Jakie zmiany wprowadził Paulo Sousa i jak to wpłynęło na grę reprezentacji? Jakie błędy popełnili nasi zawodnicy? - Długo nie wykorzystywaliśmy naszych atutów, zmieniło to wejście Kamila Jóźwiaka - mówi Marek Marciniak, trener juniorów SKS Bałtyk Gdynia, który z ramienia firmy Instat pracował m.in. dla reprezentacji Belgii czy Szwecji.
- W porównaniu do ostatniego meczu reprezentacji pod wodzą Jerzego Brzęczka trener Sousa dokonał 6 zmian w podstawowym składzie. Dla losów meczu kluczowe okazały się zmiany w bramce i formacji defensywnej. Debiutant Michał Helik na pozycji centralnego obrońcy grał nerwowo. W ataku nie potrafił wprowadzić piłki podaniem do strefy wyżej, w obronie był spóźniony w swoich reakcjach. Wykonał najwięcej fauli spośród wszystkich Polaków i miał udział przy stracie dwóch pierwszych bramek dla Węgrów - dowodzi Marciniak.
Innym "winowajcą" był zdaniem analityka Instatu bramkarz Wojciech Szczęsny . - Popełnił bardzo prosty błąd w akcji, z której rywale strzelili Polsce gola na 1:0. Po tym zdarzeniu nie gwarantował już stabilności w tyłach: zbyt wolne rozgrywanie piłki napędzało węgierski pressing, a niepewne zachowania w polu bramkowym golkipera Juve zachęcały do ofensywy. W sumie Szczęsny obronił tylko 1 strzał - zauważa Marciniak.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nawet Lewandowski nie powstydziłby się takiego gola! Wow!
Warto dodać, że był to raczej prosty strzał Gergo Lovrencsicsa z około 20 metrów.
Widać było, że zawodnicy starają się realizować koncepcje Sousy, ale nie zawsze wchodziło.
- Zgodnie z zapowiedziami biało-czerwoni od pierwszego gwizdka chcieli odbierać piłkę wyżej: po stracie pierwszej bramki Polacy próbowali zakładać pressing nawet w polu karnym przeciwnika. Wyrównujący gol Jóźwiaka nie zamazuje jednak obrazu gry w obronie Polaków, a więc błędów w reakcji i organizacji tej formacji. Trener musi znaleźć odpowiedzi na błędy popełnione przez polską defensywę przed meczem na Wembley, bo Węgrzy wykorzystali trzy z czterech szans na gole, a z pewnością Anglicy stworzą ich sobie więcej.
Polacy nie radzili sobie z tyłu, ale i z przodu wcale nie wyglądało to dobrze. Przynajmniej do momentu potrójnej zmiany w 58. minucie.
- Zmiany w koncepcji ataku pozycyjnego, a więc przejście na trójkę z tyłu i brak klasycznych skrzydłowych, skutkowały wyższym posiadaniem piłki od początku gry. Było to ponad 70 proc. w pierwszym kwadransie i 65 proc. na koniec meczu. Ale tez małą liczbą okazji do zdobycia gola. Polacy wykorzystali wszystkie szanse, które stworzyli - mówi Marciniak.
Podobnie jak w obronie, również w ataku widać było pewien pomysł Sousy, ale wykonanie nie było takie, jak portugalski trener sobie wymarzył.
- W atakowaniu Polaków widać było częste rotowanie się na pozycjach zawodników wszystkich formacji, ale wolne tempo ich przemieszczania się i brak przyspieszenia skutkował niską liczbą składnych akcji strzeleckich. Przez większość meczu Węgrzy bardzo szczelnie bronili pola karnego i poza atakami bramkowymi Polacy nie oddali więcej celnych strzałów na bramkę Gulacsiego. Nasz najlepszy napastnik oddał tylko dwa strzały w meczu - zaznacza analityk.