Dariusz Mioduski o piłkarskiej wojnie: Telefon od prezydenta UEFA mnie zmroził!

Dariusz Mioduski, prezes Legii i wiceszef ECA, był w centrum ostatniego zamieszania wokół piłki. - W niedzielę o 7:30 obudził mnie telefon od prezydenta UEFA. Nie mogłem uwierzyć w to, co mi powiedział - przyznaje właściciel mistrzów Polski.

Piotr Koźmiński
Piotr Koźmiński
Dariusz Mioduski Agencja Gazeta / Kuba Atys / Na zdjęciu: Dariusz Mioduski
Dariusz Mioduski od dłuższego czasu działa w ECA, czyli Europejskiej Organizacji Klubów. Szef Legii Warszawa był w zarządzie, a teraz wszedł do Komitetu Wykonawczego. ECA rozmawia między innymi z UEFA na temat formatu europejskich pucharów.

W piątek wypracowano w tej sprawie porozumienie, ale w niedzielę w nocy wybuchła piłkarska wojna. Rebelianci z 12 klubów powołali Superligę, spotykając się jednak z ogromnym protestem UEFA, ECA, polityków, piłkarzy, trenerów i kibiców. To była wojna błyskawiczna, a szefowie buntowników szybko się poddali. Co to wszystko oznacza dla europejskiej i polskiej piłki? O tym w gronie kilku redakcji rozmawialiśmy z Dariuszem Mioduskim, który brał aktywny udział w ostatnich bezprecedensowych wydarzeniach.

Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Prezydent UEFA, Aleksander Ceferin, nazwał Andreę Agnelliego, jednego z przywódców buntu i szefa Juventusu, kłamcą. Pan go zna choćby z pracy w ECA. Jak pan ocenia jego postępowanie?

Dariusz Mioduski, właściciel i prezes Legii, wiceszef ECA: Powiem szczerze, że jego zachowanie jest dla mnie jedną z największych zagadek tej historii. O ile w jakiś sposób staram się zrozumieć sposób myślenia amerykańskich właścicieli niektórych pomysłodawców Superligi, to Agnelli?! Człowiek z takim nazwiskiem, z takiej rodziny, szef Juventusu? Tego szczerze mówiąc pojąć nie mogę. Nie mogę powiedzieć, że byliśmy przyjaciółmi, ale mieliśmy fajne relacje, również kumplowskie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takiego gola dawno nie widzieliśmy

Podobno najpierw chwalił UEFA za nową reformę, uczestniczył w rozmowach z ramienia ECA, a potem, w sobotę, wyłączył telefon.

Tak było. Też wysłałem mu wiadomość, została nawet dostarczona.

A jeśli by oddzwonił, to co by mu pan powiedział?

Rozmowa nie byłaby ani długa, ani przyjemna.

No to przejdźmy do rzeczy. Ostatnie dni były w futbolu bardzo gorące.

To prawda. A jeszcze w piątek byłem bardzo zadowolony, bo jako ECA doprowadziliśmy do porozumienia z UEFA. W poniedziałek miało to być wszystko procedowane. Rozmawialiśmy oczywiście o reformie pucharów. I naprawdę warto podkreślić ważną zmianę, którą udało nam się wywalczyć w dwóch ostatnich tygodniach negocjacji. Chodzi o to, że w tej nowej formule Ligi Mistrzów jest ścieżka awansu nie dla czterech, jak było wcześniej forsowane, a dla pięciu mistrzów krajów. To duża zmiana, która może mieć ogromne znaczenie dla mistrza Polski. No więc co można było, to wywalczyliśmy, jeszcze w piątek o 15:00 byłem bardzo zadowolony.

A potem wybuchła wojna.

W niedzielę rano, o 7:30, zadzwonił do mnie prezydent UEFA i poinformował o tym, na co się zanosi. Na początku nie chciałem uwierzyć w to do końca, ale przekonywał mnie, że ten scenariusz ogłoszenia Superligi jest bardzo prawdopodobny.

Rozumiem, że po tym telefonie nie położył się pan spokojnie spać.

No skąd! Od razu dziesiątki połączeń telefonicznych, narady, mecz Legii z Cracovią. Jedno posiedzenie ECA miałem tuż przed meczem, drugie zaraz po. Było bardzo, bardzo gorąco. W ECA nie było na początku jednomyślności, czy reagować na coś, co jeszcze nie zostało ogłoszone, czy jednak czekać. Uważałem, że trzeba reagować od razu.

W niedzielę w nocy rebelianci ogłosili Superligę, ale po 48 godzinach było już po nich.

Powiem szczerze: bałem się, że to będzie masakra, że walka potrwa zdecydowanie dłużej, być może wiele miesięcy prawniczych batalii. Ale uważam, że możemy być dumni z tego, jak bardzo futbol ostatnio zjednoczył Europę. Mam wrażenie, że o wiele bardziej niż inne dziedziny życia w ostatnich latach.

Co zadecydowało o porażce buntowników? Duże znaczenie miało chyba twarde stanowisko angielskiego rządu.

Na pewno to miało duże znaczenie. Wycofanie się angielskich klubów, pod naciskiem między innymi premiera Borisa Johnsona, bardzo UEFA pomogło.

Pomogło chyba też zachowanie Bayernu Monachium i PSG, które od początku stanęły po stronie UEFA.

To też. Niemcy, bo i Borussia Dortmund miała takie samo stanowisko, jednoznacznie opowiedzieli się po stronie UEFA i ECA. To miało według mnie duże znaczenie.

Jedna z teorii mówi, że buntownicy wiedzieli, że Superliga nie przejdzie, a chcieli po prostu postraszyć UEFA i wyrwać jeszcze więcej kasy i wpływów.

Nie, nie sądzę. Moim zdaniem naprawdę uwierzyli, że są tak mocni, tak wielcy, że im się to uda. Według mnie chcieli się oderwać na dobre. Tak patrzę na tę sytuację i myślę, że ta grupa jest trochę jak politycy, którzy długo rządzą. Wtedy coraz bardziej odrywają się od rzeczywistości, słuchają tylko tych, którzy im przytakują. Myślę, że tak było w tym przypadku.

Nie będzie zemsty na tych klubach, które wznieciły rebelię?

Ostatnia rzecz, której teraz potrzeba, to kontynuacja konfliktu. Lepiej wyciągnąć z tego wnioski. Musze powiedzieć, że czuć pozytywną energię, ten przewrót dał pozytywnego kopa, wytworzył nić porozumienia po naszej stronie. Na końcu siedzieliśmy wszyscy razem w ECA. PSG, Bayern, Borussia. Natomiast żeby była jasność: trochę to jest teraz jak Warszawa po wojnie. Do odbudowania, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje, jest w futbolu bardzo dużo. Ale niektórzy są w nim według mnie spaleni.

Taki Perez czy Agnelli nie będą jednak dla niektórych bohaterami?

Oj, nie sądzę. U niektórych wyszła megalomania, arogancja, przekonanie o tym, że jest się mądrzejszym od innych. Dla niektórych straty wizerunkowe są nie do odrobienia. Tak naprawdę również w ECA te rozmowy wewnętrzne, negocjacje, nigdy nie były jasne. Jimenez, prawy człowiek Pereza, zawsze nazywał mnie komunistą. No mówiąc szczerze: mówić tak o kimś z Polski to średni pomysł, zwłaszcza gdy się pochodzi z Hiszpanii. A znamy przecież historię. Tak więc nigdy nie było łatwo, natomiast ci, którzy chcieli zrobić Superligę, przekroczyli już grubo granice.

Ktoś powie: a co to obchodzi polskie kluby? I tak nie mamy szans na Ligę Mistrzów. Do Superligi też by nie zaprosili.

Dla polskich klubów są dwie drogi do Ligi Mistrzów. Jedna to wiara niektórych, że przyjdzie bogaty arabski wujek, kupi na przykład Legię, wyłoży miliard dolarów i kupi sobie takich piłkarzy, którzy mu Ligę Mistrzów wywalczą. Jakoś jednak nie widać tych wujków na horyzoncie. Ja wierzę w drugą drogę: budowanie się polskich klubów przez ranking. Grając regularnie w Conference League i Lidze Europy w liczbie trzech klubów nazbieramy te punkty. Przecież my naprawdę powinniśmy być wyżej niż jesteśmy w rankingu, wiele osób w Europie dziwi się i pyta mnie, czemu Polska jest tak nisko.

Weźmy Szkocję. Kiedyś był Celtic, w sumie ranking na poziomie Legii, ale doszli Rangersi i od razu Szkoci mocno podskoczyli do góry. Jestem przekonany, że Polska pójdzie tą samą drogą. Możecie się śmiać z Ekstraklasy, a ja uważam, że jest coraz lepsza, a praca w akademiach przyniesie w końcu efekty. A w ramach porozumienia z UEFA zmieniliśmy jeszcze dwie rzeczy: udało się zwiększyć liczbę drużyn w pozostałych dwóch rozgrywkach, Lidze Europy i Conference League. Więcej meczów to więcej pieniędzy, więcej okazji do zbierania punktów w rankingu. To wszystko ma dla nas duże znaczenie.

Dysproporcje wciąż są jednak ogromne.

Niestety, to się pogłębiło 4 lata temu, gdy przechodziła kolejna reforma Ligi Mistrzów. Efekt jest taki, że cztery ligi odjeżdżają innym. Mają po 4 kluby z automatu w LM, 2 w LE, to oznacza, że zespoły z miejsc 8-9 walczą o puchary. Przez to te ligi są coraz bardziej atrakcyjne. I ich najsłabsze zespoły mogą sobie pozwolić na każdego piłkarza Legii. Bo choćby ta pierwsza szóstka u nich, nie rozegrawszy choćby meczu, ma już z tytułu gry w pucharach kilkaset milionów euro. Natomiast ja wierzę, że w piłce powinno być jak w społeczeństwie. Powinna być silna średnia klasa. Zawsze będą bogatsi i biedniejsi, ale trzeba szukać balansu. Superliga zupełnie by to zniszczyła.

A da się coś z tymi nierównościami w piłce zrobić? Może salary cup jak w USA?

Salary cup w Europie jest niemożliwe, bo w USA prawo jest inne. Tu wszelkie próby ograniczenia zarobków graczy kończą się skargą związku piłkarzy do instytucji UE i sprawa jest przegrana. Poza tym, trwa wielka walka o piłkarzy. Mimo pandemii, która pustoszy budżety. Legia na przykład straciła 30 proc., a koszty są praktycznie takie same.

A skoro o Legii mowa. Co z przedłużeniami kontraktów np. Wszołka czy Boruca?

Rozmawiamy z kilkoma kluczowymi zawodnikami. Chcemy, żeby zostali, ale wiele zależy też od nich. Powiem tak: ich oczekiwania finansowe przerosły... moje oczekiwania.

Boruc zostanie czy nie?

To w pewnym sensie zależy od niego. My bardzo chcemy, żeby został. Jest wartością tego klubu nie tylko na boisku, ale i poza nim. Natomiast pytanie, czy dojdziemy do porozumienia.

Mówi pan o stratach spowodowanych pandemią. To co z premiami za mistrzostwo?

Od dawna mamy je na bardzo wysokim poziomie. Pewnie, że w obecnych czasach to jakiś problem dla klubu, ale za tytuł premie się należą.

Czy dobrze, że pomysł Superligi upadł?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×