Jacek Magiera: Nie toleruję dziadostwa [WYWIAD]

- Określenie "Nie da się" nie istnieje. Jedynej rzeczy, jakiej nie jesteśmy w stanie zmienić, to cofnąć czasu - mówi Jacek Magiera, trener ekstraklasowego WKS Śląska Wrocław.

Maciej Piasecki
Maciej Piasecki
Jacek Magiera Getty Images / Kevin C. Cox - FIFA / Na zdjęciu: Jacek Magiera
Maciej Piasecki, WP SportoweFakty: Kilka dni temu minął miesiąc pańskiej pracy w Śląsku Wrocław. Poznał pan już dobrze swój nowy zespół? Jacek Magiera, trener WKS Śląska Wrocław: Można tak powiedzieć. Poznałem każdego zawodnika z indywidualnej strony. Ten pierwszy miesiąc to jednak okres obserwacji i przeciągania liny. Dotyczy to też piłkarzy, którzy poznają sztab szkoleniowy. Żeby wyczuć, na co mogą sobie pozwolić. Pierwszy miesiąc w nowym klubie jest dla mnie jak wizyta w kinie, w którym oglądam bardzo dobry film. Dopiero po jego zakończeniu zaczynają wychodzić różne nawyki u piłkarzy. Ale nic nie zmienia się w kwestii wymagań sztabu.

Co jest najistotniejsze?

Zawodnicy mają być mentalnie gotowi do meczu, umieć o siebie zadbać pod tym względem. Przede wszystkim dotyczy to trudności, kiedy zawodnik nie gra lub jest graczem wchodzącym z ławki. To jego sprawa, jak sobie z tym poradzi, musi brać odpowiedzialność za swoją pracę. Na pierwszym spotkaniu jednym głosem sztabu powiedzieliśmy, że będziemy mówić prawdę. Niezależnie od tego, jak może być to odbierane. Piłkarze usłyszą prawdę po meczach o tym, co należy poprawić, chociażby poprzez analizę wideo. Nie będziemy jednak mówić, co się stało. Jak stracisz gola, widzisz głównie bramkarza i dwóch najbliższych zawodników. My chcemy pokazywać, dlaczego tak się stało. Pokazać ciąg wydarzeń, który doprowadził do zdobycia czy utraty gola. Chcemy się rozwijać i być zespołem konkretnym. Który na boisku nie ma wątpliwości, a piłkarze nie czekają z boku na podpowiedzi, co mają robić. To oni podejmują decyzje, które mają być trafne. Mnie nie interesuje, co dzieje się w szatniach innych drużyn. Mój ogródek jest tutaj, na Oporowskiej 62 i Stadionie Wrocław. To tu pracujemy, żeby każdy z zawodników wiedział, czego wymaga od niego sztab i drużyna. Jaką ma spełniać rolę w tej układance. Gdziekolwiek pracowałem, czy to w Sosnowcu, Warszawie, czy reprezentacji Polski, to koncentrowałem się na swoim zespole, a nie przeciwnikach. Oczywiście systematycznie zbieramy informacje o przeciwnikach, sporo o tym rozmawiamy w sztabie, ale koncentrujemy się na sobie. Taką drogę obrałem wiele lat temu i nie chcę z niej schodzić.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jak on to zrobił?! To może być najpiękniejszy gol roku!

Krzysztof Mączyński to lider pańskiego zespołu?

Tak i to nie tylko na boisku, ale również w szatni. Od jego przekazu, nastawienia, komunikacji z drużyną, bardzo dużo zależy w Śląsku Wrocław. Jaki nastrój jest w drużynie podczas zajęć, jak ten zespół trenuje i wreszcie jak gra. Pod moją wodzą zagraliśmy pięć spotkań i Krzysztof Mączyński w każdym z nich wychodził w podstawowym składzie. Mecze, które zagrał, były na wysokim, solidnym poziomie. Reguluje tempo naszej gry. To bardzo doświadczony piłkarz, mający w swoim CV udział w dużej imprezie, takiej jak mistrzostwa Europy. Po tym poznaje się zawodnika. W jakich meczach grał, jak radził sobie pod presją funkcjonowania na wysokim poziomie. To są cechy, jakich nie można kupić. To trzeba przeżyć i Krzysiek to ma. Dodatkowo wykonuje w Śląsku stałe fragmenty gry. Widzieliśmy w meczu z Podbeskidziem ile one znaczą dla wyniku spotkania. Krzysiek jest piłkarzem inteligentnym, szuka możliwości, odchodząc od szablonu. Często takie próby mogą przynieść najlepszy efekt, zaskakujący dla rywala, a korzystny dla własnego zespołu.

Odnoszę wrażenie, że trudno wyprowadzić pana z równowagi. Musi być jednak coś, co irytuje Jacka Magierę...

Irytuje mnie dziadostwo. Kiedy ktoś nie dba o siebie, nie wykorzystuje swojego potencjału. Nie stawia najważniejszych kwestii do zrobienia na czele, tylko odkłada na dalszy plan. Staram się pracować z zawodnikami nad uświadamianiem, co mogą zyskać, a co stracić, za sprawą odpowiedniego podejścia. Ile jest przed nimi pracy, żeby do czegoś wielkiego dojść. Powiedziałem im na pierwszym spotkaniu, że w naszym sztabie określenie "Nie da się", nie istnieje. Jedynej rzeczy, jakiej nie jesteśmy w stanie zmienić, to cofnąć czasu. Jeśli sukcesy są do zdobycia, trzeba być pazernym, bo o sukces w sporcie na wysokim poziomie jest bardzo trudno. Wygrywa tylko jedna drużyna. I to sobie trzeba w głowie ułożyć.

Z czasów gry, któryś piłkarz Śląska Wrocław dał się panu mocno we znaki?

Ze Śląskiem jako piłkarz zagrałem trzy-cztery mecze, nie było tego wiele. Klub z Wrocławia w tamtym czasie niestety dosyć długo grywał poza ekstraklasą. Choć dobrze pamiętam, że był taki sezon, kiedy Śląsk spadł do ówczesnej drugiej ligi, a Legia zdobywała mistrzostwo. Ale dwukrotnie z WKS-em przegrała. We Wrocławiu 0:1, a w Warszawie 3:4. Jak Darek Sztylka przyjechał do mojego domu na rozmowy o pracy w Śląsku, otworzyłem jedną ze swoich kronik i ze wzruszeniem spoglądał, że strzelił gola przy Łazienkowskiej. Ze Śląska z czasów mojej gry na pewno pamiętam Zbyszka Mandziejewicza. Piłkarz, który trafił później do Legii, świetne warunki do gry, wytrzymałość, cechy wolicjonalne na bardzo wysokim poziomie.

Teraz Śląsk i Legię łączy Konrad Poprawa. Jak wygląda sytuacja z jego przenosinami? Konrad poprosił mnie o rozmowę. Poinformował, że kontaktował się z nim dyrektor sportowy Legii Warszawa w celu podpisania z klubem kontraktu. Czytałem też wypowiedź trenera Michniewicza, który stwierdził, że nie optuje za sprowadzeniem Konrada. To też pokazuje, że Legia chce wykorzystać sytuacje, nie mając nic do stracenia, ale też żadnego konkretnego planu na tego piłkarza. Nic ich to nie kosztuje, bo Konradowi po zakończeniu obecnego sezonu kończy się kontrakt. Wiem też, że Legia nie obserwowała Poprawy wcześniej, jeszcze na poziomie drugiej ligi. Zainteresowanie pojawiło się dopiero po kilku dobrych występach na ekstraklasowych boiskach. Śląsk złożył ofertę kontraktu Konradowi niedługo po moim przyjściu do Wrocławia. On sam musi podjąć decyzję, czego chce. Nie będę sugerował, co ma zrobić, to musi być jego świadomy krok. Nie może mieć żadnych wątpliwości. W rozmowie z nim powiedziałem wprost, że mogę zagwarantować pracę nad jego dalszym rozwojem. To jest gwarantem. Decyzja należy jednak do Konrada.
Jacek Magiera w Śląsku Wrocław pracuje od 22 marca Jacek Magiera w Śląsku Wrocław pracuje od 22 marca
Derby Dolnego Śląska za rogiem. Derbowy dreszczyk się udziela?

Derby to dla mnie mecz jak każdy inny. Grałem w takich w Częstochowie, Rakowa ze Skrą, w Warszawie, czyli Legii z Polonią, czy Łodzi, Widzewa z ŁKS-em. To są mecze bardzo ważne dla kibiców, ale dla mnie, jako trenera, to przede wszystkim możliwość zdobycia kolejnych trzech punktów. Na pewno będzie nam brakować otoczki tego wydarzenia, atmosfery na trybunach. Grałem w derbowych spotkaniach, gdzie było 10-15 tysięcy ludzi na trybunach. Realia były jednak inne, wiekowe stadiony i muszę przyznać, że było wiele ekscesów, od powyrywanych krzesełek, kibiców na murawie, po spalone budynki. Dla mnie to patologiczne zachowania, nie o to w sporcie chodzi. Należy w nim przede wszystkim walczyć o zwycięstwo, ale zachowując szacunek do każdego rywala.

Wspominał pan o kronikach. Ile tomów liczy kolekcja trenera Magiery?

Z czasów swojego grania jako zawodnik, mam 22 tomy. Każdy z nich ma około stu stron, zatem archiwum jest dosyć spore. Jako trener sporządzam książkę co pół sezonu, akurat na zakończenie danej rundy. Tego też jest sporo. Taką publikację otrzymuje każda osoba ze sztabu z którą pracuję, a dla siebie zostawiam trzy egzemplarze. Do swoich dwóch domów, a trzecia znajduje się w miejscu pracy, w którym jestem. Najważniejsza w sporządzaniu publikacji jest systematyczność. Jest to cenna wartość pokazująca nasz standard pracy oraz tego, jak rozwija się sztab na przestrzeni miesięcy i lat. Gdybym spojrzał na to, co robiliśmy dziesięć lat temu, a dzisiaj, to jest różnica.

Słyszałem też o nietypowych miejscach na odprawy. Kilka lat temu na trasie Sosnowiec-Pruszków, przekazał pan dawkę wiedzy swojej drużynie w lesie. Takie praktyki są też stosowane w Śląsku?

Były odprawy na stacji benzynowej, w lesie, w parku... Nie zawsze sztywne siedzenie przy rzutniku pomaga zawodnikom. Najważniejszy jest przekaz. Ważne, żeby otworzyć głowy zawodnikom. We Wrocławiu nie przeprowadziliśmy jeszcze odprawy w innym miejscu niż sala konferencyjna, ale kto wie, może coś się wydarzy w niedalekiej przyszłości.

Za to pańska praca magisterska dotyczyła heraldyki, czyli nauki o znaczeniu herbów. Jak wypada ten Śląska Wrocław?

To jest piękny herb, jeden z efektowniejszych pod względem heraldyki w odniesieniu do klubów piłkarskich w Polsce. Jak przyjadę do domu, otworzę pracę magisterską na stronie, gdzie opisałem herb Śląska Wrocław. Nie ma problemu, żebym to udostępnił. Na pewno jest w kształcie tarczy, czyli mówimy o herbie heraldycznym. A to jest najistotniejsze. Heraldycy patrzą też na herb od drugiej strony, czyli wizualizując tarczę rycerską, od frontu. Ten Śląska jest pełen barw i szczegółów, który dodaje mu wartości i na pewno jest interesujący.

Jako były selekcjoner reprezentacji młodzieżowej, ma pan kontakt ze swoimi byłymi kadrowiczami?

Z większością jestem w kontakcie. Rozmowa, wiadomość, dodatkowo regularnie sprawdzam, jak się komu wiedzie. Budowanie relacji z zawodnikami jest dla mnie bardzo ważne w pracy trenera. Lubię rozmawiać z piłkarzami nie tylko o sporcie, ale i życiu poza boiskiem. Wiedzą, że zawsze mogą na mnie liczyć. Na pewno ważne jest to, żeby młody zawodnik traktował nowe doświadczenia, jako lekcje. Każdy ma swoją drogę do sukcesu. Jeden osiągnie go grając w polskiej lidze, drugi wyjedzie zagranicę. Pracując w młodzieżowej kadrze Polski powtarzałem piłkarzom, że ich celem nadrzędnym powinna być gra w seniorskiej reprezentacji kraju. Istotne jest też wejście w dorosły świat. Tam realia są już zupełnie inne. Młodzi piłkarze mają często ogromne oczekiwania względem siebie. Im może się wydawać, że coś się komuś należy. Ale nie zawsze możliwości danego zawodnika pozwalają już dzisiaj wejść na dany poziom, który by go zadowalał. Oczekiwania i możliwości, trzeba nauczyć się je rozgraniczać.

Sezon dobiega końca. Siły we Wrocławiu bardziej skupione na udanym finiszu czy przyszłym sezonie?

Na pewno planujemy. Mamy cykliczne spotkania z prezesem Śląska i dyrektorem sportowym, rozmawiamy dużo, jak ma wyglądać zespół w przyszłym sezonie. Jakie są potrzeby, możliwości klubu, oczekiwania trenera. To wszystko jest ważne.

Szykuje się rewolucja?

Rewolucji nie będzie. Klub nie działa po omacku dlatego nie jest potrzebna. Myślimy jednak o wzmocnieniach, które podniosą jakość sportową. Chcemy być z roku na rok coraz mocniejsi, to naturalny proces. Nie zapominamy jednak, że mamy w tym sezonie jeszcze dużo do wygrania. Musimy zrobić jak najwięcej w swoich meczach. Powiedziałem piłkarzom, żeby nie żyli meczami Lechii Gdańsk czy Rakowa Częstochowa. Nas ma interesować Śląsk Wrocław. Zrób to co do ciebie należy i później zerknij w tabelę.

A na jej czele Legia, już pewna mistrzowskiego tytułu. Zasłużenie?

Oczywiście. Gratulacje dla Legii oraz trenera Czesława Michniewicza. Sezon rozpoczynał Aleksandar Vuković, mój współpracownik z czasów, w których graliśmy z warszawskim klubem chociażby w Lidze Mistrzów. Również dołożył cegiełkę do tego sukcesu. Legia była w tym sezonie najbardziej konkretna i zdecydowana. Mając przy tym dużo jakości. Gratulacje, ale my patrzymy na siebie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×