Była to trzecia porażka częstochowian w tym sezonie, choć zdaniem ich szkoleniowca mecz potoczyłby się inaczej, gdyby pod koniec pierwszej części gry sędzia Jarosław Przybył podyktowałby rzut karny za faul na Vladislavsie Gutkovskisie.
- Pierwsza połowa mocno pod nasze dyktando, ale nie potrafiliśmy sfinalizować szans, które mieliśmy. Nie został podyktowany też ewidentny rzut karny. Jeśli gra się z drużyną, która traci 8 bramek w 14 meczach i nie wykorzystuje się czterech sytuacji, na pewno będą problemy - mówił trener Marek Papszun na pomeczowej konferencji prasowej.
Problem z kreowaniem
Po zmianie stron coraz więcej do powiedzenia miała na boisku Pogoń i potwierdziła to bramką. Dzięki trafieniu Adriana Benedyczaka z 58. minuty Portowcy wywieźli z Bełchatowa trzy punkty.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Czy psycholog jest potrzebny na zgrupowaniach kadry? "To zależy od oczekiwań każdej strony"
- Ich drugie lub trzecie wejście w pole karne zakończyło się bramką, a mecz wymknął się nam spod kontroli. Zbyt dużo było w naszej grze nerwowości i niedokładności. Pogoń to napędziło. Wykorzystali szansę, którą im daliśmy i zwyciężyli. Do 60. minuty wszystko przebiegało jak chcieliśmy poza tym, że piłka nie wpadła do siatki. Potem straciliśmy kontrolę nad spotkaniem, zaatakowaliśmy większą liczbą graczy, nadziewaliśmy się na kontry - dodał szkoleniowiec Rakowa Częstochowa.
W całym meczu czerwono-niebiescy oddali zaledwie jeden celny strzał. Niecelnych było nieco więcej, ale to i tak bilans, który nie ma prawa zadowalać kibiców.
- Nie przypominam sobie, by Dominik Holec miał jakąś spektakularną interwencję. To był taki mecz. Poza kontrami cięzko było o sytuacje. Niełatwo było wykreować w trzeciej tercji meczu o kreowanie akcji. Ewidentnie my i Pogoń mieliśmy problem z trafieniem w światło bramki - podkreślił Papszun.
"Gen zwycięstwa" Pogoni
Dla szczecinian triumf w Bełchatowie był piątym z rzędu. Dzięki niemu przeskoczyli Raków w tabeli i mogą powiedzieć, że po 15. kolejce będą liderem lub wiceliderem PKO Ekstraklasy (więcej TUTAJ).
- Z meczu na mecz rośnie wiara w siebie i to, że potrafimy tak wyrównane mecze wygrywać. W zespole wszyscy zrozumieli, że gra się łatwiej, gdy wywiązujemy się z zadań wszyscy razem. A gra na zero z tyłu sprawia, że mamy pole do popisu z przodu - powiedział Kosta Runjaić.
- Raków w całym meczu pokazał jakość. Długo utrudniał nam zadanie na boisku. Myślę, że nasze zwycięstwo jest zasłużone, nawet jeśli wygraliśmy tylko jedną bramką. Zadowolony jestem z pracy zespołowej. Mieliśmy cztery doskonałe okazje, by zamknąć ten mecz, ale z nich nie skorzystaliśmy. Mój zespół dał z siebie wszystko, a może nawet więcej niż mógł - dodał.
Bohaterem spotkania okazał się wspominany Adrian Benedyczak. Trener Pogoni Szczecin postawił na niego od pierwszych minut gry po raz drugi w tym sezonie, a młodzieżowy reprezentant Polski odpłacił się bramką. Zapytaliśmy więc, czy Runjaić wiąże z nim nadzieje.
- Nie żyjemy "nadzieją", a tym, że widzimy codziennie tego zawodnika. Widzimy jak pracuje. Technicznie dobrze wyszkolony, utalentowany, szybki, dynamiczny. Rozwinął się znakomicie. Ma przed sobą dużo pracy, ale jesteśmy przekonani, że wielka kariera przed nim. Uczy się od starszych zawodników i wierzymy, że jest na ciekawej drodze - podsumował.
W następnej - szesnastej - kolejce Raków zagra na wyjeździe z Legią Warszawa a Pogoń podejmie w Szczecinie Cracovię. Oba spotkania odbędą się 6 lutego.