraszyć nawet najlepszych. A już na pewno nic nie wskazuje na to, że może ona polec w haniebny sposób.
Owszem, jednak nie zapominajmy, że Robert Lewandowski w tym roku skończy 33 lata, musimy być przygotowani na to, że któregoś dnia powie "pas". A wtedy może się okazać, że polska piłka jest znacznie słabsza, niż się wydaje.
Na pewno jest bardzo ważne, że mamy takiego zawodnika i że Adam Nawałka potrafił wykorzystać jego możliwości. Ale ostatecznie wyniki jednak osiąga drużyna. Zespół też pracował na to, żeby Robert był tym, kim jest. Kadra schodziła na drugi plan, żeby Robert mógł pełnić swoją rolę.
Często przywołuję opinię Larsa Lagerbacka, który uważa, że europejskie zespoły od 9. do 30. miejsca są na dość podobnym poziomie, a różnicę robi jakiś czynnik. W tym przypadku Lewandowski.
Owszem, jednak gdyby prześledzić wcześniejsze eliminacje, w których braliśmy udział, problemem była nasza gra w defensywie. Od czasów Adama Nawałki jesteśmy bardzo dobrze zorganizowani z tyłu, a co za tym idzie, tworzą się możliwości z przodu.
Ale Nawałka został zastąpiony przez Brzęczka.
Jasne, ale wciąż jesteśmy bardzo mocni z tylu, a przy takiej sile ognia, jaką mamy, to jest dobre rozwiązanie. Zwłaszcza w formule turniejowej.
Z drugiej strony mamy najlepszego piłkarza świata...
Tak, mamy, możemy to dziś powiedzieć.
Do tego Klich, który jest mocnym punktem Leeds United, Zieliński, obecnie topowy zawodnik Napoli. Według niektórych włoskich ekspertów nawet najlepszy. Jest kilku zawodników, którzy potrafią coś więcej niż tylko poprawnie kopać. Może jednak mamy prawo oczekiwać od kadry więcej. Tymczasem nasza kadra sprawia wrażenie, jakby nie miała siły ognia.
Może to będzie zadanie dla następcy Jerzego Brzęczka. Ale mnie generalnie przekonuje to, co robił Brzęczek.
Ja się obawiam, że jak skończy się Lewandowski, to nagle się okaże, że nie mamy jakościowych piłkarzy, żeby grać w dużych imprezach.
Ale czy Portugalczycy zawsze będą mieli Ronaldo, a Argentyńczycy Messiego?
Pewnie, że nie, ale Portugalczycy mają dziś po kilku zawodników grających w najlepszych klubach świata. Nawet jeśli nie będą mieli Ronaldo, utrzymają pewien poziom.
Mamy w bramce Wojtka Szczęsnego, Piotrka Zielińskiego, ale też inni nie są tacy słabi, Grzegorz Krychowiak liczy się w Rosji i tak dalej. Wspominaliśmy Klicha, który też jest zawodnikiem z górnej półki.
Ale wciąż jest tych zawodników kilku i trudno porównywać się z topowymi zespołami.
Jednak nie jest aż tak źle. Problemem jest to, jak zrobić z zawodników drużynę. Tu przykład Piotrka Zielińskiego, o którym mówiliśmy. Czekam na moment, gdy będzie dla Polski tym, kim jest dla Napoli. Ale przecież wciąż jest młodym zawodnikiem. To, co dobre u Brzęczka, to szansa dla młodych zawodników, którzy się wyróżniają. Choćby Jóźwiak, Płacheta.
To zawodnicy z The Championship. Jeśli mówimy o kadrowiczach z 40-milionowego kraju to jednak można oczekiwać więcej.
Jasne, zauważyłem, że pan jest bardzo wymagający, ale poważnie, to Premier League dla młodych zawodników jest potężnym wyzwaniem. The Championship przygotuje zawodnika na rywalizację na wyższym poziomie. Inna sprawa to czynnik finansowy. Polski klub musi wypchnąć zawodnika, gdy ma okazję. Czynnik ekonomiczny jest nie do przeskoczenia.
Jasne, jednak zmierzam do tego, że tych naszych zawodników na wysokim poziomie nie ma w Premier League.
Niech będzie, ale jeśli spojrzymy w perspektywie dekady, to tych zawodników nie było albo byli głównie bramkarze. Dziś to powoli idzie do przodu, obserwujmy sytuację.
Spójrzmy na obraz polskiego futbolu. Kadra zagra w trzecim kolejnym turnieju, a kluby nie są w stanie rywalizować w Europie. Teraz udało się to Lechowi Poznań. Mamy sporo dobrych piłkarzy, ale tylko jednego wysokiej klasy międzynarodowej. Gdzie jest dziś polska piłka?
Piłka reprezentacyjna wbrew temu co sądzi wiele osób, ma się dobrze. Klubowa jest problemem. Miejsce nie odpowiada temu, gdzie nasz futbol obecnie sie znajduje.
Ostatecznie boisko weryfikuje wyobrażenia i ta weryfikacja jest brutalna.
Tak, ale jeśli popatrzymy na skład reprezentacji, to większość zawodników - poza Krychowiakiem, Szczęsnym i Zielińskim - wyszła z naszej ligi. A liga, która może wypuścić tylu dobrych zawodników, nie może być aż tak słaba. Mamy dziś dwa eksportowe kluby, Legia i Lech. To one zdobywają punkty dla nas. Teraz dołożył się do tego trochę Piast, który odpadł dopiero z klubem z Kopenhagi. Nie była to jednak porażka druzgocąca. Na pewno puchary są problemem dla naszych klubów. Michał Probierz nazwał je pocałunkiem śmierci. Ale puchary to jedno, a zobaczmy na inne rzeczy. Infrastrukturalnie liga jest coraz mocniejsza - są stadiony, jest coraz więcej bardzo dobrych obiektów treningowych. Myśl szkoleniowa też się poprawia. I co ważne, do przodu idzie praca trenerów w niższych ligach.
To bardzo ciekawa opinia. Piotr Rutkowski, prezes Lecha, mówi, że sporym problemem polskiego futbolu jest właśnie jakość rodzimych trenerów.
Na tę ocenę wpływają właśnie wspomniane puchary. Gdyby w eliminacjach do Ligi Mistrzów grał Lech Poznań zamiast Legii Warszawa, prawdopodobnie wynik byłby inny, byłaby większa szansa awansu. Rakowa też nie musielibyśmy się wstydzić. Podobnie z Pogonią. Ci ludzie, którzy pracują w akademiach klubowych czy w małych klubach coraz częściej są ambitni, chcą się rozwijać. Efekt jest taki, że Polska zaczyna być dobrym supermarketem. Tu już nie przyjeżdża się po taniego dobrego piłkarza, ale po młodego, bardzo dobrze rokującego zawodnika, za którego wielka piątka jest w stanie położyć bardzo duże pieniądze.
Znowu muszę zaprotestować. To są sporadyczne sytuacje, do tej pory mieliśmy zaledwie jednego piłkarza, który został wytransferowany za ponad 10 milionów euro, co przy zmianach na rynku transferowym powinno być normą.
Ale z naszego punktu widzenia coraz większe. I tu też pojawia się problem. Gdyby jakiś polski klub był w stanie zatrzymać u siebie na dwa, trzy sezony zawodników na poziomie kadry narodowej, na pewno grałby w grupie w pucharach europejskich. Włącznie z Ligą Mistrzów. Tak było przecież w latach 90., gdy Legia i Widzew rywalizowały w Europie. Miały mocne i szerokie kadry. Dziś żaden klub nie jest w stanie tego zrobić.
Ale takimi samymi marketami są inne kraje. Belgia, Dania, Serbia, Czechy. One wyprzedzają nas w rankingu. Nawet Bułgaria nas wyprzedza.
Jasne, jednak jeśli mówi pan o Belgii to na przykład taki Anderlecht Bruksela, mając wysokie przychody, jest w stanie długi czas utrzymywać bardzo wysoki poziom reszty zespołu. Przykładowo: Lech stracił jednego ze swoich kluczowych piłkarzy (Jakub Moder – przed. red.), a przecież już w Lidze Europy było widać, że ławka rezerwowych jest bardzo krótka. W Anderlechcie, Ajaksie, takie rzeczy się nie dzieją. Sprzedają zawodników i dalej są mocne. To oczywiście też kwestia przygotowywania się na transfery z dużym wyprzedzeniem. U nas trwale zawodnicy znikają. Pokażą się w Europie i znikają. Wciąż łatwiej kupić Modera za 10 milionów niż Belga za 30. Moim zdaniem powolutku to się będzie zmieniało, jednocześnie nie będziemy w stanie rywalizować z wielką piątką Europy, różnice finansowe są zbyt duże i coraz większe.
Ekonomia, marketing i zainteresowanie kibiców są potężne. Nasze zespoły musiałyby regularnie odgrywać jakąś rolę w pucharach. A patrząc na to, jakie jest tempo rozwoju Ekstraklasy i jak inni się rozwijają, można dojść do wniosku, że nie stanie się to szybko. Takim przykładem są Czesi. Zawsze mieliśmy kompleks naszych sąsiadów. Dziś jest taka opinia, że Slavia Praga sprzedaje bardzo drogo. Ale przecież Slavia grająca w lidze czeskiej i Slavia grająca w Lidze Europy to są dwa różne zespoły. Klub jest w stanie sprzedawać tylko bardzo drogo, ponieważ o tym decyduje bogaty chiński właściciel. I on jest zainteresowany tym, żeby drużyna przede wszystkim osiągała dobre wyniki sportowe, nie tylko przynosiła zyski.
Sporo racji, z drugiej strony nie możemy sprowadzić czeskiej piłki do bogatego chińskiego właściciela Slavii. Wcześniej była Victoria Pilzno.
Mówię jedynie w odniesieniu do czołowych polskich drużyn. Jeśli polskie kluby dostają wielomilionową kwotę, to się decydują, nie są w stanie takiej kwoty odrzucić. A to wpływa na możliwości budowy zespołu. Na razie tego nie zmienimy.
Dlaczego Legia z pokaźnym budżetem nie jest w stanie rywalizować dziś na europejskim poziomie?
Myślę, że Legia nie jest w stanie wyzwolić się spod presji. Nie mam na myśli tu zwykłej meczowej presji, po prostu nie jest w stanie okresowo pogodzić się z tym, że czasem warto odpuścić walkę o tytuł, by zbudować silną drużynę.
Nie można tego pogodzić?
Teoretycznie można. Ale praktyka pokazuje, że niekoniecznie. Dziś Legia przy najwyższym budżecie może płacić najlepiej, jest w stanie ściągnąć sporo wyróżniającej się młodzieży, ale ta gonitwa powoduje, że nie umie jej wprowadzić do pierwszej drużyny. Jednak bez przerwy dokupuje się zawodników zagranicznych, którzy nie są na tyle dobrzy, żeby zajmować miejsce utalentowanym Polakom. Ten przepis o młodzieżowcu spowodował, że kluby przestały myśleć kategoriami: "Nie mam gotowych młodych Polaków, więc szukam za granicą". Nagle się okazało, że w pierwszej kolejności szukamy zawodnika u siebie, potem w kraju. Musimy z tymi młodymi zawodnikami pracować, dać mu kredyt zaufania, pracować z nim. Nagle wyskakują zawodnicy, choćby ten Piątkowski w Rakowie.
Akurat Raków, Legia czy Lech mają taki model pracy.
Jednak ten przepis bardzo ułatwia wprowadzanie młodych w wielu klubach. Nie tylko mam jednego zawodnika, muszę mieć kilku, bo nie wiadomo, co się wydarzy. Z punktu widzenia walki ze starą mentalnością to jest bardzo dobry przepis.
Wróćmy do Legii.
Raz na jakiś czas w Legii ktoś wstanie i powie: "Od teraz musimy budować klub na młodych Polakach, być konsekwentnymi, walczyć o coś więcej niż tylko mistrzostwo Polski". Potem przychodzi dzień powszedni, Legia się potknie i nagle ludzie od pięknych słów zaczynają tracić głowę i zachowują się irracjonalnie. Jeśli budujemy konstrukcję to najpierw trzeba zbudować fundamenty. Nawet jeśli wydarzy się coś złego, to fundamenty utrzymają budynek w pionie. Jeśli ciągle grzebiesz przy fundamentach, to budynek się zawali przy pierwszej wichurze. Mimo że z daleka ładnie wygląda.
Z drugiej strony mamy Lecha Poznań, który buduje klub od fundamentów ale w kraju przegrywa.
Lech przebudowywał drużynę, postawił na młodzież, która świetnie się odnalazła, ale zapomniano, że nie da się przy tak skromnych siłach trzymać dwóch srok za ogon. Zawodnicy wszystko co mieli najlepszego zostawiali w pucharach i niestety poza dobrym wrażeniem wiele z tego nie wynikło. Widać było, że wielu chłopców po prostu nie dawało rady na dwóch frontach. Fizycznie nie wytrzymali. Z kolei Legia ma kłopot jak skutecznie przedłużyć sukces. Buduje coś lokalnie, wygrywa trofeum albo dwa, ale z tego nie idzie krok trzeci. A więc wszystkie ręce na pokład i walczymy o Europę, jesteśmy gotowi od 1. rundy, nie od czwartej, gdy jest już za późno. Tego oni na razie nie potrafią zrobić. Gdy ja przyszedłem do Legii, ówczesny inwestor Janusz Romanowski mówił: "Ma być mistrzostwo, puchar Polski i Liga Mistrzów". Tytuł był połową drogi.
W tamtych czasach Legia i Widzew demolowały resztę stawki, w sezonie gdy graliście w Lidze Mistrzów obie drużyny miały ponad 30 punktów przewagi nad resztą.
W teorii nie jest to coś, czego nie da się zrobić. Ogólnie każdy jest w stanie sensownie powiedzieć, co trzeba zrobić. Gorzej z pracą, bo to kwestia dobrych decyzji, selekcji, przygotowania. Skoro wspomniał pan o tej dominacji, to dziś tego nie ma. Dziś jest zacięta rywalizacja w lidze. Nawet jeśli Legia te tytuły wygrywa, to o dominacji w poszczególnych sezonach nie ma mowy. To też nie ułatwia przygotowania do gry w pucharach. Do tego czterostopniowa drabinka, żeby dostać się do fazy grupowej to naprawdę mordęga.
Powiedział pan: "biorąc pod uwagę tempo rozwoju Ekstraklasy", więc rozumiem, że nie jest ono zadowalające. Czy to może się zmienić?
Myślę, że pomoże nam wielkie zainteresowanie piłką nakręcone przez wyniki reprezentacji i gwiazdy, głównie Roberta Lewandowskiego. To jest sygnał, że możemy się pozbyć kompleksu, według którego "w Polsce się nie da". Trampoliną może być szkolenie. Młodzi zawodnicy dobrze prowadzeni od piątego roku życia przez trenerów pracujących nowocześnie, którym kluby stworzą ścieżkę rozwoju dającą nie tylko satysfakcję, ale i wymierne korzyści finansowe. Przyszłością są duże szkółki prowadzące szkolenie do 15. roku życia i potem wypuszczające najlepszych w świat. To oznacza konkretne przychody a w przypadku transferów najlepszych zawodników kolejne profity. I możliwość funkcjonowania na wysokim poziomie. Tak się to odbywa w tych krajach, do których aspirujemy, czyli Austrii, Holandii, Belgii.
Ale to wszystko brzmi mocno utopijnie, dopóki nie zaczniemy od masowej edukacji trenerów pracujących na najniższym poziomie.
Owszem, to by się przydało, do tego ta powszechna edukacja powinna być łatwo dostępna. Dziś problem jest taki, że zdobycie uprawnień wymaga wydania sporej kwoty.
Ale jak to zrobić?
Są wybory do związków wojewódzkich, są wybory do PZPN. Oczekiwałbym, że stanie się to istotnym punktem programów kandydatów. Skończy się COVID, zwolnią się środki na tego typu działania, jak wspomaganie finansowe tego typu projektów.
Biorąc pod uwagę całokształt naszego futbolu, kadrę, ligę, zawodników, proszę wskazać - jak w ankiecie - jedną z odpowiedzi: jesteśmy zdecydowanie powyżej możliwości, powyżej możliwości, na miarę możliwości, poniżej możliwości, zdecydowanie poniżej możliwości.
Wybieram odpowiedź numer trzy. To jest futbol na miarę naszych możliwości. Ale idziemy do przodu. Bardzo powoli, ale do przodu.