[b]
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: W czwartek nasza reprezentacja otwiera eliminacje mistrzostw świata 2022 meczem z Węgrami. W 2003 roku pana kadra narodziła się właśnie w Budapeszcie.[/b]
Paweł Janas, selekcjoner reprezentacji w latach 2002-06: Mogę potwierdzić, że wtedy coś "zaskoczyło" w naszym zespole. To był nasz ostatni mecz eliminacji Euro 2004, niestety nie awansowaliśmy, ale wygrana 2:1 w Budapeszcie dała nam wiarę, że możemy coś dalej robić. I tak się stało.
W Budapeszcie dwa gole strzelił Andrzej Niedzielan, który debiutował w pana zespole i znalazł się w kadrze trochę przypadkiem.
Przez kontuzję Maćka Żurawskiego. On i Grzesiek Rasiak dobrze radzili sobie w Grodzisku. Mieszkałem niedaleko, we Wronkach, i często przyjeżdżałem na ich mecze. Andrzej był w gazie, dlatego dostał szansę. Mówiłem chłopakom przed meczem: "grajcie jak u siebie w Groclinie". Grzesiek potrafił się utrzymać przy piłce, Andrzej był szybki, miał drybling. Jeden strzelił dwa gole, drugi miał dwie asysty. Chcieliśmy powalczyć z Węgrami, nikt nie zakładał, że wygramy, ale miło się skończyło. Później dowiedziałem się, że było to pierwsze zwycięstwo reprezentacji z Węgrami na ich terenie.
Wierzyliście, że zagracie w barażach do Euro 2004?
No pewnie! Przecież my czekaliśmy po ostatnim gwizdku na wynik w Sztokholmie. Chodziliśmy po boisku i nasłuchiwaliśmy. Kto by jednak przypuszczał, że Szwedzi nagle przegrają z Łotwą (0:2). Byli najlepszą drużyną w grupie, mieli świetny skład... Dziwna sprawa, że jeszcze u siebie dostali. Byliśmy rozczarowani, chociaż chyba bardziej zdziwieni. Później Łotwa przeszła baraże i zagrała na Euro 2004. To mogliśmy być my.
ZOBACZ WIDEO: Niepokojące słowa byłego prezesa PZPN przed meczami reprezentacji Polski. "Od razu skaczą na głęboką wodę"
Pan żałuje, że nie trafił na taki potencjał ludzki, jaki mamy obecnie w reprezentacji?
Też nie miałem złej drużyny, robiliśmy wyniki w eliminacjach mistrzostw świata 2006 i awansowaliśmy na mundial w dobrym stylu. Nie mieliśmy może najlepszego piłkarza na świecie, ale sobie radziliśmy. Szkoda mi tego Ekwadoru na mundialu. Zawsze najgorszy jest ten pierwszy mecz na dużym turnieju. Skończyło się 0:2 i później już poszło. Chyba nas rozprężyło zwycięstwo z Ekwadorem w towarzyskim meczu pół roku wcześniej. Ale co ja będę opowiadał.
A jak pan patrzy na to, co teraz dzieje się w naszej reprezentacji?
Trochę mi szkoda Jurka Brzęczka. Jest pierwszym trenerem, który awansował na turniej i nie poprowadzi w nim drużyny. Robotę zrobił i mu podziękowano, czego nie rozumiem. Polaków jakoś zawsze szybko się zwalnia. Leo Beenhakker pozostał na stanowisku, gdy nie wyszedł z grupy na Euro 2008. A nam dziękuje się bez gadania.
Pan jeszcze wróci do zawodu?
Jest dużo zdolnej młodzieży, niech oni się denerwują. Ja na razie staram się nie zachorować na koronawirusa. Jeżdżę jeszcze na kursy trenerskie, wykładam. Jest kilku szkoleniowców w ekstraklasie, którzy przeszli przez naszą szkołę trenerów w Białej Podlaskiej. I fajnie, że Polacy, a nie zagraniczni. Myślę, że wielu jest zdolnych i ambitnych trenerów, którzy w przyszłości mogą zamieszać w polskiej piłce. Widzę, że podchodzą poważnie do tematu, a nie na zasadzie: "należy mi się dyplom, bo grałem wcześniej w piłkę".
Widzi pan w kimś potencjał na przyszłego selekcjonera?
No na przykład u Marka Papszuna z Rakowa czy Jacka Magiery. Byli u nas na egzaminach. Jest też paru innych chłopaków, nie chcę wymyślać na siłę, ale Papszun i Magiera to przyszłość.
W czwartek w Budapeszcie będzie powtórka z 2003 roku?
Jasne, trzymam kciuki za kadrę, zawsze oglądam mecze. Myślę, że możemy powtórzyć ten wynik. Węgrzy są do ogrania. Będę oglądał mecz w telewizji, karierę trenerską już zakończyłem.
Mateusz Klich: Nie wierzę w czystą kartę
Robert Lewandowski nie zagra z Andorą? Zbigniew Boniek wyjaśnia