40-letni dziś Artur Boruc to legenda polskiej piłki. Rekordzista drużyny narodowej pod względem występów w bramce (65), uczestnik MŚ 2006, Euro 2008 i Euro 2016. Jeden z naszych najlepszych golkiperów w historii. Wzór dla bramkarzy nowej generacji.
W Premier League rozegrał 128 meczów w barwach Southampton i Bournemouth. Niedługo drugim Borucem w najlepszej lidze świata może zostać 18-letni Maksymilian Boruc. To utalentowany bramkarz West Bromwich Albion.
Michał Grzela, WP SportoweFakty: W tym zawodzie twoje nazwisko waży całkiem sporo...
Maksymilian Boruc, zawodnik West Bromwich Albion: Artur to daleka rodzina od strony ojca. Wciąż nie wymieniliśmy ze sobą nawet jednego słowa. Wiele osób myśli, że skoro jestem spokrewniony z Arturem, to na pewno udało mi się coś wywalczyć samym nazwiskiem. Prawda jest jednak taka, że nazwisko w niczym mi nie pomogło. Nawet moja chęć gry na bramce nie miała nic wspólnego z Arturem. Nie chciałem iść w jego ślady i dziś nie chcę być do niego porównany. Moim celem jest napisać swoją własną historię.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takiego gola nie powstydziłyby się największe gwiazdy futbolu!
Jak reagują na to twoi koledzy z szatni?
Zawsze, gdy trafiam do nowego klubu lub w momencie, gdy poznaję kogoś nowego, pojawiają się pytania dotyczące Artura. W takiej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć, że jesteśmy spokrewnieni, ale nie mamy ze sobą żadnego kontaktu. Część osób w to wierzy, część nie.
Czy Artur jest twoim bramkarskim wzorem?
Nie ulega wątpliwości, że Artur to świetny bramkarz. Jego kariera to bardzo barwna historia. Jeśli chodzi o czerpanie z jego stylu, to muszę przyznać, że zdarzało mi się podpatrywać jego zachowanie w sytuacjach "1 na 1". Zawsze robiło to na mnie ogromne wrażenie. Ogólnie staram się czerpać wzorce od wszystkich bramkarzy, którzy poprzez dobrą postawę na boisku zwracają na siebie uwagę. Fabiański, Szczęsny, Drągowski, Skorupski - każdy z nich jest świetny i podpatrując ich, mogę się naprawdę sporo nauczyć. Największym wpływ ma na mnie jednak Manuel Neuer. Widać tu duży wpływ szkoły niemieckiej, która przyczyniła się do ukształtowania mojej osoby.
Masz podwójne obywatelstwo: polskie i szwedzkie. Jeśli przyszłoby ci wybierać między reprezentacją Polski a Szwecji, jaka będzie twoja decyzja?
W przeszłości otrzymywałem powołania do młodzieżowej reprezentacji Szwecji, natomiast teraz, jeśli dostałbym powołanie do reprezentacji Polski, to przyjąłbym je bez chwili zastanowienia. Czuję się Polakiem. Takie powołanie byłoby dla mnie dużym wyróżnieniem i powodem do dumy.
Jak w ogóle trafiłeś do Szwecji?
Jako małe dziecko przeprowadziłem się z rodzicami do Szwecji. Samą przygodę zacząłem dość późno. Idąc na pierwszy trening do lokalnej drużyny, miałem 9 lat. Na początku grałem na obronie, ale stosunkowo szybko stanąłem między słupkami.
Na jakim poziomie stało szkolenie w Szwecji?
De facto w Szwecji nie ma szkolenia. Nawet w największym klubie w okolicy nie mogłem liczyć na treningi bramkarskie. Tak naprawdę to zmieniło się dopiero w Anglii. Dlatego muszę podkreślić, że poziom, do którego doszedłem, to przede wszystkim efekt moich indywidualnych starań.
Jak starałeś się wypełnić lukę wynikającą z braku profesjonalnego treningu?
Pierwszym profesjonalnym trenerem, z którym miałem kontakt, był Łukasz Gajda. Raz na miesiąc przyjeżdżał do mnie do Szwecji i wtedy przez kilka dni trenowałem pod jego okiem. Później, w wieku 13-14 lat, miałem możliwość trenowania w Niemczech. Tam o mój rozwój dbali Grzegorz Pogorzelczyk i Lothar Matuschak.
Treningi w Niemczech cię ukształtowały?
W przeszłości pod okiem Lothara rozwijał się Manuel Neuer. W Niemczech ludzie uważają go za legendę w swoim fachu. Jego wiedza, a także warsztat Grzegorza Pogorzelczyka dały mi naprawdę wiele. Do Niemiec jeździłem jednak tylko raz na jakiś czas, więc byłem poniekąd zmuszony dbać o dalszy rozwój we własnym zakresie. Nieoceniona okazała się pomoc taty, który spędził ze mną na boisku mnóstwo czasu.
Wyniosłeś ze Szwecji cokolwiek pozytywnego?
Parę miesięcy przed transferem do Stoke City trafiłem do drużyny, która na co dzień występuje w szwedzkim odpowiedniku Sunday League (rozgrywki amatorskie w Anglii - przyp. red). Gdy miałem 15 lat, zostałem włączony do pierwszej drużyny. To było świetne doświadczenie. Zostałem bardzo dobrze przyjęty przez starszych kolegów, a do tego miałem okazję oswoić się z grą przeciwko bardziej dojrzałym zawodnikom.
Do Anglii trafiłeś w styczniu 2019 roku. Dlaczego zdecydowałeś się na ten kierunek?
Nie będę ukrywał, że możliwie szybko chciałem opuścić Szwecję, a Anglia wydawała się idealnym miejscem do kontynuowania kariery. Istotne było również to, że w Anglii nie musiałem rezygnować z edukacji w szwedzkiej szkole. Wszystkie obowiązki realizowałem i nadal realizuję poprzez zdalne nauczanie.
Twoim pierwszym angielskim klubem zostało Stoke City.
W 2019 roku miałem propozycję zarówno od Stoke, jak i West Bromwich Albion. Moja pozycja negocjacyjna była dobre ze względu na doświadczenie, które w przeszłości zebrałem na testach we Włoszech, Niemczech czy właśnie w Anglii. Ostatecznie zdecydowałem się na Stoke. Wtedy doszedłem do wniosku, że sztab trenerski w akademii tego klubu pozwoli mi wskoczyć na wyższy poziom. Do tego drużyny U-18 i U-23 Stoke słyną z tego, że od zawodników wymaga się naprawdę sporo.
Czas pokazał, że były to dobre złego początki. Pół roku później trafiłeś do WBA.
W Stoke zaczęło dochodzić do zmian. Odszedł dyrektor akademii i kilka innych osób, a nowe rozdanie w klubie nie napawało optymizmem. Pierwszej drużynie nie szło zbyt dobrze. W całym klubie dało się wyczuć napięcie i już wtedy wiedziałem, że trzeba zacząć rozglądać się za miejscem, gdzie znów będę odczuwał spokój psychiczny. Szczęście się do mnie uśmiechnęło, albowiem na stole pojawiły się dwie oferty - od WBA i Watfordu. Postanowiłem, że skorzystam z pierwszej z nich. Byłem na testach w WBA i wiedziałem, że panuje tam naprawdę fajna rodzinna atmosfera, a jednocześnie ludzie przykładają się do swoich obowiązków.
Żałujesz, że od razu nie wybrałeś WBA?
Nie. Czas w Stoke był dla mnie bardzo dobry. Zaaklimatyzowałem się w Wielkiej Brytanii i wielu rzeczy się nauczyłem. West Brom to kolejny krok w dobrym kierunku.
West Brom to wyjątkowy klub?
Rodzinna atmosfera daje luz, który jest kluczem do harmonijnego rozwoju. Tutaj każdy zna się z każdym. Nawet zawodnicy pierwszego zespołu niezwykle ciepło przyjmują nowych członków akademii. Jeszcze przed pandemią zdarzało się, że jedliśmy wspólnie lunch, czy ćwiczyliśmy razem na siłowni. West Brom oferuje mnóstwo możliwości i po prostu pozwala cieszyć się piłką.
Na razie nie posmakowałeś jeszcze piłki w seniorskim wydaniu. Jest szansa, żeby zmieniło się to w najbliższej przyszłości?
W tej chwili WBA jest w trudnej sytuacji. Strata do bezpiecznego miejsca w Premier League jest spora, a to poniekąd ogranicza pole manewru w zakresie pierwszej drużyny. Wobec tego dawanie szans młodym graczom nie jest teraz priorytetowe. Osobiście pozostaję skoncentrowany na występach w U-18 i U-23. Jeśli będę mógł podziałać z pierwszą drużyną - chociażby na treningach - potraktuję to w kategorii bonusu.
Porównałbyś się do któregokolwiek z bramkarzy, którzy w tej chwili występują w Premier League?
Pod kątem sylwetki na pewno. W tym aspekcie przypominam Davida de Geę. Również jestem wysoki i szczupły. Nawet jeden z trenerów powiedział mi, że nie jestem bramkarzem a atletą.
W tym roku skończysz 19 lat. Kiedy na dobre chciałbyś zamknąć rozdział pt. "piłka młodzieżowa"?
Zobaczymy. Do końca sezonu 2020/21 zostało jeszcze kilka miesięcy. W tym czasie chcę wynieść jak najwięcej wiedzy z U-18 i U-23. Dodatkowa presja czasami może wyjść człowiekowi bokiem, dlatego zachowuję spokój.
Czy ten spokój idzie w parze z wyznaczaniem konkretnych celów?
I tak, i nie. Na pewno chciałbym regularnie grać w jednej z pięciu najmocniejszych lig i to w jak najlepszej drużynie. Aspiracje mam duże. Jak to się potoczy, do końca jednak nigdy nie wiadomo. Czuję, że mam dopiero, a nie już 18 lat. Rozwijam się swoim tempem i nie mam zamiaru zapowiadać, że wraz z upływem roku czy dwóch muszę znaleźć się w uprzednio wskazanym miejscu. Jako osoba wierząca jestem przekonany, że gdzieś na górze jest plan, który dzięki mojej ciężkiej pracy uda się zrealizować. Czy to będzie za rok, czy później ma drugorzędne znaczenie.
Czytaj także: Marzenia legły w gruzach. Jak Góralski ścigał się z losem
Czytaj także: Paulo Sousa napisał do Roberta Lewandowskiego. Padły wielkie słowa