Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jak w ostatnich tygodniach wyglądał kontakt z trenerem Paulo Sousą?
Mateusz Klich, piłkarz Leeds United i reprezentacji Polski: Dostałem filmik z wyciętymi akcjami z moich meczów w Leeds United i wytyczne, czego trener ode mnie oczekuje, jak wyobraża sobie moją grę w reprezentacji. Chodziło o zachowanie w akcjach ofensywnych i defensywnych.
To ma być nowa wersja Klicha czy coś podobnego, czego oczekiwał od pana poprzedni selekcjoner?
Na mojej pozycji raczej podobnie gra się u wszystkich trenerów. Moja rola będzie podobna, czyli występy na pozycji numer "8" i łączenie ataku z obroną. Chociaż zobaczymy, może zmieni się bardziej gra drużyny. Dużo będzie zależało od meczu. Jeżeli zaczniemy spotkanie z nastawieniem na atak, to będę więcej biegał z przodu. Jeżeli postawimy na defensywę, to raczej nie będę się "wygłupiał".
ZOBACZ WIDEO: Kamil Grosicki niezbędny w reprezentacji? "Straciliśmy szybkość na skrzydłach"
Paulo Sousa często z panem rozmawiał?
Mieliśmy kilka łączeń na "zoomie". Raz indywidualnie, raz w większej grupie z drużyną. Wszyscy czekamy na zgrupowanie i pierwszy trening, bo przez internet za dużo nie da się dowiedzieć. Rozmawiać można sobie o wszystkim i zawsze jest miło, ale treningi i mecze wszystko weryfikują. Pierwsze wrażenie na pewno jest dobre, chyba nie miałem jeszcze negatywnych odczuć po jakimkolwiek pierwszym kontakcie ze szkoleniowcem. Dopiero później zaczyna się przygoda.
Z jakim nastawieniem przyjechał pan na zgrupowanie? Z poczuciem startu z czystą kartą?
Raczej z ciekawością. Jest nowy człowiek, asystenci, będą inne treningi, podejście. Gdy miałem 18 lat to wierzyłem w "czystą kartę". Nie trzeba mi tego mówić, bym wiedział, że trener ma już w głowie pomysł, jak chce grać i kim. To nie wygląda tak, że szkoleniowiec na pierwszym treningu organizuje wewnętrzny mecz jedenastu na jedenastu i na tej podstawie wybiera skład na początek eliminacji.
Mamy się spodziewać zmiany ustawienia drużyny?
Trudno powiedzieć. Raczej treningi to pokażą. Wiem, że na pewno nie zagram na lewej pomocy, wahadle i w ataku.
No chyba, że jednak nasi napastnicy nie zagrają na Wembley...
W sumie racja, więc kto wie.
Mówiąc poważnie - wiemy już, że Robert Lewandowski i Krzysztof Piątek będą mogli wystąpić w Londynie. Pan spodziewał się innego rozwiązania?
Byłem spokojny, bo wiedziałem, że Niemcy będą potrzebowali zawodników z Premier League. Wystarczy spojrzeć na powołania do tej kadry. To wszystko działa w dwie strony, dlatego bardziej wierzyłem w pozytywny scenariusz.
Zwolnienie Jerzego Brzęczka było dla pana szokiem?
Na pewno - wszyscy w drużynie byli w szoku po tej decyzji. Spodziewaliśmy się, że to trener Brzęczek dalej poprowadzi reprezentację. Współpracę z trenerem na pewno będę dobrze wspominał. Jerzy Brzęczek przywrócił mnie do kadry po kilku latach przerwy, stawiał na mnie. Ale to nie ja zatrudniam selekcjonera, jestem od grania i teraz też będę starał się najlepiej jak potrafię.
Zbigniew Boniek tłumaczył, że potrzebny był impuls w reprezentacji, bo w ostatnim czasie w kadrze panował marazm. Zgadza się pan z takim stwierdzeniem?
Na pewno nie graliśmy tak, jak byśmy oczekiwali, ale wydaje mi się, że wyniki nas broniły. Na Euro awansowaliśmy komfortowo, bardzo szybko. Nie był to styl Barcelony za czasów Pepa Guradioli, ale taka jest piłka.
A może w dzisiejszej piłce styl schodzi na dalszy plan?
Myślę, że tak. Piłka to dziś wynik, liczby, statystyki. Przebiegnięte kilometry. Wykonane sprinty, szybkość sprintów. Gole, asysty.
No i koniecznie zdjęcie w mediach społecznościowych z siłowni czy boiska.
A no właśnie, bo przecież nie można mieć dnia wolnego. Te media społecznościowe stają się już nudne, ale... Wracając - coraz mniej drużyn ma swój styl i stara się grać ładnie dla oka. Większość zespołów woli wygrać.
Zaczynacie eliminacje mistrzostw świata 2022. Jak ocenia pan grupę z Anglią, Węgrami, Andorą, Albanią i San Marino?
Pierwsze miejsce będzie realne, jeśli nie przegramy w Anglii. Ja bym jednak o Wembley jeszcze nie myślał, bo Węgrzy też mają dobry zespół i najpierw trzeba zrobić wynik w Budapeszcie. Najważniejszy mecz jest z nimi i gwarantuję, nie będzie tak łatwo. Eliminacje Euro 2020 zaczęliśmy od wyjazdowej wygranej z Austrią i to nam pomogło, ustawiło całe kwalifikacje. Oby teraz było podobnie.
Ma pan w nogach 29 meczów w Premier League. Czuć zmęczenie?
Przyznam, że tak, dlatego ostatnio w klubie więcej odpoczywałem. Dwa mecze zacząłem na ławce. Przez trzy ostatnie lata trochę tych spotkań "nabiłem", do tego nie miałem żadnych wakacji. Na szczęście omijały mnie poważniejsze kontuzje, ale drobne zaczęły mi się przytrafiać. Z przeciążenia, od intensywności. Stawy mnie jeszcze nie bolą, mam dopiero 30 lat, ale coś tam pobolewało. W klubie też bardzo ciężko trenujemy pomiędzy spotkaniami, więc trudno odzyskać świeżość. Mam nadzieję, że złapię oddech, bo najlepsze mecze wychodzą mi w momencie dobrego przygotowania fizycznego.
Pana liczby w angielskiej ekstraklasie to trzy gole i pięć asyst. Jest pan zadowolony z takiego dorobku?
Mogłem mieć z pięć bramek i siedem asyst, ale pierwszy sezon w Premier League jest w moim wykonaniu w miarę przyzwoity. Mamy jeszcze kilka kolejek i liczę, że uda mi się coś dołożyć.
Jednego gola prawie zabrał panu Łukasz Fabiański.
Obronił rzut karny, który wykonywałem, ale oszukał, bo za szybko wyskoczył z linii bramkowej. Przy drugiej próbie już udało mi się Łukasza pokonać. Śmialiśmy się po meczu, że i on dobrze wypadł, i ja. Na treningach w reprezentacji strzelałem "Fabianowi" karne i to chyba nie był dobry pomysł. Już nie będę tego robił. Poza tym - oddałem wykonywanie rzutów karnych w Leeds. Nie lubię tego uczucia, gdy nie trafiam karnego. Jeżeli któryś z kolegów z Leeds zmarnuje jedenastkę, to wtedy jeszcze raz podejdę do karnego.
Przywykł pan już do życia w erze COVID-19?
Do częstych testów, gry przy pustych trybunach? Tak. Na początku te mecze wyglądały jak sparingi, ale po czasie przyzwyczailiśmy się do tego. Teraz spotkania z kibicami będą dla nas wydarzeniem. Na razie, odpukać, COVID-19 mnie omija. Wydaje mi się, że miałem go na samym początku pandemii, jeszcze przed zawieszeniem ligi. Czułem się gorzej jeden dzień, później podobne objawy miała moja dziewczyna. I chyba wtedy właśnie przeszliśmy koronawirusa.
Pokręcone losy Wojciecha Szczęsnego i Łukasza Fabiańskiego. Decyzja trenera nic nie znaczy
Robert Lewandowski i zamach na świętość (opinia)